piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 7 "Pomocny Samarytanin"

Weszłam do zatłoczonego domu w poszukiwaniu Danielle, i pragnęłam znaleźć ją szybko, bo zaczynałam mieć wątpliwości co do tego miejsca, a ściślej mówiąc to co tego czy ja powinnam tu być. Czułam się zażenowana swoim strojem. Oczywiście, że był ładny, jednak na tych szpilkach czułam się jak na szczudłach i wkurzało mnie to, że nie wzięłam torebki, ponieważ teraz musiałam trzymać swój telefon w staniku.
Przeszłam przez dość długi hol, w kierunku kuchni, mając nadzieję, że Dan właśnie się tam znajduję. Na całe szczęście moja nadzieja się sprawdziła, a ja spotkałam dziewczynę na blacie kuchennym. Podeszłam dość prędko w jej kierunku.
-Ana!-dziewczyna przekrzyczała muzykę, zeskakując z blatu i podeszła do mnie.-Tak się cieszę, że przyszłaś, szczerze myślałam, że nie będziesz, ale jesteś!-pisnęła przytulając mnie.-Wyglądasz rewelacyjnie.-oczywiście, że tak wyglądam, w końcu to nie moje ciuchy. Cholera, gdybym miała ubrać się w coś swojego wyszłabym na tym beznadziejnie, dlatego cieszę się, że mam Eve.
Uśmiechnęłam się do brunetki nie wiedząc co właściwie powinnam powiedzieć.
-Idziemy się napić!-złapała mnie za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w kierunku salonu, w którym było cholernie dużo ludzi.
Niepewność zaczęła budować się w moim podbrzuszu i naprawdę chciałam zwiać, jednak silna ręką Danielle mi to uniemożliwiła. Ta dziewczyna może była jak patyk, jednak była silniejsza od niedźwiedzia.
-Masz.-podała mi czerwony kubeczek, w którym była przeźroczysta ciecz.-Pierwszego się nie popija.-spojrzałam na alkohol przypominając sobie moją ostatnią przygodę, jednak nie chciałam wyjść na gorszą więc przechyliłam kubek zaraz za dziewczyną. Gorzko ostra ciecz rozlała się w moim gardle a ja mimowolnie się skrzywiłam.
-Tak jest maleńka.-Dan zaśmiała się głupio, podając mi kolejną porcję, którą chwilę później wypiłam.
-Przedstawię Cię kilku znajomym.-burknęła, byłam pewna, że wypiła więcej niż tylko dwie kolejki.-Daniel-chłopak o podobnym imieniu podszedł do nas, ledwo trzymając się na nogach.
-Co jest?-zrobiło mi się niedobrze, kiedy poczułam jego oddech, był nieprzyjemny.
-To jest Anabel.-dziewczyna uśmiechnęła się przedstawiając nas sobie. Chłopak podszedł kilka kroków bliżej, po czym po prostu pocałował mnie prosto w usta, nie był to pocałunek, jedynie buziak, ale to nie zmieniało faktu, że czułam się nieswojo.
-Nie przejmuj się on zawsze tak się wita.-Peazer burknęła, ciągnąc mnie na środek salonu, gdzie niespodziewanie wszyscy zaczęli siadać, tworząc wielki okrąg, zrobiłyśmy to samo.
Kilka chłopców wyciągnęło woreczki z kieszeni, w których było coś zielonego, a inni przynieśli wódki, picia i kubeczki.
Danielle, Daniel i kilka innych osób wyjęło coś w rodzaju rurki i zaczęli nabijać zielone coś.
Zdezorientowana spojrzałam na brunetkę.
-Nie jarałaś nigdy?-spytała na co pokręciłam przecząco głową.-Okej, więc Ci wyjaśnię. To są lufki-wzięła do ręki jedną przeźroczystą i zaczęła również wkładać do niej to coś.-A to.-wskazała na tą zieloną wysuszoną roślinę.-To marihuana.-zaśmiała się dziwacznie.-To nic groźnego.-wzruszyła ramionami, podpalając spód lufki, i zaczęła się zaciągać kilka razy, jednak nie wypuściła dymu, przez kilka dobrych chwil. Kiedy to zrobiła zwróciła lufkę z ziołem w moim kierunku. Cholera, jedyną rzeczą jaką paliłam były papierosy.
-Nic Ci po tym nie będzie, po prostu spróbuj.-skinęłam zdenerwowana głową, chwytając lufkę.-Ciągnij trzy razy, i nie wypuszczaj dymu do póki Ci nie powiem okej?-ponownie skinęłam głowy robiąc jak mi każę. Czułam drapiący dym w gardle, przez jakieś dziesięć sekund.-okej, wypuść.-zrobiłam jak kazała, jednak nie czułam się jakoś specjalnie inaczej.-Ana nie złapie Cię po kilku sekundach, musisz poczekać.-zaśmiała się, podając dalej lufkę, jednak zaraz druga przyszła z powrotem.
Takim cholernym sposobem śmiałam się jak głupia, popijając wódkę z butelki. Wszyscy dookoła się śmiali a niektórzy nawet zaczęli z tego śmiechu płakać.
Na kanapie Daniel i jakaś dziewczyna się obściskiwali, chociaż niebyli jedyni bo w całym domu, gdziekolwiek nie spojrzałam były takie pary.
-Butelka!-ktoś krzyknął a w mniej niż dwie sekundy, ponownie powstało koło.
-Grasz Ana?-jakiś chłopak, którego nigdy w życiu do mnie zagadał na co wybuchnęłam śmiechem, przytakując. Przysiadłam się koło jakiś dziewczyn, wyglądając Danielle. Nie miałam pojęcia gdzie jest.
Butelka zaczęła się kręcić i byłam szczęśliwa, kiedy nie wypadło na mnie.
-Ernest całuję się z..-kolejny raz zakręcili butelką, która wypadła na jakiejś rudej.-Re!-dziewczyna wzruszyła ramionami, podchodząc na kolanach do chłopaka.-10 sekund.-ten chłopak, który kręcił butelką wtrącił. Para zaczęła się całować a ja odruchowo odwróciłam wzrok.
Musiałam się napić, natychmiast.
Odeszłam od koła, kierując się do kuchni, w której wszyscy obecni palili, albo pili.
-Cześć.-kilka osób odwróciło się w moją stronę, spojrzałam na nich.
-Cześć.-odpowiedziałam bez ogródek wypijając trunek w czerwonym kubeczku.
-Chcesz?-jakaś dziewczyna, która stała koło jednego z nich wyciągnęła w moim kierunku lufkę. Skinęłam głową, i chociaż wiedziałam, że to złe, chciałam to zrobić. Wzięłam kilka buchów, zatrzymując dym w płucach. Paliłam trzy kolejki i dopiero, kiedy poczułam jak moja twarz drętwieje a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem, wiedziałam, że zioło zaczyna działać.
-Jestem Ed.-chłopak był wysoki i miał zielone włosy, przez co zaśmiałam się głośno.
-A ja Ana, a Ty masz zielone włosy.-lekko pociągnęłam za jego czuprynę, śmiejąc się głęboko.
-A ja jestem Danielle a Ty idziesz ze mną.-pomachałam chłopakowi, idąc za dziewczyną, która człapie do okręgu, w którym odbywała się gra.
Dan zakręciła butelką, która wypadła na mnie, dziewczyna chciała zakręcić drugi raz, jednak gorączkowy głos jakiejś blondynki sprawił, że zatrzymała się w miejscu.
-Danielle zgadnij kto przyszedł.-pisnęła podniecona, zerkając co sekundę w stronę kuchni.
-Kto?-brunetka wstała z miejsca, poprawiając bokserkę.
-Justin! Justin Bieber!-moje oczy zwróciły się do blondynki, a oddech uwiązł w gardle i chociaż ta sytuacja była dość beznadziejna ja cały czas chichotałam pod nosem.-Ale zaraz za nim przyszedł Harry, cholera on jest tak niesamowicie seksowny.-słysząc jej komentarz wybuchnęłam gorzkim śmiechem, ludzie w około słysząc jak prawie krztuszę się ze śmiechu zaczęli robić to samo.
Jeśli zaraz usłyszę, że przyszedł Zayn, albo ten blondyn przysięgam, że posikam się ze śmiechu, bo to wszystko zaczynało być kurewsko komiczne.
Chciałam wstać i skierować się do łazienki albo wyjścia, jednak zaprzestałam ruchów, kiedy znajoma postura stanęła w przejściu.
Harry ubrany był w czarne dżinsy i tego samego koloru koszulę, która była rozpięta do połowy. Na jego głowie znajdowała się czerwona bandamka a na nosie okulary, które po sekundzie zdjął.
-Chętnie przyłączę się do zabawy.-jego zimny ton, sprawił, że cały alkohol wyparował z mojego ciała, nie mogłam się ruszyć, jednak wysiliłam się na odwrócenie wzroku. To było straszne.
-Pewnie.-Danielle pisnęła radośnie a ja miałam ochotę po prostu walnąć jej w twarz.
-Chce się czegoś napić, jeśli pozwolisz.-delikatnie zerknęłam w jego stronę i widziałam, jak delikatnie głaszczę twarz Dan. Myślałam, że podoba jej się ten chłopak z samochodu.
Dziewczyna skinęła głową i podała mu pełną flaszkę. Chłopak odkręcił butelkę i po prostu ją przechylił i pił. Wziął kilka głębokich łyków, wycierając później usta.
-Mają tu przyjść wszyscy, gramy razem, albo wcale.-burknął a wszyscy zaczęli krzyczeć i wołać wszystkich. Zerknęłam jak ciało Justina idzie w naszą stronę.-Ty nie.-Harry zagrodził mu drogę, jednocześnie przyciskając swoją wielką rękę do jego klatki piersiowej. Pomimo tego, że Justin wyglądał idealnie, Harry był silniejszy, wiedziałam to.
-Nie myślisz, że możesz po prostu rządzić?-Justin prychnął mu prosto w twarz i wyminął Styles'a. Bieber spojrzał w moją stronę puszczając oczko, wyglądał idealnie ze spodniami z niskim krokiem i zwykłym białym podkoszulkiem.
-Wypierdalaj Bieber.-nie rozumiałam nienawiści jakim darzyli go koledzy Zayn'a z nim na czele. Ten chłopak był naprawdę dobry, kochałam go jako przyjaciela.
-Bo co Styles? Tym razem to Ty się założysz?-patrzyłam jak ciało Harrego sztywnieje na co Justin po prostu prychnął śmiechem. Wiedziałam, że jeżeli nic nie zrobię któryś z nich,a byłby prawdopodobnie Justin', wylądowałby w szpitalu, przez co wszyscy mieliby kłopoty. Wstałam szybko przez co lekko się zakołysałam, jednak po sekundzie stałam przed Justin'em.
-Odwal się Harry.-splunęłam, na co wszyscy wciągnęli powietrze.
-Słyszałeś Harry.-Justin zaśmiał się za moimi plecami, odwróciłam się w jego stronie, obdarowując jego policzek moją dłonią.
-A Ty masz się zamknąć słyszysz? Zamknij tą japę!-krzyknęłam oddychając głęboko. Usłyszałam świsty i byłam pewna, że nikt nigdy nie zachował się w ten sposób odnośnie tych chłopców. Wali mnie to, zachowują się jak dzieci i pieprzą o głupotach, psując wszystkim zabawę. To żałosne.
-Gramy?-Dan odważyła się odezwać. Justin i Harry skinęli głowami, jednak każdy z nich usiadł na tyle daleko, aby jedynie spojrzenie mogło ich dosięgnąć a ja zrobiłam dokładnie to samo.
Ktoś włączył muzykę, osoby w kręgu wypiły kilka kolejek w tym oczywiście ja i gra się zaczęła.
Pierwszy raz wypadł na jakąś dziewczynę i Ed'a, później była Danielle i Daniel, cholera bardzo często właśnie oni trafiali na siebie.
Później trafiło na Harrego i blondynę, która poinformowała nas o ich przyjściu. Dziewczyna wyraźnie była zadowolona, zresztą Harry tak samo. Chłopak klęknął przed nią i wbił się w jej usta w tak agresywny sposób, że przez chwilę myślałam, że wybił jej zęby. Musiałam oderwać wzrok po pięciu sekundach, po których Styles bezczelnie włożył jej rękę pod bluzkę.
-Okej dziesięć sekund minęło.-burknęła jakaś dziewczyna, widocznie zazdrosna. Co one w nim widzą? Nie mówię, że jest brzydki ale jest strasznie przerażający.
Butelka się zakręciła i wypadła na Justin'a, co było dość śmieszne, najpierw Harry teraz Justin i  byłam pewna, że butelka wypadnie na mnie, więc wstałam informując, że muszę gdzieś zadzwonić.
Wyszłam na chwilę do kuchni, po to aby usłyszeć, że mam wracać bo cholerna butelka wypadła na moje puste miejsce. Powiedziałam, że wrócę za chwilę, jednak miałam w ogóle nie wrócić.
-Nie myśl, że spieprzysz Ana!-dosłyszałam głos Danielle i wyklęłam w myśli. Cholera nie mogę całować się z Justin'em, bo to by było jakbym pocałowała Elizabeth, Justin jest jak brat a nie pieprzony koleś do całowania!
Słysząc zniecierpliwione krzyki, wypiłam pełen kieliszek wódki i wróciłam do kółka.
Justin uśmiechnął się jakby chciał dodać mi otuchy. Przyszedł do mnie na kolanach i chwycił mój policzek. Nerwy gotowały się w moim podbrzuszu a ja sama miałam ochotę walnąć mu w twarz i uciec.
Pełne usta chłopaka, delikatnie cmoknęły moje. Gęsia skórka przebiegła po całym ciele, kiedy chłopak pogłębił pocałunek, przejeżdżając językiem, po mojej dolnej wardze. To jest mój pierwszy pocałunek.
Chwyciłam jego kark, przybliżając go bliżej sobie, jednocześnie pozwalając aby jego język wparował do moich ust.
-10 sekund minęło.-burknięcie Danielle, sprawiło, że z mlaśnięciem oddaliliśmy się od siebie. Chłopak oblizał usta a ja swoje przygryzłam. Było mi gorąco.
Kilka kolejek alkoholu jak i gry dalej, padło na mnie i na Harrego. Mimo, że jestem pijana nigdy w życiu nie dotknę go nawet palcem a co dopiero mowa o pocałunku.
-Nie ma mowy.-burknęłam, ciągnąc bucha z lufki.-To kutas.-strach względem niego uciekł wraz z alkoholem. Czułam się o wiele bardziej pewnie.
-Ty chyba nie myślisz, że ja bym Ciebie pocałował Ana.-zaśmiał się na co wszyscy faceci zrobili to samo.-Pomyśl, dlaczego miałbym chcieć pocałować taką sierotę?-mimo, że przez zioło miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, jakaś gula w moim gardle powstrzymała nawet to. Nie jestem pewna, czy chodziło mu o sierotę w sensie, że nie mam rodziców czy sierotę życiową, ale to i tak było strasznie niemiłe i niestosowne.
Czując się przytłoczona śmiechem i uczuciem duszności, wstałam i zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
-Ana gdzie idziesz?-było mi przykro, kiedy usłyszałam śmiech Danielle, więc w odpowiedzi pokazałam do wszystkich obecnych w salonie środkowego palca i wyszłam z domu trzaskając drzwiami na tyle mocno, że było to głośniejsze od muzyki.
Zimne powietrze owiało moje ciało i strasznie żałowałam, że nie wzięłam jakiegoś okrycia, ale miałam wrócić samochodem z Eve, jednak napisałam jej wcześniej, że śpię u Danielle, więc nie chce wprowadzać jej teraz w błąd.
Cała się trzęsłam, było cholernie zimno a do domu miałam jakieś piętnaście minut drogi.
Starłam kilka pojedynczych łez z policzków, jednak na ich miejsce pojawiły się nowe. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa i teraz czułam się jakbym chodziła po szkle. Mimo, że było zimno a chodzenie po chodniku na boso było raczej chujowym pomysłem, musiałam to zrobić.
Czułam jak alkohol zaczyna się ze mnie ulatniać, i chyba to jedyne co czułam, bo moje stopy mi zamarzły tak samo jak dłonie, nos, nogi, wszystko.
Tajemniczy samochód zatrzymał się obok mnie i dopiero, kiedy usłyszałam krzyk "Wsiadaj do uta idiotko" , wiedziałam, że to Styles. Krew zaczęła we mnie wrzeć i naprawdę nie czułam już zimna. Przyśpieszyłam kroku, jednak auto ciągle było przy moim boku.
-Załóż te buty.-burknął z udawaną troską na co jedynie wywróciłam oczami.
-Pierdol się okej?-plunęłam wchodząc w jakiś skrót, którego nawet nie znałam, wszystko po to, aby uciec od tego skurwiela. Czy on musi być wszędzie gdzie ja i po prostu udawać, że to przez przypadek?
Po przyjściu Harrego i Justina na imprezę zdążyłam się zorientować, że Harry jest przy mnie na życzenie Zayn'a.
Czarna ścieżka nie miała końca, tak samo jak poczucie wkurwienia jakie budowało się w moim ciele, chciałam wrócić do domu, wziąć prysznic i iść spać, aby jutro a właściwie dzisiaj wstać i iść na piwo, czy gdziekolwiek.
Odwróciłam się kilka razy za siebie aby sprawdzić czy ktokolwiek za mną idzie, jednak widziałam jedynie ciemność.
Z daleka zdołałam ujrzeć światło latarni, więc automatycznie skierowałam się w tamtą stronę, kiedy już chciałam wyjść z tego pieprzonego zaułka, poczułam silny uścisk na swoim nadgarstku. Chciałam piszczeć i krzyczeć, ale nie mogłam przez zaciśniętą dłoń na moich ustach.
Przez moment myślałam, że to Harry, który chciał ponownie stroić sobie ze mnie żarty, jednak kiedy mężczyzna poruszył się, dając latarni możliwość oświetlenia jego twarzy, wzięłam głęboki oddech. To nie Harry.
-Co taka dziewczyna robi w takim miejscu?-myślałam, że to było pytanie bez odpowiedzi, jednak, kiedy zdjął rękę z moich ust, zrozumiałam, że to właśnie jej oczekiwał.
-Spaceruje.-ledwo łapiąc oddech odpowiedziałam. Czułam jak moja szczęka drży a dłonie mimo zimna panującego wokoło są mokre i gorące.
-Mogę się przyłączyć?-jego oddech omiótł moją szyję. Delikatnie przygryzłam wargę, aby się nie rozbeczeć. Myślałam, że takie sytuacje dzieją się w filmach ze spider-man'em, a nie w życiu realnym. Byłam przerażona i błagałam w myślach, aby Harry pojawił się z tym pieprzonym chamskim uśmiechem, albo Justin z papierosem w gębie, czy nawet ten blondyn o imieniu, którego nie pamiętam, zresztą ktokolwiek.
-Puść mnie.-pomimo strachu zaczęłam się wyrywać, jednak poszło to na marne, ten koleś był naprawdę spory.
-Kiedy zabawa się dopiero zaczyna.-kiedy poczułam, jego rękę, która ścisnęła mój pośladek, po prostu się rozpłakałam. Nie chce kończyć życia w taki sposób.
Facet, zaczął całować moją szyję, a ja się po prostu poddałam. Moja szarpanina poszła na nic, i jedyne co teraz robiłam to płakałam jak małe dziecko błagając aby mnie zostawił, jednak ten cały czas się śmiał.
-Nie sądzę, aby to co robisz było słuszne.-tą cholerną chrypę poznam wszędzie.
Harry wyszedł zza zakrętu stając koło nas.
-Pierdol się.-gdyby nie cała sytuacja, zaśmiała bym się głośno słysząc słowa, które sama skierowałam do Styles'a.
-Powiem Ci co teraz się stanie.-mężczyzna cały czas trzymał mnie mocno, nie dając możliwości ruchu.-Zerżnę ją, a Ty pójdziesz, albo możesz po prostu patrzeć, ale zamkniesz tą mordę.-splunął na co Harry po prostu się zaśmiał. Facet rozluźnił swój uścisk dając mi możliwość ruchu a ja zamierzałam ja wykorzystać. Podniosłam swoje kolano, które przywitało się z jego kroczem, po czym schowałam się za posturą bruneta.
Ciągnęłam Harrego za ramię już nawet nie śniąc o ruszaniu się stąd samej, jednak ten cały czas patrzył jak facet zgina się z bólu.
-Powiem Ci co się teraz stanie.-Styles ściągnął początek od tamtego faceta, po czym przygwoździł go do ściany.-Pójdziesz do domu.-podniosłam jedną brew słysząc spokój w głosie Harrego. Cholera myślałam, że po prostu mu przywali.
Mężczyzna zaśmiał się gorzko uderzając w twarz Harrego pięścią. Zakryłam usta dłonią aby nie pisnąć, chociaż z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że powinnam wzywać pomoc, bo widziałam, że w chłopaka zaczyna wstępować czysta furia.
Brunet starł krew z wargi dłonią i spojrzał na mężczyznę. Chciałam prosić aby przestał, bo wiedziałam, że teraz zacznie się po prostu bójka i byłam pewna, że przy niej któryś z nich straci zęby albo życie, i powinnam sama przyłączyć się do Harrego, ale nie potrafiłam. Ten facet to śmieć i zapłaci za to, ale nie w taki sposób.
Dłoń bruneta była zwinięta w pięść i co chwile uderzała w twarz leżącego już na ziemi zboczeńca. Słyszałam coś w rodzaju łamanych zębów i o mało się nie porzygałam, jednak kiedy słyszałam jak mężczyzna błaga o litość musiałam zareagować.
Podeszłam szybkim krokiem do Styles'a, ciągnąc za napięte ramię.
-Harry wystarczy, chodź już.-mruknęłam przerażona. Widok jaki stanął przed moimi oczami nie był tym, który ktokolwiek chciałby widzieć. To było straszne widzieć co gniew potrafi zrobić z człowieka i jak odbija się to na drugim człowieku. Harry był w takim stanie, że nie potrafił się zatrzymać a ja nie byłam nawet pewna czy ten mężczyzna żyje.
-Harry zostaw go!-krzyknęłam ciągnąc mocniej, co dopiero zadziałało i brunet podniósł na mnie swoje ciemne spojrzenie, które miałam przyjemność widzieć, dzięki światło latarni.
Chłopak się zaśmiał po czym zadał jeszcze dwa ciosy.
-Zabijesz go słyszysz? Przestań!-krzyknęłam i zaczęłam go ciągnąć tym razem za włosy. To był głupi pomysł bo Styles wstał prędko po czym przygwoździł moje ciało do zimnej betonowej ściany.
Mam płytki oddech, kiedy jego twarz jest naprawdę blisko mojej. Leniwie zerkam na mężczyznę, który leży na ziemi w strugach swojej własnej krwi i czuję się źle z myślą, że to przeze mnie, w końcu mogłam zareagować wcześniej.
Czy Harry zrobi to samo ze mną? Ale ja przecież tylko ratowałam komuś życie.
"Ten ktoś chciał dziesięć minut temu Cię zerżnąć, a Ty mu pomagasz. Pomocny Samarytanin Ana!"
Zakpiło moje drugie ja i chociaż wiedziałam, że miało rację ja musiałam mu pomóc. Harry to psychopata i widząc co zrobił, wiem, że zabiłby go, gdyby nie fakt, że pociągnęłam go za włosy. 
-Nie ładnie traktować tak kogoś kto kilka sekund wcześniej uratował Ci tyłek.-jego miętowy oddech połączony z zapachem zioła i wódki owładną moją osobą. Czułam jak każdy centymetr mojego ciała drętwieje i błaga aby on odszedł.
Usta Harrego delikatnie musnęły płatek mojego ucha na co zadrżałam tym samym powodując u niego śmiech.
-Jesteś zagadką Anabel.-użył mojego pełnego imienia, które w tym wydaniu naprawdę się podobało.-On chciał Cię skrzywdzić, a Ty ratujesz mu życie.-jego twarz znalazła się kilka milimetrów ode mnie, a sam Styles przyglądał się mi uważnie i czekał aż ja coś powiem.
-Nie Ty dałeś mu życie i nie Ty masz prawo mu je odebrać.-szepnęłam, jednak cały czas patrzyłam w jego czarne oczy, które po kilku sekundach ponownie przybrały odcień zieleni.
Chłopak puścił moje dłonie i zerwał kontakt wzrokowy, przez co czułam się jakbym powiedziała coś co nie jest prawdą.
-Chodź.-burknął idąc w stronę ulicy.
-Trzeba zadzwonić po pomoc.-uświadomiłam go na co zatrzymał się w miejscu przyglądając mi się, jakbym powiedziała coś niedorzecznego.
-Mam powiedzieć, że pobiłem kolesia, który chciał dobrać Ci się do majtek?-splunął a czerń jego oczu powróciła.
-Nie, zadzwoń i powiedz, że wracając od kolegi znalazłeś pobitego mężczyznę i poproś o bycie anonimowym.-wzruszyłam ramionami kucając przy mężczyźnie. Z jego kieszeni wystawały chusteczki więc pozwoliłam je wziąć i powycierać krew z jego twarzy.
Byłam obrzydzona, jednak wiedziałam, że tak trzeba, nie wybaczyłabym sobie zostawiając go tutaj mimo faktu, że chciał mnie skrzywdzić.
Po kilku minutach usłyszałam westchnienie i głos chłopaka, który informował pogotowie o pobiciu i prosił o anonimowość.
-Ana możemy iść?-burknął zezłoszczony, na co ja jedynie skinęłam głową.-Boże to chodź.
Sprawdziłam czy w ustach mężczyzny nie ma zębów i ułożyłam go w pozycji bezpiecznej w razie gdyby chciał zwymiotować, ostatni raz sprawdzając czy oddycha.
Kiedy wszystko było w porządku skierowałam się do bruneta. Szliśmy w ciszy, która była naprawdę męcząca, jednak na całe szczęście trwała dość krótko bo samochód był naprawdę niedaleko.
-Piłeś.-burknęłam patrząc jak chłopak wsiada za kierownice.
-I?-byłam oburzona jego zachowaniem, w końcu nie można być aż takim kutasem.
-Wiesz co Harry.-zaśmiałam się sarkastycznie krzyżując ręce na klatce piersiowej.-To, że Ty nie dbasz o swoje życie nie znaczy, że ja nie dbam o swoje.-do domu zostało jakieś 10 minut szybkim krokiem, więc pomimo sytuacji sprzed chwili odważyłam się odkręcić na pięcie i iść prosto chodnikiem.
Cały czas szłam boso i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moje buty zostały przy tym mężczyźnie  odruchowo zadrżałam. Było mi cholernie zimno i mimo, że nie liczyłam na wielki gest ze strony Styles'a, fajnie by było gdyby dał mi chociaż swoją kurtkę abym nie musiała zamarznąć.
Mimo tego całego chodzenia boso po ulicy nie mogę powiedzieć, że ten wieczór minął nudno. Nie dość, że paliłam zioło, byłam pijana, całowałam się z Justin'em i dodajmy, że czułam się świetnie to jeszcze o mało co nie zostałam zgwałcona a moim wybawcom okazał się Harry, który prawie zabił człowieka.
To wszystko było tak pokręcone, że po prostu się zaśmiałam, głośno.
-A to ja jestem nazywany psychopatą.-spojrzałam w prawo widząc Harrego. Jego dłonie były w kieszeniach a wzrok skupiony na mnie.
Po chwili spacerku poczułam ciepło na swoich plecach, jednocześnie czując mocny zapach wody kolońskiej. Dał mi swoją kurtkę.
"Chciałaś i masz"
-Nie potrzebuje tego.-oczywiście, że potrzebowałam.
-Poczekaj.-zatrzymał się w miejscu zdejmując buty i przysunął je pod moje zmarznięte stopy.-Załóż je.-nie kłóciłam się, tylko założyłam ciepłe obuwie.
-A Ty?
-Mam skarpetki, zresztą Twój dom jest tuż za rogiem.-zaśmiałam się kręcąc głową.
Szliśmy dosłownie pięć minut, po to abym zdejmowała buty przed furtką. Chciałam już wejść na podwórko, jednak jeszcze na chwilę przystałam zatrzymując bruneta swoim głosem.
-Dziękuję Harry.-ten jedynie skinął głową i zaczął wracać drogą, którą przyszliśmy. Wiedziałam, że wraca po samochód i wiedziałam, że zamierza nim wracać, i cholernie nic nie mogłam poradzić na to, że nie chciałam aby to robił, bo przed oczami zabłysnął mi wypadek rodziców.


-------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za opóźnienie względem rozdziału, jednak nie miałam internetu ;/
okej nie zamierzam komentować tego co napisała, tę działkę przydzielam Wam :)
Proszę o komentarze skarby, jak również o to, aby ktokolwiek chciałby być informowany o nowych rozdziałach, skierował się do zakładki w prawym górnym rogu "informowani" i napisał w komentarzu dodając czy to ask, czy tt czy fb.:)
Dziękuję!
buzi.

5 komentarzy:

  1. Super historia naprawde wciąga pisz dalej tak fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super pisz dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Niemoge doczekać sie nowego imagina pisz szybko

    OdpowiedzUsuń
  4. Super kiedu next oby szybko

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej nie moge doczekać się następnego !!! <3
    ~HomlesChapel1994

    OdpowiedzUsuń