czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 5

-Pamiętajcie o pracy domowej, będę ją jutro sprawdzać.-matematyka to najgorsza lekcja i nie chodzi tu o sam przedmiot tylko o fakt, że nauczycielką jest najbardziej wredna kobieta świata.
Wybawicielem okazał się dzwonek, który równo z końcem wypowiedzi nauczycielki zadzwonił.
Wszyscy jak na zawołanie rzucili się do szatni wiedząc, że to ostatnia godzina, natomiast ja usiadłam na parapecie przed szatnią. Nie zamierzałam z nikim walczyć o dostęp do szafki, dlatego postanowiłam przeczekać.
Kiedy większość wyszła ze szkoły, a przede wszystkim z szatni sama postanowiłam się tam udać.
Zmieniłam buty, po czym założyłam letnią kurtkę, zamknęłam szafkę i wyszłam ze szkoły.
Dzisiejszy dzień był dość niemrawy. W szkole było dość cicho i spokojnie, i to było wielkim zaskoczeniem.
Moje myśli przerwał wibrujący telefon w tylnej kieszeni dżinsów, nie sprawdzając kto dzwoni odebrałam.
-Słucham?-mruknęłam dość wyraziście.
-Ana? Gdzie jesteś?-wywróciłam oczami słysząc po drugiej stronie Zayn'a.
-Zdążyłam wyjść ze szkoły Zayn.
-Czekaj na mnie, już po Ciebie jadę.
-Zayn pójd..
-Nie ma opcji!-przerwał niegrzecznie, rozłączając się prędko.Taki był Mulat i mimo tego, że bardzo mnie irytowała jego opiekuńczość, kochałam ją równie mocno. Po śmierci mamy i ojczyma bardzo cierpiałam. Nie chciałam nikogo wpuszczać do swojego życia. Zaczęłam palić, pić, opuszczałam lekcję i brałam udział w bójkach. Wiele ludzi przeze mnie cierpiało, ale ja tego nie widziałam. Zakopałam się w swoim świecie i nie dopuszczałam myśli, że ktoś przeze mnie cierpi.

"-Sam mam siostry Ana, i one też wiedzą co to znaczy stracić kogoś kogo się kocha. Chce Ci powiedzieć, że opuszczanie lekcji, bójki i palenie nie sprawi, że poczujesz się lepiej.-Mulat uśmiechnął się słabo, kładąc dużą dłoń na kolanie Anabel'i. Dziewczyna podniosła na niego wzrok, który był pełen zdziwienia i lekkiego szacunku. W końcu nawet siostra Any nie miała na tyle odwagi aby przyjść i porozmawiać z nią o tym, tylko przysłała Zayn'a. Było to dziecinne z jej strony i jakże głupie. Jednak myśląc o siostrze wszystko w niej zaczęło dziwnie buzować. Poczucie winy za wszystkie złe rzeczy jakie jej zrobiła oślepiły jej wszystek pozostałych myśli. Przed oczami miała widok zapłakanej El, kiedy po raz kolejny zadzwonił do niej dyrektor, albo jak patrzyła na Ane, która wracała do domu podrapana, i dopiero teraz zauważyła, że każda ta sytuacja rozdzierała serce siostrze. Ana chciała teraz zakopać się ze wstydu pod ziemię i już nigdy nie wyjść. Nie sądziła, że te wybryki będą aż tak złe i nieodpowiednie.
Ana patrząc na Zayn'a zauważyła w jego oczach błysk nadziei jaką kierował w jej stronę. I patrząc na niego Ana znowu miała retrospekcję wszystkich sytuacji w jakich Zayn pomagał Elizabeth, przejść przez śmierć rodziców w sposób godny, jednak pełny miłości, rozdarcia i pamięci.
Uderzenie gorąca i nieprzyjemne dreszcze rozeszły się po kręgosłupie brunetki. Było jej wstyd, kiedy doszła do wniosku, że nie tylko jej rodzice umarli ale również Elizabeth, a ona nie zachowywała się tak źle i bezczelnie. Ana nie była przy niej kiedy płakała nocami, nie podawała jej kubka z kawą, albo herbatą i nie mówiła jej, że będzie dobrze, że poradzą sobie. Dziewczyna była zamknięta w sobie i obojętna na cierpienie jedynej osoby, która jej została.
Słone łzy zaczęły opadać na jej policzki, kiedy zdała sobie sprawą, że była potworem. Krzywdziła i czerpała z tego satysfakcję, była obojętna i zimna, bo uważała, że straciła wszystko, kiedy w rzeczywistości było inaczej. Miała Elizabeth, którą traktowała gorzej niż szmatę.
Uczucia te, których nie czuła tak dawno zaczęły ogarniać jej ciało. Łzy nie przestawały spadać z oczu, a ona cała drżała chociaż w domu było ciepło. Przygryzła mocno wargę, chcąc przestać łkać jak dziecko, jednak to wcale nie pomagało. Czuła się potwornie i chciała naprawić całe zło, które wyrządziła.

Nie zdając sobie sprawy, że Mulat ma ją cały ten czas w objęciach, jeszcze mocniej wtuliła się w jego ciepłe ciało, które w tamtej chwili robiło za tarczę.Nie wiedziała ile tkwiła w tym niedźwiedzim uścisku, jednak mimo faktu, że przynosił ciepło i bezpieczeństwo, nie mógł wygonić obrazów cierpiącej Elizabeth spod powiek, nie mógł wykasować wszystkich sytuacji w, których Ana wyzywała siostrę i kazała jej spierdalać. Teraz z perspektywy czasu wiedziała, że to wszystko to było wołanie o pomoc, błaganie o uwagę, a nawet o liścia w twarz.
Ana odsunęła się od Zayn'a i wytarła chusteczką, którą jej podarował nos i oczy. Dziewczyna wstając z łóżka wzbudziła ciekawość Malik'a, ale nie chciała mu niczego tłumaczyć, więc po prostu wyszła z pokoju i skierowała się w stronę salonu w, którym pewnie była siostra.Ana się nie pomyliła.
 Elizabeth siedziała nad jakimiś papierami i trzymała się za głowę, popijając równocześnie kawę w czerwonym kubku Any. Brunetka chrząknęła, wycierając pozostałości łez, co okazało się bezsensowne bo nowe ponownie zaczęły opadać na policzki. Siostra skupiła na niej całą swoją uwagę, była zdziwiona, że Ana płakała. Od pogrzebu rodziców tego nie widziała.
-Ana wszystko w porządku?-siostra odłożyła kubek, wstała i podeszła do Any, która momentalnie wtuliła się w jej ciało.
-Tak bardzo przepraszam Liz, zmienię się obiecuje.-zaszlochała. Elizabeth uśmiechnęła się ciepło.

-Ana wsiadasz?-usłyszałam głęboki głos Zayn'a zza uchem. Drgnęłam, po czym odwróciłam głowę w jego stronę.-Wszystko w porządku?-dopytał na co skinęłam głową, wsiadając do auta. Zapięłam pasy, i tak jak zazwyczaj zaczęłam przyglądać się krajobrazowi.
Wszystko wyglądało tak samo, nic się nie zmieniło, wszystko jest takie same a ja dzięki temu zaczynam szaleć.
Jeszcze do tego wszystkiego doszła szkoła, która jest męcząca, w końcu jak mam mieć czas na naukę, kiedy muszę pracować?
Delikatnie obróciłam twarz w stronę Zayn'a, kiedy poczułam jego dłoń na moim kolanie.
-Coś się stało?-zapytał, ciągle patrząc na drogę. Uśmiechnęłam się słabo, szepcząc ciche "nie", po czym ponownie oparłam głowę o szybę.
Zayn jak zwykle podwiózł mnie pod prace, chociaż w gruncie rzeczy mieszka kilka chwil od niej.
-Cześć.-burknęłam wychodząc. Sama nie wiem dlaczego miałam taki kiepski humor, przecież takie dni przeżywam od ponad 2 lat.
Jak zwykle przebrałam się w specjalny strój, po czym poszłam automatycznie za bar. Zaczęłam czyścić bar i myć szkło do momentu w, którym pod bar podeszła Kate.
-Dzień Dobry Kate.-uśmiechnęłam się szczerze na co kobieta odwdzięczyła się tym samym.
-Cześć Ana.-poprawiła włosy, które wpadły jej w oczy.-Dzisiaj będzie troszkę zamieszania, bo dzisiaj będziemy fundować drinki!-uśmiechnęłam się krzywo, dziwiąc się jej słowom. Odkąd tu pracuje ani razu nie było tutaj alkoholu.
-Drinki?-dopytałam oblizując usta.
-Tak, potrzebujemy kasy, ponieważ mamy postój, dlatego przyjeżdża mój kuzyn, który stanie za barem z Tobą.
-Ale ja się na tym nie znam.-skrzywiłam się, na samą myśl o moich nieudanych eksperymentach alkoholowych.
-Spoko, on Cię nauczy.-uśmiechnęła się.-Zrób sobie kawy-mruknęła odchodząc od baru.
Szczerze mówiąc nie miałam ochoty na kawę, więc po prostu wyszłam na zewnątrz, gdzie spotkałam Eve, która spalała papierosa. Dziewczyna siedziała przy stoliku w jednej ręce trzymała kawę a w drugiej papierosa.
-Cześć Eve.-uśmiechnęłam się do rudowłosej, przysiadając się do niej.
-Cześć.-burknęła widocznie czymś oburzona.
-Stało się coś?
-Jacke się stał!-krzyknęła wyrzucając peta, jednak zaraz chwyciła drugiego odpalając zieloną zapalniczką ze szczeniakiem.
-Jaki Jacke?
-Ten kelner.-wywróciła oczami.-Cholerna zapalniczka!-krzyknęła nie mogąc odpalić.
-Daj, pomogę.-chwyciłam zapalniczkę, odpalając za pierwszym razem. Eve już po sekundzie wypuściła szary dym.-To co z tym Jacke'm?
-Chodziłam z nim.-wsłuchałam się uważniej.-Skurwiel zdradził mnie z jakąś przypadkową laską.-przygryzła wargę spuszczając głowę.
-Przykro mi.
-A wiesz co jest najgorsze? Gdyby nie fakt, że jego kolega zrobił mu zdjęcie jak pieprzył się z tamtą ja bym nie wierzyła i pewnie nadal bym z nim była.-zmarszczyła brwi, zaciągając się.
-Nie znam się na miłości, ale powiem Ci jedynie tyle, że młodzi chłopcy wyruchaliby węża, gdyby nosił makijaż. A Jacke to dupek.-wzruszyłam ramionami słysząc śmiech Eve.-Stoję z nim dzisiaj za barem, więc przypadkiem może mieć oblane spodnie wódką.-Eve uśmiechnęła się ciepło gasząc papierosa.
Weszłyśmy do budynku, kierując się pod bar, który ku naszemu zaskoczeniu gościł za sobą jakiegoś chłopaka. Byłam pewna, że to ten Jacke, chociaż łatwo było się domyśleć, gdyż ciało Eve spięło się jak struna, a dłonie miała zwinięte w pięści.
Spojrzałam na nią, w myślach błagając aby nie powiedziała czegoś głupiego.
-Cześć.-powiedziałam zbyt miło gdyż, Eve zgromiła mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się Eve, uspokajając ją tym samym.
Chłopak odwrócił się w naszą stronę i aż musiałam wezbrać powietrza. Wyglądał jak anioł, był nieziemsko przystojny.
Miał krótko ścięte brązowe włosy, oczy miał również tego koloru, a jego uśmiech był idealny. O matko.
-Cześć.-odpowiedział, jednak jego uśmiech zszedł na widok Eve, to brzmi dość dziwnie.-Cześć Eve.-spoważniał. Eve wybuchła śmiechem i odeszła zostawiając mnie sam na sam z Jacke'm.-Z tego co mi wiadomo to jesteś Anabel'a tak?-jego zachowanie diametralnie się zmieniło. Wiedziałam, że jako stosunek do Eve był dość słaby, a jej do niego był morderczy, ale powinni wyjaśnić sobie to co było i po prostu być dla siebie mili. Tak robią dorośli i inteligentni ludzie na poziomie.
-Tak, a z tego co mi wiadomo masz nauczyć mnie robić te niepotrzebne alkohole dla desperatów.-skrzywiłam się, wchodząc za bar.-No to do dzieła.-burknęłam i oczywiste dla chłopaka było, że nie mam ochoty na rozmowy z nim.
-Eve opowiedziała Ci wszystko prawda?
-Z grubsza.-wzruszyłam ramionami, wyciągając long'a spod lady, po czym zaczęłam go czyścić.
-To nie było tak.-westchnął. Spojrzałam na niego, kładąc ścierkę na ramieniu.
-Nie interesuje mnie to.-to nie było zgodne z prawdą. Jestem strasznie ciekawska, i bardzo chciałam wiedzieć co zrobił, ale niegrzecznie było go o to spytać.
-Chce, żeby nasza dzisiejsza współpraca przebiegła dobrze.-wywróciłam oczami czując się zmęczona jego paplaniną.
-To przestań gadać o głupotach i pokaż mi co mam robić.-powiedziałam w dość dobitny sposób. Chłopak skinął głową.

         -Dwa Long Island Iced Tea -mężczyzna po trzydziestce po raz kolejny zamawia te same drinki. Skinęłam głową przygotowując drinka, po czym podałam go mężczyźnie, biorąc odpowiednią ilość pieniędzy.
Od dwóch godzin jest tu pełno ludzi a ja już nie mam siły. Jutro muszę iść do szkoły, a nie wiem jak to zrobię, kiedy w pracy jestem do 23.
Zerknęłam na zegarek, który wyświetlił dopiero godzinę 20. Moje oczy ledwo pozostawały otwarte, pęcherz domagał się opróżnienia.
-Jacke idę do toalety.-oznajmiłam.
-Tylko szybciej bo ludzi coraz więcej.-zaśmiał się perfidnie z mojego nieszczęścia. Wywróciłam oczami, zdając sobie sprawę, że przechodzi to w małe uzależnienie.
Muzyka była tak głośna, że z ledwością słyszałam swoje myśli i naprawdę doprowadzało mnie to do szału.
Wiedząc, że Jacke nie da sobie sam za barem jak najszybciej załatwiłam potrzebę, po czym ponownie zaczęłam przedzierać się przez tabuny ludzi, którzy nie wiem jakim cudem się tu mieszczą.
-Już jestem.-uśmiechnęłam się, czując się lżejszą.
-Masz, to od firmy.-brunet wyciągnął w moim kierunku Hairy Navel'a. Wiedziałam, że ten drink był mocny, ale potrzebowałam go, naprawdę. Chwyciłam trunek, od razu biorąc duży łyk.-Tylko nie przesadzaj, nie zamierzam później sprzątać Twoich rzygów.-wybuchł śmiechem i mogłam zauważyć, że chłopak również sporo wypił.
Wypiłam resztę drinka, czując lekkie zawroty głowy, ale mój humor momentalnie stał się lepszy. Z łatwością przygotowałam drinki, i sama wypiłam jeszcze jednego Hairy Nevel'a.
-Ana poznosisz brudne szkliwo? Boje się, że nam nie wystarczy.-Jacke krzyknął mi do ucha. Skinęłam głową chwytając tace.
Ludzi było coraz więcej, jednak miejsca jakby przybywało, co ułatwiło mi zbieranie szkła.
-Pani kelnerko, może napije się Pani z nami?-za moją osobą stanął dość młody facet, trzymając butelkę wódki, co przypomniało mi, że ja mu ją sprzedałam, jak również przypomniałam sobie to, że był dość niegrzeczny przy barze.
-Wolałabym uciąć sobie rękę.-uśmiechnęłam się złośliwie odchodząc od mężczyzny, jednak za mną szły śmiechy, jego kolegów.
Czując, że taca robi się coraz cięższa skierowałam się do małego pomieszczenia odgrodzonego od baru drzwiami, gdzie Eve i jakiś chłopak myli szkło.
Dziewczyna spojrzała na mnie dość dociekliwie.
-Ana Ty jesteś pijana.-podeszła niepewnie wpatrując się w moje oczy. Cóż miała rację, ale mimo tego, że alkohol buzował w moich żyłach ja nadal miałam nad swoim ciałem i rozumem kontrolę.
-Nie dramatyzuj.-machnęłam ręką wychodząc z pomieszczenia, ponownie stając za barem.
Rozejrzałam się dokładnie dookoła, ludzi było co najmniej dwa tysiące, i byli dosłownie wszędzie. Na stole, pod stołem, na zewnątrz, wszędzie.
-Chcesz?-Jacke wyciągnął w moim kierunku kieliszek z wódką. Chwilę pomyślałam, jednak chwyciłam alkohol od razu pijąc. Gorzka i mocna ciecz rozlała się w moim gardle. Chwilę krzywiłam usta.
Spojrzałam na zegarek i byłam dość zdziwiona widząc godzinę 22, jednocześnie kręciło mi się w głowie i czułam lekkie odurzenie. Alkohol, który wypiłam dopiero teraz zaczął działać, a ja czułam się dziwnie. Nigdy nie byłam pijana, a teraz w pracy się upiłam.
-Jacke muszę iść do toalety.-zaskomlałam, jednak nie czekałam na odpowiedź, po prostu wychodząc. Spocone ciała ocierały się o mnie, a ja czułam jak mój żołądek odmawia posłuszeństwa.
Wbiegłam do toalety kucając przy sedesie tym samym wręczając mu wszystko co dzisiaj znalazło się w moim żołądku.
Po dłuższej chwili, wyszłam z łazienki ładując do swojej buzi dwie gumy. Nie czułam już alkoholu w sobie.
Weszłam za bar, siadając na krzesełku.
-Mówiłem, żebyś tyle nie piła.-Jacke spojrzał na mnie, a ja miałam ochotę walnąć mu w te piękne zęby.
-Zamknij się.-schowałam głowę w dłoniach, modląc się o godzinę 23.
-Spoko, ale powiem tylko tyle, że szukał Cię jakiś Malik.-wzruszył ramionami.-Siedzi z kimś przy stoliku 4.-otworzyłam szeroko oczy z przerażenia. Przecież obiecałam Zayn'owi, że nie będę pić. Co prawda jestem dużą dziewczynką ale i tak mi wstyd.
Stęknęłam wstając z krzesełka i kierując się do Zayn'a, wiedziałam, że mam kłopoty.
Mijałam zalanych ludzi, kiedy w końcu doszłam do przyjaciela, z którym siedział Harry. Zacisnęłam szczękę. Nie cierpię tego chłoptasia.
-Ana czy Ty wiesz, która jest godzina?!-Mulat przekrzyczał muzykę, ciągnąc mnie za nadgarstek bliżej siebie.-Masz jutro szkołę, miałaś być w domu po 20!-otworzyłam szerzej oczy, wiedząc, że się myli.
-Nie Zayn' miałam siedzieć do 23.-parsknęłam przyglądając się Malik'owi.
-Mogłaś zadzwonić po 20.-złościło mnie jego zachowanie. Do cholery ja nie mam trzynastu lat, umiem o siebie zadbać, wiem co można a czego nie.
-Zayn ja jestem dużą dziewczynką.-Harry parsknął a ja poczułam jak mój żołądek się kurczy.
-Nie ważne, Harry zabierz Ane do samochodu i jedźcie do domu, ja muszę z kimś pogadać.-syknął nawet na mnie nie patrząc.-Wezmę Twoje rzeczy.-dodał. Zaśmiałam się sucho, wstając od stolika i zaczęłam kierować się do baru. Oczywiście Harry zaczął podążać za mną.
-Ja muszę lecieć Jacke.-śmiechnęłam się do bruneta, przytulając go. Mimo opowiadać Eve, chłopak był sympatyczny.
-Dasz mi swój numer?-krzyknął do mojego ucha. Chciałam wyciągnąć telefon z kieszeni, jednak Harry zablokował mój ruch.
-Co Ty robisz?-zmarszczyłam brwi, spoglądając na chłopaka.
-Idziemy, a Jacke Ana to lesbijka.-krzyknął, wyciągając mnie zza baru. Chciałam się wyrwać, ale chłopak był za silny.
Za nim wyszliśmy, odwróciłam się w stronę stolika 4 przy, którym siedział Zayn, jednak nie siedział sam, ku mojemu zaskoczeniu na jego kolanach siedziała jakaś blondynka, która zdecydowanie nie była Elizabeth.
Wyszliśmy z budynku.
-Kim była ta blondi?-syknęłam w stronę Styles'a, jednak ten mnie zignorował.-Chyba o coś Cię zapytałam!-odpowiedziała mi głucha cisza.-Tak? Okej, wracam tam!-krzyknęłam.-Malik nie będzie robił mojej siostry w chuja!-kierowałam się ponownie w stronę baru, jednak Harry uniemożliwił mi ten ruch.
-To jego była, możemy iść?
-Po co z nią się spotyka?
-A co ja jego niańka? Nie wiem i mnie to nie obchodzi.-burknął ciągnąc mnie w stronę auta.
Poczułam jak mój żołądek ponownie zaczyna terkotać, stanęłam wryta w ziemię, po czym zaczęłam wypluwać z siebie resztki zawartości mojego ciała.
-Nieźle zabalowałaś.-brunet zaśmiał się kpiąco, jednak chwycił moje włosy, poklepując lekko plecy.
Czułam się dziwnie i nie chodzi o rzyganie.

~~*~~
Rozdział jest z opóźnieniem, jednak zbyt dużo wszystkiego na raz. Jak wiecie wczoraj Lou miał urodziny! :D 23 lata, kiedy to zleciało?
Okej, liczę na komentarze i dziękuję za zeszłe!
Wesołych Świąt! :D