poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 3

Patrzyłam na spięte ciało Justina i naprawdę nie wiedziałam co go tak bardzo zdenerwowało.
Spojrzałam na jego napięte mięśnie twarzy i przygryzłam wargę. Ostatni raz, kiedy widziałam go takiego wkurwionego był ten, kiedy powiedziałam, że Adam z klasy wyżej mnie wyzwał. Justin spuścił mi straszny wpierdol.
Na samo wspomnienie tamtego dnia uśmiech wkradł się na moją buzie, jednak tak szybko jak na niej się znalazł tak samo szybko z niej uciekł. Nie mogłam odpuścić.
-Zamierzasz powiedzieć mi co się stało czy będziesz udawał, że to nie miało miejsca?-podniosłam jedną z jasnych brwi, jednocześnie poprawiając okulary. Tak bardzo mnie wkurwiały.
-Ana po prostu odpuść.-mruknął, wyjmując z kieszeni bluzy paczkę fajek odpalając jedną, po czym zwrócił paczkę papierosów w moim kierunku.-Chcesz?-pokiwałam przecząco głową, odwracając się w stronę okna.
Dopiero teraz zauważyłam jak małe kropelki deszczu zaczęły spadać na szybę samochodu Justina i naprawdę nie mogłam poradzić nic na fakt, że przypomniał mi się wypadek rodziców. Te cholerne nagłówki o tym, że gdyby nie pogoda nic by się nie stało. Widziałam zdjęcia wypadku, i zawsze przed snem żegna mnie ta fotografia.
-Jesteśmy na miejscu.-przygryzłam wargę leniwie wychodząc z samochodu.-Ja idę na boisko, więc zadzwonię do Ciebie jak tylko będziemy mieli wracać.-mruknął podpalając kolejnego papierosa.
-Um, cóż nie mam telefonu.-deszcz stawał się coraz bardziej uciążliwy i większy. Czułam, że nie ma sensu biec do środka, bo i tak byłam cała mokra.
-Jak to go nie masz?-Justin wyrzucił papierosa w kałużę. Idiota chciał palić, chociaż pada deszcz.
-Normalnie go nie mam.-przewróciłam oczami na co momentalnie zostałam zgromiona. Justin nienawidzi jak ktoś przewraca oczami. Cóż ma problem.
-Ana proszę, nie wkurwiaj mnie.-fuknął, zamykając drzwiczki samochodu, później zablokował. Poprawił plecak później zaczął kierować się w stronę szkoły, na co zaczęłam człapać zaraz za nim.
-Powiesz mi gdzie masz ten telefon?-dopytał.
-Harry go ma.-wzruszyłam ramionami. Stanęłam przed swoją niebieską szafką, wpisując kod i odkładając niepotrzebne książki.
-Jakim kurwa sposobem?-Justin znalazł się w ułamku sekundy obok mnie co naprawdę mnie przeraziło.
-Był u mnie rano.-ponownie wzruszyłam ramionami, wyjmując z torby wodę i popijając z niej dwa łyki.-Zabrał go, i koniec bajki.
-Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?-głos bruneta przysporzył mnie o ciarki jak i niepohamowany gniew. Dlaczego ja mam mu się tłumaczyć, a on może milczeć?
-Bo przez całą drogę milczałeś i o nic nie pytałeś. A teraz robisz zamieszanie na korytarzu bo machasz łapami jak psychopata.-fuknęłam z trzaskiem zamykając szafkę.-Idę na lekcję, a do domu wrócę piechotą.-dodałam odchodząc w stronę klasy.

                Deszcz lekko ustał, jednak nadal padał. Cóż dobrze pamiętam sytuacje, kiedy Elizabeth mówiła mi, że jeśli dużo dzieci na raz jest niegrzecznych to niebo płacze. Miałam wtedy zaledwie sześć lat a ta zołza mnie kłamała.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przekładając torbę na bok. Dzisiejszy dzień jest na tyle dobry, że nie muszę iść do pracy, więc automatycznie zaczęłam kierować się w stronę domu.
Minęłam wszystkie przecznice po czym dotarłam do furtki, która była mi wyśmienicie znana. Zamknęłam ją za sobą, po czym weszłam do domu, który o dziwo był otwarty.
Cholera Elizabeth jest w pracy.
Wyjęłam w torebki gaz pieprzowy, który kupiłam, kiedy chodziły pogłoski o Londyńskim pedofilu, oraz w drugą dłoń chwyciłam kij bejsbolowy.
W salonie, kuchni, pokoju Liz i łazience nikogo nie było, więc został mój pokój. Cichutko zaczęłam kierować się w stronę moich drzwi i słysząc zza nich głośny głęboki śmiech mężczyzny, wiedziałam, że ktoś tam jest. Cholera gdyby nie ten czubek Styles właśnie teraz dzwoniłabym na policję.
Wzięłam serię głębokich oddechów, po czym weszłam do pokoju, zamknęłam oczy i zadałam jeden cios w ofiarę, po czym popsikałam gazem gdzie popadnie.
-Cholera Anabel czyś Ty do reszty ocipiała?!-znajomy krzyk obił się o moje uszy. Delikatnie otworzyłam oczy formując oddech na spokojny tylko po to, żeby zobaczyć Harrego w moim mieszkaniu! Kurwa w moim cholernym pokoju!
-Co Ty tu kurwa robisz?!-krzyknęłam rzucając kij w róg sali, jednak gaz cały czas trzymałam w dłoni.-Jesteś nienormalny! Natychmiast masz stąd wypieprzać bo zadzwonię na policję!-krzyczałam trzęsąc się ze strachu. O mój Boże ten chłopak jest nieobliczalny! Jak on się tu dostał?
-Ciekawe jak zadzwonisz, wiedząc, że mam Twój telefon hm?-mruknął wycierając oczy z łez. Tak bardzo się cieszę, że gaz dotarł do jego oczu.-Oddam Ci go jeśli pomożesz mi z tym pierdolonym gazem, tak w ogóle to pojebało Cię z nim?!-krzyknął pocierając oczy.
-Ej, skąd mogłam wiedzieć kim jesteś? Poza tym zawsze mam go w torbie.-wzruszyłam ramionami, chociaż wiedziałam, że brunet tego nie zauważy.-Umowa stoi.-przewróciłam oczami, łapiąc jego łokieć.-Nie trzyj bo będzie gorzej.-mruknęłam ciągnąc go za łokieć do łazienki.
Brunet usiadł na toalecie i cały ten czas miał zamknięte oczy, a i tak spływały z nich łzy.
Zmoczyłam biały ręcznik w zimnej wodzie, po czym namydliłam delikatnie. Podeszłam do bruneta, wycierając jego oczy, następnie spłukałam pianę i złagodziłam jego buzię zwykłą wodą.
-Za chwilę powinno przestać.-mruknęłam wycierając wilgotne ręce w suchy ręcznik.-Teraz oddaj telefon.-spojrzałam na niego, opierając się pralkę.
Brunet uśmiechnął się chytrze po czym wstał, jednak jego oczy były nadal zamknięte.
-Zgoda.-mruknął wyjmując z tylnej kieszeni mój stary telefon i podał mi go. Zauważyłam, że jego oczy były całkowicie otwarte, jednak nadal opuchnięte i czerwone.
-Idź już sobie.-nie wiedziałam czemu odpowiedziałam tak zimno, jednak cholera! Nie znam go nie wiem kim jest i do czego potrafi się posunąć. Nie obchodzi mnie to, że jest kolegą Zayn'a. Zayn ma ogólnie pojebanych znajomych.
-Kurewsko bym chciał, ale nie mogę.-moje serce zaczęło wybijać dotąd nieznany przeze mnie rytm. O Boże, on chce mnie zamordować.
-Co?-odsunęłam się w stronę drzwi gotowa do ucieczki.-Wynoś się stąd, albo zadzwonię po policję!-krzyknęłam. Chłopak zaczął się do mnie zbliżać, więc wybiegłam z łazienki, kierując się do swojego pokoju, po czym zamknęłam go na klucz.
Zamknęłam okna i przysunęłam do drzwi biurko. Cholerstwo jest ciężkie jak cholera.
Zamknęłam oczy, uspokajając oddech, po czym zaczęłam wybijać na klawiaturze telefonu numer alarmowy i zapewne zadzwoniłabym pod dany numer, gdyby nie głośne pukanie do drzwi i głos Elizabeth.
-Ana otwórz te drzwi, natychmiast!-podbiegłam do drzwi, odsuwając wcześniej biurko, następnie otworzyłam drewnianą powłokę, po to aby zobaczyć Lizi za, którą chował się ten czubek.
Spojrzałam na nią i nie mogłam uwierzyć. Ona wiedziała, że on tu będzie.
-Możesz mi powiedzieć co Ty wyprawiasz?-spojrzałam jak siostra wyrzuca ręce w powietrze i widziałam tą złość. Zaśmiałam się żałośnie, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
-Wiesz jakby Ci to powiedzieć.-mruknęłam plącząc dłonie na piersi.-Uciekam przed psychopatą, który jest kurwa u nas w domu!-krzyknęłam spoglądając na nią, spod zmrużonych powiek.
-Ana czy Ty właśnie do mnie przeklęłaś?-w oczach blondynki widoczna była złość, a ja zaśmiałam się w myślach, kiedy wyobraziłam sobie jak dym wydostaję się jej z nosa i uszu. Naprawdę chciałabym to ujrzeć.
-Oczywiście, że tak. Jestem wściekła, że wpuściłaś obcą osobę do naszego domu.-mruknęłam, jednak ani na sekundę nie spuściłam jej z oczu.
-Znam Harrego bardzo dobrze Ano, jeśli o to Ci chodzi.
-Ale ja go nie znam.-momentalnie wypowiedziałam, po czym poczułam jak moje gardło robi się suche a policzki gorące. Ten chłopak to naprawdę pieprzony świr i sprawił, że pierwszy raz od tak dawna zaczęłam dyskutować w taki sposób z Elizabeth.. -Skąd mogłam wiedzieć, że Ty go tutaj zaprosiłaś, kiedy zabrał mi telefon i odzyskałam go niedawno?-mruknęłam, jednak tym razem nie podniosłam głosu.
-To nie pozwala Ci traktować go gazem pieprzowym i bij kijem!-krzyknęła a ja momentalnie prychnęłam śmiechem. Ta dziewczyna jest śmieszna i pierwszy raz od tak dawna zaczęła mnie naprawdę wkurzać.
-Ty się słyszysz? Obcy człowiek wchodzi do naszego domu i siedzi u mnie w pokoju, a co jeśli to nie byłby Harry Elizabeth? Nie myślisz racjonalnie i strasznie mnie to wkurza.-fuknęłam wymijając dwójkę osób, zbiegłam ze schodów po czym po prostu założyłam buty i zwykłą dżinsową kurtkę i wyszłam.
    Chodziłam dokładnie drugą godzinę i kiedy miałam zamiar wrócić do domu, ponieważ każda część mnie była po prostu zmarznięta, koło mojego boku zatrzymało się auto Justin'a, szyby się rozsunęły i było mi dane zobaczyć jego idealnie zarysowaną szczękę.
-A Ty czemu nie w domu?-mruknął oblizując wargę.
Nie odpowiedziałam mu nic, jedynie wsiadłam do samochodu, zapinając pasy.
-Podwieź mnie do domu.-mruknęłam zaciskając powieki.-Nawet nie jestem pewna czy mój biust nadal tu jest, ponieważ zamarzłam.-wymamrotałam bez zastanowienia, powodując głęboki śmiech Bieber'a.
-Wydaje mi się, że wszystko z nimi w porządku.-dodał uśmiechnięty i odpalił samochód. Jechaliśmy w ciszy kilka minut po czym Justin zaczął się wiercić, jakby chciało mu się kupę.
Moje niemądre myśli są okropne.
-Co Ci?-podniosłam jedną brew patrząc na jego dziwne ruchy.
-Nic, po prostu myślałem nad tym czy nie pójdziesz ze mną na imprezę urodzinową mojego taty.-wzruszył ramionami, jednak nie spojrzał na mnie i dzięki Bogu.
Pomyślałam od raz, że wcale nie chce patrzeć jak Zayn i Elizabeth wsysają swoje twarze, poza tym pewnie Harry będzie a naprawdę go nie chce widzieć, jest szalony i to wprowadza mnie w obłęd.
-Wydaje mi się, że znajdę dla Ciebie kilka godzin.-uśmiechnęłam się wypowiadając słowa. Justin zaśmiał się głośno i przygryzł wargę. Był gorący, naprawdę gorący.
-Oh dziękuję.-odparł sarkastycznie ponownie się śmiejąc, po czym zatrzymał się przy mojej furtce.-Załóż sukienkę.-mruknął zanim zdążyłam wysiąść.
O mój Boże nie.
-Co? Ogłupiałeś do reszty?-zmarszczyłam brwi i byłam po prostu pewna, że powstała jedna wielka brew.
Justin wzruszył ramionami i chytrze się uśmiechnął. A to drań.
-Znasz mojego Ojca.
-Wiesz, że ich nie lubię, zresztą jestem za gr..
-Nawet nie kończ.-wszedł mi w słowo, zabijając spojrzeniem.-Jesteś piękna Anabel'o, po prostu mi uwierz. P-za każdym jego komplementem lód z mojego serca się topił. Justin był taki czuły.
-Cholera okej, założę tą sukienkę.-przewróciłam oczami, całując policzek bruneta.
-I obcasy!-krzyknął, kiedy zdążyłam wyjść z auta.-Będę czekał o 19:00
-Za dużo ode mnie wymagasz. Sukienka to i tak duży postęp.-dodałam zamykając drzwi auta i wchodząc na podwórko.
Auto Bieber'a odjechało z piskiem a ja z uśmiechem na twarzy weszłam do domu po to, aby zobaczyć zezłoszczony wyraz twarzy Elizabeth i Zayn'a, który po prostu stał.
Wzięłam głęboki wdech, zdejmując kurtkę i buty, po czym chciałam jedynie iść w kierunku pokoju, jednak nie było mi to dane.
-Gdzie byłaś?-zmarszczyłam brwi, kiedy głos Eliz nie był krzykliwy ani niemiły. Okej cisza przed burzą.
-Na spacerze a później Justin odwiózł mnie do domu.-wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na Zayn'a, który spiął się jak struna.
-Nie życzę sobie tego, abyś się z nim spotykała Anabel'o!
-To nie jest koncert życzeń.-prychnęłam śmiechem mierząc ich dwójkę podłym wzrokiem, po czym kręcąc głową wbiegłam po schodach do pokoju, zamykając go na klucz, po czym rzuciłam się w kierunku szafy otwierając pudełko z sukienkami, które były tutaj zdawać by się mogło, że od wieków.
Wyjęłam sukienkę, którą uwielbiałam, dobrałam buty, biżuterię i torebkę, do której wsadziłam telefon , gumy do żucia, klucze od domu, perfumy o charakterystycznym słodkim zapachu, błyszczyk i lusterko, po czym odtworzyłam drzwi i skierowałam się do łazienki gdzie się wykąpałam. Owinięta w ręcznik zaczęłam myć zęby i szczotkować włosy. Jestem zadowolona, że nie umyłam ich, przecież one nigdy w życiu by mi nie wyschły a myłam je wczoraj.
Swoje ciało postanowiłam wytrzeć w pokoju, gdzie założyłam rajtuzy a później sukienkę. Założyłam dodatki, po czym wyprostowałam włosy, a moim jedynym makijażem był tusz do rzęs i eyeliner. Końcowym efektem były perfumy z torebki.

http://www.polyvore.com/bez_tytu%C5%82u/set?id=138752339#fans

Wzięłam głęboki wdech, po czym wyszłam z pokoju, kierując się na dół.
-Matko Święta.-mruknięcie Zayn'a sprawiło, ze czułam się zażenowana. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie widział, w końcu dzisiaj nie jestem sobą i naprawdę chociaż wyglądam dobrze nie czuję się tak. Wolę zwykłe dresy i rozciągnięty podkoszulek niż to co mam teraz na sobie.
-Ana?-łeb Liz wyjrzał zza rogu kuchni.-Gdzie Ty się wybierasz?
-Um, Justin prosił abym pojechała z nim na urodziny taty.-wzruszyłam ramionami.
-Nie jestem z tego zadowolona.-mruknęła.
-A ja tak, proszę zrozum, że on jest moim przyjacielem.-fuknęłam wywracają oczami.-Nie wiem o ,której wrócę, po prostu nie czekajcie na mnie.-dodałam po czym wyszłam z domu.
Tak jak się spodziewałam tuż przy furtce czekało auto Justina. Ostatni oddech, po czym weszłam do auta. Brunet spojrzał na mnie jak na ducha po czym uśmiechnął się ciepło.
-Wyglądasz..
-Jeśli masz zamiar mnie skrytykować to lepiej się zamknij.-mruknęłam zapinając pasy.-I włącz ogrzewanie bo mi zimno.
-Chciałem powiedzieć, że wyglądasz ostro Ana.-po jego słowach mocna czerwień wparowała na moje policzki. Nigdy nie usłyszałam tego słowa od chłopaka. W ogóle od nikogo tego nie słyszałam.
Mimo, że to impreza Ojca Justina to ja czułam się jak solenizantka.
Kto by pomyślał, że takie w gruncie rzeczy zbereźne słowo spowoduje, że poczuję się naprawdę dobrze.
-Po prostu już jedź.-speszona odwróciłam głowę w kierunku okna cały czas przygryzając wargę.
Wyglądam ostro.

~~*~~
Rozdział jest ze strasznym opóźnieniem, jednak brak komputera robi swoje.
Cóż zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii, które są dla mnie istotne.
Dziękuję za ostatnie komentarze i fajnie by było, gdyby było Was więcej!:)
Kocham Was.xx