piątek, 8 maja 2015

Rozdział 12

Ściskam mocniej ramię torby, która wolno zwisa z mojego ramienia, w momencie, w którym przekraczamy próg mieszkania Pani Styles. Nie mogę przestać wlepiać się w swoje buty, czuję się zażenowana faktem, że pomagają mi obcy ludzie.
Mój wzrok podnosi się ku górze, kiedy Harry ściska moją dłoń i splata je razem. Marszczę brwi i spoglądam na niego, jednak ten się tylko uśmiecha i mruga okiem. Przełykam rosnącą gulę w gardle, kiedy kobieta podchodzi ku mnie i jedynie obdarza uśmiechem.
Wiem, że wyglądam okropnie, jednak ona jakby tego nie widziała. Na jej młodej pięknej twarzy jest szczery uśmiech, kiedy ja stoję wyglądając jak nieszczęście - czerwone, spuchnięte od płaczu oczy, potargane włosy, cała ja.
Chce odpowiedzieć uśmiechem, jednak kiedy to robię powstaje dziwny grymas, przez co znowu w moich oczach powstają łzy. Jestem taka beznadziejna.
Sama nie wiem, kiedy rozmowa pomiędzy Harry'm a jego mamą zaczyna się toczyć, jednak jestem zadowolona z tego faktu. Cieszę się, że nie muszę zwracać na siebie zbędnej uwagi.
-Tak bardzo się cieszę, że przyszedłeś. Nie widziałam Cię już...
-Od dwóch dni, tak masz rację to szmat czasu.-brunet przerywa matce, puszczając moją dłoń i przyciągając ją do uścisku. Nie potrzeba wielu słów, aby określić relację tej dwójki - to czysta miłość. Kobieta śmieje się głośno i przyciąga go bliżej, mówiąc szeptem jak bardzo go kocha a on robi to samo.
-Jesteś moim synem Harry, to oczywiste, że tęsknie za Tobą w każdej minucie, w której nie ma Cię  w domu.-odpowiada a mnie ściska serce. Myśl na temat moich rodziców zaczyna budować się w mojej podświadomości, przez co serce zaczyna szybko bić a łzy, które dotychczas jedynie formowały się, spływają po policzkach. Ścieram je szybko, nie chce już dzisiaj zbyt wiele płakać, choć wiem, że w nocy to będzie moje jedyne zajęcie.
Spuszczam kolejny raz głowę w dół, czując, jakbym zaburzała uczucie szczęścia pomiędzy dwójką. Sama nie wiem jak mam to określić, czuje, że tu nie pasuję.
-Mamo.-jęczy odsuwając się od matki, po czym ponownie zbliża się do mnie, tylko po to aby zabrać torbę.
-Rozumiem aluzję.-podśmiewa się, jednak nie jest to przesłodzony chichot, tylko słodki matczyny ciepły śmiech.-Nie wiedziałam czy śpicie razem czy osobno.-podnoszę wzrok na kobietę i widzę jak różowieją jej policzki.-Więc sam przydziel jej pokój.-mówi szybko.-Macie ochotę na kolację?-przeczę głową choć mój żołądek zaczął zjadać sam siebie.
Czuję lekki wstyd, kiedy chce domyślić się jak nazywa się rodzicielka Styles'a, jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Chłopak nigdy nic nie mówił a ja nie miałam ochoty pytać, chociaż teraz byłoby to bardzo pomocne.
Wchodzimy po krętych schodach, kierując się w prawo. Jestem zaskoczona ilością drzwi, jednak nie mówię ani słowa.
Przekraczamy próg białych drzwi na których są odbite niebieskie i zielone ręce, widzę kilka naklejek a nawet rysunek penisa i cycków, od razu orientuje się, że to pokój Harrego.
Zamykam za nami drzwi, kiedy chłopak kładzie moją torbę na ziemi, później odwracaja się w moją stronę. Nie wiedząc co mam robić w takim momencie jedynie splatam palce i ku własnemu zaskoczeniu nie spuszczam wzroku z zielonookiego. Jestem w szoku, w końcu to właśnie ten idiota zaoferował mi pomoc, kiedy tak naprawdę nie przepadam za nim. To mnie zaskakuje, ale jak kilka innych rzeczy - ignoruje to.
-Spakowałaś piżamę?-podnoszę jedną brew na jego idiotyczne pytanie. Liczyłam na krótki monolog o tym, że wszystko będzie dobrze a głównie o mojej dramatyzacji. Później powiedziałabym mu, aby się nie wtrącał, ale podziękowałabym za pomoc.
-Nie zwróciłam na to uwagi.-burczę.
-Dam Ci jakieś dresy i koszulkę czy coś.-mówi od niechcenia co lekko rani moje poranione serce. Przez chwile myślałam, że obejdzie się bez tego gówna między nami, przynajmniej na razie.
-Nie musisz.-szepce.
-Jak chcesz.-burczy.-Jakby co to dzwoń.-skinam jedynie głową, nie mogąc się pogodzić z tym, że odjeżdża. Nie chce aby sobie szedł.
Chłopak nie roztkliwia się nad moim błagalnym wyrazem twarzy, tylko uśmiecha i wychodzi trzaskając drzwiami.
Moja dolna warga zaczyna drżeć i tak naprawdę nie mając już nic do stracenia kładę się na łóżko i płaczę. Moje wycie jest tak żałosne, że przez moment zastanawiam się co ja robię na tym świecie. Moja własna siostra potrafiła uderzyć w mój najsłabszy punkt celowo a to zabiło resztkę woli walki, która we mnie była. Czuję się pusta i nic nie warta.
Moja twarz napiera na białą poduszkę zostawiając na niej mokre plamy, jednak nie obchodzi mnie to, choć jest to niegrzeczne z mojej strony, w końcu jestem tylko gościem.
Sama nie wiem, kiedy moje ciało czuję się odrętwiałe a oczy opadają, zabierając mnie w objęcia Morfeusza.

   Czując ciężar na klatce piersiowej otwieram oczy i automatycznie się uśmiecham na widok czarno-białego kotka. Zahaczam palcami o złotą okrągłą plakietkę. Wpatruje się dokładnie i zauważam numer telefonu a tuż pod nim imię "Jestem Lily". Głaszczę ją za uchem a ona obdarowuje mnie wdzięcznym mruczeniem.
-A więc Lily, jak się tu dostałaś?-szepce przesuwając kotkę koło mnie i zakrywam kołdrą.
Nie zajmuje zbyt długo, kiedy Lily usypia pod wpływem mojego głaskania a ja nie czując potrzeby snu, jedynie leżę i wpatruję się w nią.
Nie jestem pewna czy powinnam leżeć, czy zejść, dlatego wybieram bezpieczniejszą opcję i zostaję w łóżku. Mam czas aby dokładnie się rozejrzeć. Kolor ścian pokoju to błękit i biel, pochlapana czarną farbą. Na przeciwko łóżka jest biurko i laptop, tuż obok jest szafa. Po prawej stronie znajduje się wielkie okno zasłonięte niebieską roletą a po lewej tablica korkowa ze zdjęciami. Fotografie przedstawiają mamę Harego, jakąś dziewczynę o długich fioletowo niebieskich włosach i samego chłopaka, jedyna różnica w nim to fakt, że jego włosy kiedyś były jedną wielką burzą loków. Teraz wyglądają raczej jak mała fala. Mogę również zauważyć, że na kilku zdjęciach gości Liam i Niall.
Przybieram ponownie pozycję całkowicie leżącą, jednocześnie zamykam oczy, kiedy słyszę kroki i pukanie do drzwi. Nie chce z nikim rozmawiać a w szczególności z Harry'm. Jego pomoc była zbawieniem, jednak mimo wszystko liczyłam na to, że zostanie i choćby obejrzy ze mną film. Ale cóż, to jest Harry, jego humory są bardziej skomplikowane niż te Grey'a.
Zamykam oczy i używam moich zdolności aktorskich, kiedy ktoś wchodzi do pokoju. Słyszę szuranie i skrzypienie łóżka na samym końcu.
-Ana, Ana skarbie.-nieskazitelnie ciepły głos Anne rozbrzmiewa w moich uszach, jednocześnie ściska za serce. Czuję się bardziej brudna faktem, że ona mi pomaga a ja ją okłamuję, kłamstwo nie jest wielkie ale jednak.
Udaję, że ziewam i lekko podnoszę się do pozycji siedzącej. Głupio by było od razu wstać i funkcjonować normalnie, chce dociągnąć tę obrzydliwą grę do końca.
-Przepraszam, że Cię budzę, ale jest godzina 11 a Ty nie jadłaś od wczoraj nic.-mówi lekko głaszcząc moją wolno puszczoną dłoń. Przełykam ślinę chcąc zwilżyć wyschnięte gardło, chociaż to niewiele pomaga.
-Wiem, że czujesz się zagubiona ale nie musisz się wstydzić czy czuć się niezręcznie.-mówi uśmiechając się szeroko wstając z łóżka, wyciągając w moją stronę dłoń z idealnymi paznokciami i gładką skórą czego dowiaduję się chwytając ją. Kobieta uśmiecha się i ciągnie mnie poza pokój Harrego. Wiem, że muszę tam wrócić i posprzątać, nie lubię bałaganu w życiu i w pokoju.
Schodzimy po schodach i od razu wchodzimy do kuchni, która jest ogromna. Ma ciepły mleczny kolor i wielki brązowy drewniany stół na środku z krzesełkami pod pasowanymi do ogółu. Kuchnia jest przyjemne i daje uczucie bycia w domu.
-Na co masz ochotę kochanie?-pyta podchodząc do lodówki. Wstydzę się poinformowania o moich potrzebach względem posiłków. Cholera, teraz zjadłabym cokolwiek, mój brzuch woła o jedzenie od wczoraj.-Śmiało, śmiało.-ponagla.
-Wystarczy kawa.-szepce splatając pod stołem palce. Czuję się zażenowana.
-Nie najesz się kawą Anabel'o. Zrobię Ci płatki na mleku.-mówi a ja jedynie skinam głową, choć wiem, że ona tego nie zobaczy, w końcu stoi tyłem.-Kocham moje dzieci, ale kiedy przychodzą do mnie choćby na dziesięć minut, moja lodówka staję się pusta.-podśmiewam się z jej opowieści.
Pani Styles podchodzi do mnie z miską ciepłego mleka napełnionego czekoladowymi płatkami w kształcie misiów. Pierwszy raz je widzę.
-Mogłabym iść po zakupy jeśli Pani zechce.-dopiero kiedy zjadłam odważyłam się powiedzieć. Kobieta cały czas krząta się koło lodówki, albo podchodzi do szafek i ściera z nich niewidzialne okruchy.
-Mów mi po prostu Anne.-w końcu znam jej imię!-Jeśli możesz to byłoby niesamowite.-widzę jej skrępowanie. Ciało ma spięte i co chwile przygryza dolną wargę.-Mogę zdradzić Ci mały sekret?--rzuca ścierkę do zlewu i siada koło mnie. Skinam głową a ona bierze głęboki oddech i zaczyna mówić.-Idę dzisiaj na randkę.-szepce jakby bała się, że ktoś usłyszy. Otwieram szeroko oczy i uśmiecham się szeroko. Anne jest cudowną i piękną kobietą, ale nie wiedziałam, że samotną.
-To dobrze, znaczy chyba tak, prawda?
-Z jednej strony tak. Edward jest cudownym mężczyzną, jest troskliwy i czuły, ale boję się tego, że Harry go nie polubi.-krzywi się.-Wiem, że jestem dorosła i mogę decydować o sobie, ale po odejściu taty Harrego i Gemmy, oni ale przede wszystkim Harry stał się bardzo nadopiekuńczy. Zachowuje się jak mój tata a nie syn.-śmiejemy się razem.-Poza tym on o niczym nie wie.
-Harry jest dorosły i Pani też.-kobieta marszczy brwi na co poprawiam się szybko mówiąc do niej po imieniu.-Każdy zasługuje na szczęście i oni chcą czy nie chcą muszą się pogodzić z faktem, że jesteś szczęśliwa u boku Edward'a.-Anne chwyta moje dłonie i ściska je mocno w geście podziękowania.
-Dziękuję Anabel, jesteś cudowną osobą.-uśmiecham się.
-Nie ma za co. Umm jest już prawie 12, więc może zrób listę zakupów a ja pójdę się przebrać.-kobieta skina głową a ja jedynie się uśmiecham i wstaję od stołu. Wchodzę po schodach, automatycznie kierując się do pokoju, w którym miałam spędzić więcej niż jeden dzień.
Otwieram torbę i wyciągam z niej czarne spodnie i niebieski sweter, nie mam pojęcia co mogę założyć innego. Przebieram się szybko, postanawiając, że wykąpię się wieczorem, kiedy poczuję się pewniej. Zsuwam sweter jak najniżej i momentalnie orientuje się o braku spakowanych książek. Nie mam ze sobą nic a muszę iść jutro do szkoły.
Podchodzę do łóżka i wyjmuję spod poduszki telefon, nim wybieram numer do Styles'a, widzę kilka nieodebranych połączeń i wiadomości od Elizabeth. Ignoruję  je, nie mam ochoty nawet słyszeć jej głosu. Naciskam słuchawkę obok kontaktu zielonookiego i czekam tylko trzy sygnały.

-Czego?-burczy niemiło na co marszczę brwi i powstrzymuję się od płaczu.
-Nie mam ze sobą książek a jutro mam szkołę. Mógłbyś mi je przywieźć?
-W porządku.
-Moja torba jest u Justin'a, więc..
-Powiedziałem w porządku!-krzyczy na co zagryzam wargę i rozłączam się. 

Moje oczy zaczynają piec z powodu napływających łez. Siadam na łóżku uświadamiając sobie, że słowa siostry odblokowały jakąś emocjonalną barierę, która nigdy nie powinna zostać zburzona. Czuję się jak wrak człowieka.
Wycieram łzy i uspokajam oddech wiedząc, że Anne czeka na mnie na dole. Biorę ponownie serię głębokich oddechów, jednocześnie wkładając pieniądze i telefon do jednej kieszeni. Schodzę po schodach i kieruję się do kuchni, wiedząc, że w niej będzie na mnie czekać Pani Styles. Nie myliłam się. Kobieta uśmiechając się podaje mi reklamówkę, do której mam spakować zakupy, pieniądze i na żółtej kartce listę zakupów. Przez chwilę się kłócę mówiąc, że mam jeszcze kilka groszy przy sobie i mogę kupić wszystko, jednak zostaję odprawiona z kwitkiem i sekundę później człapię do pobliskiego sklepu spożywczego.
Zasuwam wyżej kurtkę, kiedy czuję mocniejszy powiew wiatru, nienawidzę takiej pogody.
Droga do sklepu zajmuję dziesięć minut, i gdyby nie fakt, że pogoda jest beznadziejna to pewnie poszłabym na spacer, jednak wykluczam tą opcję. Otwieram drzwi i chwytam czerwony koszyk. Sklep jest mały ale przytulny, byłam w nim dwa czy trzy razy. Witam się z Panią za kasą i wchodzę w pierwszą z czterech alejek, kupując wszystko co potrzebne. Podchodzę do kasy i płacę za wszystko, pakując rzeczy do reklamówki. To były najzwyczajniejsze zakupy - mleko, ser, chleb, kawa, nutella - bo ponoć Harry ją uwielbia i to wszystko. Odkładam koszyk na miejsce i wracam do domu licząc na odrobinę ciepła.

  Wkładam resztę składników do lodówki słuchając rozmowy Anne i Gemmy, którą miałam okazję poznać. Byłam w szoku, kiedy nasza rozmowa toczyła się sprawnie. Gemma milion razy zdążyła skomentować nasz związek i powiedzieć, że jest w szoku. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale wiem, że nie mogę.
Wyrzucam jednorazówkę do kosza i przysiadam się do Anne i Gemmy, które zawzięcie dyskutują o dzisiejszej randce kobiety. Oczywiście od razu kiedy weszłam do domu zostałam poinformowana o zasadzie milczenia w gronie kobiet, chodzi o to, że Harry ma nie dowiedzieć się na tą chwilę o Edward'zie.
-Wiesz jak bardzo chce iść i poznać Edward'a i bawić się jak zwykle w uspokajanie Harrego, ale mam dziś drugą rocznicę z Luck'iem.-dziewczyna się krzywi łapiąc matkę za rękę. Widzę rozczarowanie w spojrzeniu Anne, ale milczę. Nie chce się wtrącać w ich prywatne sprawy, chociaż tak naprawdę już to zrobiłam.
-Nic nie szkodzi skarbię, zabiorę ze sobą Anabel.-marszczę brwi o mało nie podskakuję z przerażenia na krzesełku. Chce zaprzeczyć i powiedzieć, jednak nie jest mi to dane, kiedy kobiety zaczynają piszczeć i mówić na jaką to laske mnie zrobią. Uśmiecham się krzywo i chce powiedzieć, że nie mogę iść, jednak Gemma zapewnia, że Harry zdębieje na mój widok. Chce po raz drugi się zaśmiać, jednak Anne informuje mnie, że zielonooki jest również zaproszony, powodując brak powietrza w płucach, przecież on mnie zamorduje.

      -Wyglądasz ślicznie.-mówi Anne przyglądając się mojej osobie z zachwytem, kiedy ja jedyne co czuję to zażenowanie, że Gemma musiała jechać do pobliskiego sklepu i kupić potrzebne rzeczy, ponieważ w jej szafie nie było nic w moim rozmiarze. Oczywiście odbyła się kłótnia kto za to zapłaci ale tym razem nie poddałam się tak szybko - moje rzeczy - ja płacę.
Plus dziewczyna się nieźle targuje więc cena nie była zbyt wielka.
-Harry oszaleje!-blondynka zaczyna piszczeć z podniecenia. W końcu jej dzieło ma oszołomić wszystkich, cóż ona ma taką nadzieję.-Poza tym Edward na Twój widok mamo też.-uśmiechamy się w stronę kobiety, która miętosi swoją czerwoną sukienkę sięgającą do kolan. Anne wygląda rewelacyjnie ze spiętymi jak moje włosami, czerwonymi ustami i czarną kopertówką.
I jeśli mam być szczera to mój STRÓJ wcale nie jest gorszy, ja po prostu czuję się nieodpowiednio w nim. A całą sytuację psuje fakt, że to dla Harrego.
Anne staje na nogi i chwyta moją dłoń podając różową torebkę z jak to nazwała Gemma
"Pierwszą pomocą dla kobiet"
-My lecimy skarbie. Szczęśliwej rocznicy i ucałuj Luck'a.-całuje córkę w usta a ja jedynie przytulam ją mówiąc "gratulacje".
Cała powaga sytuacji dochodzi do mnie w momencie, w którym wchodzimy do auta Anne a ściślej mówiąc, kiedy wychodzimy z auta, parkując przed restauracją, która jest największym Londyńskim hitem. Nie mogę złapać oddechu, kiedy uświadamiam sobie, że wypada zapłacić za swój obiad, jednak mój budżet nie pozwoli mi zamówić tu choćby wody.
-Anne j-ja.-jąkam się nie wiedząc jak mam zacząć mówić o swojej biedocie.
-Nie martw się skarbie, ta restauracja jest Edward'a, więc nie wydamy ani grosza.-skinam w odpowiedzi głową, nie mówiąc nic więcej.
Wchodzimy do budynku informując kobietę do kogo przyszłyśmy, i że za chwilę ma przyjechać jeszcze jedna osoba-Harry Styles. Miła Pani uśmiecha się do nas i prowadzi do oddzielnej sali, która mieści się na samym szczycie budynku, hm to jest 5 albo 6 piętro.
Dziękujemy blondynce, wchodząc do odpowiedniego pomieszczenia. Na wejściu mogę zauważyć bogactwo, przesyt, ale jednak w tym wszystkim tkwiło uczucie pewności i chęci dowiadywania się więcej o każdym szczególe, który buduję tę salę.
-Anne!-męski głos sprowadza mnie na ziemię. Od razu zerkam przez ramię, zauważając umięśnionego, przystojnego mężczyznę, który trzyma mocno w objęciach ciemnowłosą całując wierzch jej dłoni a dopiero później usta.
-Edward'dzie poznaj proszę dziewczynę mojego syna Anabel'e, Ana to jest mój chłopak Ed.-kobieta obejmuję go w pasie a on odwzajemnia ten gest, jednak ściska moją rękę o i uśmiecha się przyjaźnie, prowadząc chwilę później do stołu. Odsuwa przed nami krzesła informując, że zamówił dla nas. Nie gniewam się, szczerze to nawet mnie to nie obchodzi.
-Kiedy przyjdzie Harry?-Anne chce coś powiedzieć, jednak otwierające się z hukiem drzwi i postać bruneta ubranego w garnitur jest odpowiedzią na wszystko. Jego włosy są związane w męskiego koka a ja mam wrażenie, że moje kolana są jak z waty, kiedy ten siada koło mnie a ja mogę poczuć zapach jego perfum.
Zagryzam lekko wargę, pamiętając o szmince i odwracam wzrok. Zbyt długie wpatrywanie się w chłopaka mogłoby spowodować mój zawał.
-Harry.-mężczyzna mówi stanowczo jakby chciał podkreślić swoją pozycję i to tak naprawdę uświadomiło mi, że to spotkanie nie wypadnie dobrze. Edward nie wie na co się piszę, wiążąc się z matką Styles'a.
-Edward'dzie.-zasysam powietrze na warknięcie z zaciśniętych ust zielonookiego. Czuję, że za chwilę oni się pozabijają a ja i Anne będziemy musiały sprzątać cały ten syf. Spoglądam na kobietę siedzącą na przeciwko mnie i widzę jak bardzo jest jej przykro. To łamie mi serce, dzisiejszy dzień należy do niej a nie dla tego dupka, który czeka aby wszystko popsuć.
-Cóż, cieszę się, że w końcu poinformowałaś mnie o swoim związku matko.-kopię lekko nogę Harrego, jednak ten zważa się tego nie zauważać.
-Harry..-drugi raz przerywa nam coś a raczej ktoś. Trzech kelnerów zaczyna podawać przystawki a ja mam ochotę całować ich po stopach za uratowanie, choćby tymczasowo, tego spotkania.
Posiłek ląduje pod moją buzią, a ja w zamian za to uśmiecham się do przyjemnego blondyna mówiąc dziękuję, chłopak odwzajemnia uśmiech jednak szybko gaśnie odsuwając się ode mnie a w końcu wychodząc z resztą. Marszczę brwi i dopiero, kiedy odwracam się w stronę Harrego widzę dlaczego kelner zachował się jakby zobaczył ducha. Ciało Styles'a zbliżyło się do mojego a jego twarz okazywała nieprzyjemny grymas.Zaciskam dłonie w pięści pod stołem i oddycham kilka razy bardzo głęboko.
Powietrze jest coraz bardziej gęste a ja kilka razy w myślach zdążyłam wymyślić plan podpalenia stołu. Wszyscy musieliby wyjść i zaoszczędzilibyśmy obelg i niezręczności w swoją stronę. Chcąc odciąć się od tej całej sytuacji chwytam sztućce i zaczynam jeść przystawkę składającą się z łososia poskręcanego w dziwne krążki z dodatkiem brokułów.
-To jest naprawdę znakomite Edward'zie!-zachwalam posiłek do mężczyzny wiedząc, że restauracja należy do niego. Zauważam uśmiech i dumne podniesienie podbródka, zdaję sobie sprawę, że ta restauracja znaczy dla niego wiele.
-Nie musisz używać słowa znakomicie i mówić Edward'zie.-dłonie Styles'a uderzają o stół rozwalając tym samym talerz na którym znajduje się jego danie.- Wystarczy powiedzieć, że to żarcie jest dobre a on nie jest królem świata, aby zwracać się do niego w ten sposób, wystarczy Ed.-moje policzki pieką na jego ostre słowa i choć wiem, że one mają na celu obrażenie chłopaka Anne to nie zmienia faktu, że czuję jakby kierował je do mnie.
Chwytam białą chusteczkę i wycieram usta, następnie chwytam kieliszek i biorę kilka łyków białego wina, które zostało nalane przez kelnerów.
Chce wyjść stąd, uciec jak najdalej, jednak nie chciałabym zachować się w taki sposób jak Harry, który zachowuje się bezczelnie w stosunku do mężczyzny, którego nie zna i mimo, że nasz związek to fikcja, wstyd jaki odczuwam nie mógł być bardziej prawdziwy.
-Harry proszę Cię.-jęczy Anne plącząc swoją dłoń i tę o wiele większą Edward'a. Czuję pod stołem jak noga Harrego drży a jego szczęka zaciska się tak mocno, że martwię się o to, że ją złamię. Moje serce zaczyna drżeć w obawie o jego wybuch, jednak ten tylko wstaje od stołu i wychodzi na mały balkon położony po drugiej stronie sali. Przepraszam cicho parę i kieruję się za Styles'em chcąc go uspokoić, jednocześnie dając do myślenia.
Otwieram szklane drzwi balkonu, zastając chłopaka w obłoku dymu. Moje ciało zaczyna drżeć pod wpływem zimnego policzka, jednak tym razem brunet jest szybszy i w ten sposób jego marynarka ląduje na moich barkach. Marszczę brwi i patrzę na niego w szoku, jednak nic nie mówię na ten temat.
-Mama kazała Ci tu przyjść bo sama musiała wepchnąć język do gardła tego Edward'a.-wywracam oczami na jego przykry komentarz odnośnie pary. Ed nie jest zły.
-Nie, sama przyszłam.-informuje go opierając się plecami o szklane drzwi.-Sprawiasz Anne przykrość Harry.-mówię patrząc jak ten zaciąga się dymem, który po sekundzie kłębi się wśród nas.-Jesteś dość dużym chłopcem aby zrozumieć to, że Twoja matka ma prawo na szczęście u boku mężczyzny.-chce mówić dalej, jednak słyszalne mruknięcie chłopaka powstrzymuje mnie przed tym. Odrywam się od ściany i podchodzę do niego bliżej.
-Powtórz.
-On nie jest dla niej dobry, okej? Tak samo jak dla Ciebie nie jest dobry Justin tak dla niej Edward!-krzyczy wyrzucając kiepa w dół.
-Nie wyciągaj osoby Justin'a bo nie o nim toczy się rozmowa Harry!-piszczę.-Nie możesz uważać go za nieodpowiedniego, kiedy go nawet nie znasz!
-Nie muszę go znać, aby wiedzieć, że jest kutasem, który złamie jej serce!
-Nie wiesz tego, więc nie możesz chrzanić takich głupot!-odpowiadam krzykiem.-Jesteś niesprawiedliwy dyktując warunki swojej matce i oceniając Edward'a, kiedy sam co wieczór masz inną laskę!-uderzam go w klatkę piersiową.
-Ja jestem młody.-burczy a ja wybucham gromkim śmiechem.
-Oh jakby miłość i chęć zabawy ludzkimi uczuciami i ciałem były zależne od wieku, nie bądź śmieszny.-mruczę kręcąc głową. Sama nie wiem jakich słów powinnam użyć, aby on w końcu zrozumiał swoje durne zachowanie.
-Boże Ana.-jego duże dłonie zaczynają szarpać włosy niszcząc koka.-Nie mogę się na Ciebie wydrzeć, kiedy wyglądasz dzisiaj tak niesamowicie dobrze.-mówi a ja zasysam ze świstem powietrze. On nie mógł tego powiedzieć, cholera.
-Um przepraszam, tak sądzę.-marszczę brwi przygryzając wargę, cały czas uważając aby nie zniszczyć szminki.
-Wystroiłaś się tak dla mnie Anabel?-chłopak podchodzi bliżej oblizując językiem wargę, jakby chciał wzbudzić we mnie pożądanie i choć go nienawidzę to idzie mu całkiem nieźle, w końcu jest przystojny.
-Oczywiście, że nie.-odpowiadam zbyt szybko na co chłopak wybucha śmiechem. Dźgam go w klatkę piersiową aby się zamknął, ponieważ moje policzki nie mogą być bardziej czerwone jak teraz.-Tak właściwie to podobał mi się ten kelner, którego postanowiłeś przestraszyć.-mówię krzyżując ręce na piersi. Chłopak podnosi brew jakby przyjął jakieś wyzwanie i podchodzi tak blisko, że moje piersi dotykają jego klatki piersiowej. To jest niezręczne.
-Muszę bronić swojej dziewczyny.-czuję miętę i lekką woń alkoholu i papierosów, kiedy jego słowa uderzają w moje usta. Myślę, że przez chwilę moje serce stanęło, ale zaczęło bić dwa razy szybciej na widok przybliżających się ust chłopaka. Chce kazać mu przestać ale nie mogę nic zrobić, czuję się bezwładna. Jego dłonie dotykają mojego policzka a kciuk mojej dolnej wargi. Nie mogę oderwać od niego wzroku, czuję jakby kontrolował każdy centymetr mojego ciała.
-Nie jestem Twoją dziewczyną.-jakimś cudem mówię, kiedy jego usta są bardzo blisko moich. Muszę udawać sprzeciw, bo tak naprawdę ten pocałunek to coś czego potrzebuje, coś czego chce spróbować.
- But let’s pretend it’s love*-nie daje rady powiedzieć nic więcej kiedy jego malinowe usta lądują na moich. Wszystko wokół znika, kiedy chłopak przygryza moją wargę a ja oddaje się uczuciu tzw. motylków, które chcą rozerwać mi brzuch za każdym razem, kiedy jego język przejeżdża po mojej wardze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 *- słowa w piosenki One Direction -LWWY
Rozdział dodany i to jak na mnie w dość krótkim okresie czasowym xd
Są dwie sprawy do omówienia.
1. 17 jadę na praktyki do Pogorzelicy, więc nie będzie mnie dwa tygodnie, więc rozdziału tym bardziej. Uprzedzam bo chce, aby garstka osób, które tu są czekała na mnie.
2. Prowadzę ask'a, na którym możecie zadawać pytania bohaterom jak i mojej osobie. ASK
Na sam koniec dopowiem, że ostatnio dzieje się źle między Lou a Zayn'em. Wczorajsza afera na tt była naprawdę głośna. Cóż ich kłótnie łamią mi serce, jednak mimo wszystko Lou jest niesamowity-jest za nami i broni nas. Chce ZOUIS'A!!