niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 10

Ana nerwowo spogląda na kilka kolorowych tabletek, które musi połknąć. Jej gardło nie było przygotowane na przyjmowanie jakichkolwiek lekarstw, w końcu co jeśli się zadławi, udusi i umrze? Jaki to byłby wstyd, że taka duża dziewczynka umarła z powodu głupich kolorowych pigułek.
Dziewczyna marszczy brwi i przełyka nerwowo ślinę jakby co najmniej miała wykonać skok ze spadochronu, jednocześnie przyjmując kubek z herbatą od siostry. Skina w podziękowaniu głową i uśmiecha się blado, jakby chciała pokazać, że wszystko ma pod kontrolą.
-Nie bój się siostrzyczko.-kpi z niej. Elizabeth od zawsze zdaje sobie sprawę ze strachu siostry i choć brzmi to dość niegrzecznie to za każdym razem chce zaśmiać się głośno i powiedzieć, że jej gardło nie takie rzeczy będzie musiało połknąć, ale wie, że nie wypada w końcu jest jej starszą siostrą.
-To nie jest śmieszne Elizabeth.-brunetka ciągle wpatrując się w kolorowe tabletki, odpowiada. Wie, że jej paranoiczny strach powoduje głupie żarty, śmiechy i idiotyczne komentarze, ale Ana jest tylko człowiekiem. Ma prawo czuć strach, to jest nierozłączna rzecz ludzkiej egzystencji.
-Po prostu to połknij. Te leki mają wielkość biedronki, więc nie dramatyzuj.-siostra wywraca oczami naciskając na Ane, która w wyrazie dezaprobaty odsuwa ręką leki.-Zaaayn!-Elizabeth wiedząc, że znajduje się w pozycji przegranej woła swojego chłopaka, brunetka słysząc wołania jedynie parska śmiechem. Od ostatniego feralnego zdarzenia z Mulatem, który nie przyjechał po nią nie zamienili ze sobą zbyt wiele słów. Mówili sobie z grzeczności "cześć" albo "dobranoc", nic więcej. Zayn nie raz starał się błagać niebieskooką o przebaczenie, jednak jej charakter wojowniczki dał o sobie siwe znaki.
Nim Ana mogła pomyśleć coś więcej do kuchni przyszła cała piątka tych głupich chłopców, którzy siedzą u nich całymi dniami. Choć ciężko w to uwierzyć dziewczyna nie polubiła żadnego z nich na tyle, aby mogła swobodnie dosiąść się do nich na kanapie i obejrzeć film. Nie chciała spędzać czasu z tymi świrami, a jedyne co ich łączyło to Zayn i Elizabeth, no może jeszcze powietrze, nic więcej. 
Pomimo faktu, że każdy z nich pilnował dziewczyny dzień w dzień, ona nawet nie zwracała na nich uwagi. Było to ciężkie zważywszy na to, że co chwile któryś z nich wchodził do jej pokoju i nakazywał coś zjeść albo wziąć syrop czy leki, i choć Ana chciała powiedzieć im, aby spieprzali to i tak by nic to nie zmieniło. Oni są jak nieleczona grzybica stóp, zawsze wracają i strasznie ciężko jest ich się pozbyć.
-Musisz połknąć te głupie lekarstwa aby iść jutro do szkoły.-pierwszy na odwagę zdobył się Liam. Dziewczyna podniosła na niego mętne spojrzenie, wykrzywiając twarz w geście grymasu. Payne był zawsze dla niej miły, nigdy nie zdarzyłoby się, aby powiedział w jej stronę jakiś głupi tekst, po którym płakałaby kilka godzin jak to miał w zwyczaju Harry, zawsze pytał się jej o zdanie a nawet kilka razy przemycił do jej pokoju  ciasteczka swojej babci, ale to nie zmieniało faktu, że on nadal jest kolegą Harrego, więc na pewno jest taki sam jak on, jedynie kryje się za maską miłego przystojnego chłopca od ciastek.
-I tak do niej jutro pójdę, więc czy połknięcie tych lekarstw jest naprawdę konieczne?-dziewczyna podnosi kąciki ust, chcąc przekonać do swoich racji siostrę, która stoi niewzruszona. Jej dłonie spoczywają na biodrach a wzrok mówi "nie igraj ze mną siostrzyczko" na co Ana się kuli.
-Nie bądź strachliwą pizdą.-dziewczyna rzuca swoje spojrzenie w kierunku Harrego. Chłopak nonszalancko opiera się o ścianę i patrzy na nią przeszywającym gardzącym spojrzeniem. Ana zdążyła poznać Harrego, a raczej jego gorszą stronę, bardzo dobrze. Codziennie musiała słuchać jego obrzydliwej paplaniny o laskach, które zaliczył, albo obraźliwych w jej stronę komentarzy i choć chciała udawać niezgiętą to zawsze wracając do pokoju płakała wmawiając sobie, że jest fatalnym człowiekiem, który nie zasługuje na to, aby chodzić po ziemi, a to wszystko przez tego kudłatego pacana.
Brunetka marszczy brwi i wstaje z krzesła, jednocześnie chwytając w prawą dłoń tabletki, a w lewą kubek z herbatą. Bierze głęboki oddech i odchodzi od stołu, zatrzymując się dopiero przez aroganckim brunetem.
-Nie wiem, kto upoważnił Cię do traktowania mnie w ten sposób, ale jeśli to sprawia, że Twoje ego zostaje podbudowywane, to śmiało.-i kiedy chce odejść do jej głowy wpada jeszcze coś. Ana uśmiecha się pusto i spogląda na Harrego przez ramię.-A tak nawiasem mówiąc. Bycie strachliwą pizdą, ma się nijak do bycia męską dziwką, ja przynajmniej mam pewność, że nie zachoruje na jakiegoś syfa czy coś.-śmieje się gorzko i odchodzi, zostawiając za sobą kuchnie pełną śmiechów.

  Anabel mając za sobą połknięcie przeklętych tabletek postanowiła wyjść na spacer, korzystając z nieobecności siostry i faktu, że Zayn zostawił w domu jedynie Louis'a, który drzemie na kanapie, biedny nawet nie skończył oglądać jakiegoś wojennego filmu. Zakłada buty kurtkę i kusi się również na czapkę. Chowa telefon do kieszeni i po cichu wychodzi z domu najciszej jak potrafi. Jej ciało od razu atakuje fala zimnego wrześniowego powietrza, ale Ana jedynie się uśmiecha. W końcu może wyjść poza mury swojego domu, może poczuć ostre powietrze, to wszystko było dla niej zakazane przez ostatnie dwa tygodnie.
Jej ciało kieruje się w stronę dobrze znanego baru. Droga nie trwa długo i już po 20 minutach znajduje się pomiędzy pijanym stadem ludzi. Ana marszczy brwi i podchodzi pod bar, za którym znajduje uśmiechniętą postać Jacke wraz z Eve. Choć zdziwienie jest ogromne dziewczyna postanawia zignorować, że jeszcze niedawno się nienawidzili.
-Cześć Wam.-dziewczyna mówi uśmiechając się. Dwójka znajomych wlepia w nią zagubione spojrzenia i cicho witając się.-Coś mnie ominęło?-podnosi brew.
-Niezbyt wiele, opowiem Ci kiedy wrócisz, dobrze?-odzywa się Eve na co Ana jedynie skina głową. 
Ich rozmowa toczy się około dwóch godzin. Ana zdążyła opowiedzieć jaką świnią jest Harry, opowiedziała co się działo podczas imprezy i po niej, wizytę u lekarza i podłe odzywki, ale wspomniała również o tym jak kilka godzin wcześniej dała mu do myślenia. Eve opowiedziała jej kilka sytuacji z baru, jednak nie było w tym nic niezwykłego. Zwykła szara codzienność. Ich dyskusja trwałaby o wiele dłużej gdyby nie fakt, że jej telefon dzwonił już czwarty raz.
Dziewczyna patrzy na wyświetlacz na którym po raz kolejny widnieje numer Zayn'a. Ana wzdycha głęboko i żegna się ze znajomymi, wychodząc z baru.
Niebieskooka czuje złość, czy nie może już nigdzie wyjść, nie tłumacząc się Zayn'owi czy Elizabeth? Jest dużą osobą, która potrafi o siebie zadbać.
Jest kilka chwil od domu, kiedy jej telefon ponownie dzwoni, jednak tym razem numer nie jest jej znany. Ana wywraca oczami i głęboko wzdycha w momencie, w którym odbiera telefon.
-Gdzie Ty jesteś dziewucho?-głęboki, szorstki głos Styles'a zabrzmiał w słuchawce. Ana wywraca oczami.
-Wracam, stało się coś?-pyta.
-Nic konkretnego, jeśli nie liczyć faktu, że Louis nie usiądzie na tyłku przez tydzień.-dziewczyna wybucha śmiechem wyobrażając sobie co jest tego powodem.-Nie przez to Anabel'o.-śmieje się.
-To nie jego wina.-dziewczyna broni chłopaka, cały czas uśmiechając się do telefonu.
Nim zdążyła cokolwiek dodać po drugiej stronie ulicy zauważyła czarne auto, i nie wprowadziłoby jej to w przerażenie gdyby nie fakt, że kierowca zaczął zwalniać, odsuwając szybę i wystawiając swój łysy łeb. Zauważając Ane zatrzymał się i wysiadł z auta. Przerażona brunetka zaczęła przyśpieszać.
-Coś się dzieje?-dziewczyna ma nierówny oddech. Jej głowa co chwilę odwraca się, aby upewnić się o obecności mężczyzny i on cały czas za nią podąża. Z jej zmarzniętych ust wydostaje się zdesperowane jęknięcie przerażenia.-Ana?
-Idzie za mną jakiś facet. Zobaczył mnie, zatrzymał się i idzie za mną.-wyjaśnia, poprawiając czapkę, ukradkiem zerkając na faceta, który cały czas za nią idzie.
-Idź najszybciej jak potrafisz, ale nie biegnij, zaraz powinienem być.-odpowiada rozłączając się. Drżące ciało Anabel'i idzie pewnie i prędko. Chce zacząć biec, ale boi się, że on również to zrobi, łapiąc ją szybciej. Słysząc dyszenie dziewczyna zaczęła płakać. Rozpłakała się jak małe bezbronne dziecko. Nie sądziła, że chęć zaczerpnięcia świeżego powietrza może skończyć się w ten sposób. 
Bała się, jej ciało drżało a łzy zamazywały obraz. Czując czyjeś ramiona na swoim ciele chciała zaczęła się szarpać do momentu, w którym nie usłyszała znajomego rechotu.
-Uspokój się.-dłonie niebieskookiej drżały a jej ciało opadało z sił, poprzez sytuację, która ją spotkała. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, w swoim łóżku. Chciała iść spać i zapomnieć o tym, że w ogóle wyszła gdziekolwiek.
Brunet objął jej ciało ramieniem i przytulił ją do siebie. Co prawda to było czymś co wzbudziło jej zdziwienie, ale wiedząc, że gdzieś koło nich jest ten facet, po prostu oddała uścisk, chowając swoją twarz w jego ciele.
-Kto to jest?-mruczy, ale nie kusi się na podniesienie wzroku.
-Nikt ważny, chodźmy.-mruczy i chwytając nadgarstek dziewczyny, kierują się w stronę domu, zostawiając za sobą tajemniczego mężczyznę..

******************************************************************
Przepraszam, że rozdział dodaje dopiero dzisiaj, jednak brak internetu i choroba robią swoję.
Mam nadzieję, że rozdział nie jest bardzo oklepany.
Wprowadziłam również narrację 3 osobową i co sądzicie o niej? Pisać z perspektywy Anabeli czy w 3 osobie? Co wam się bardziej podoba?
Komentujcie i obserwujcie.
Jeśli chcecie być informowani wpisujcie swoje aski tt i fb w rubryczce po lewej.
Ps. Słyszeliście aferę z Elounor i Zerrie?
Szczerze powiedziawszy mam nadzieję, że z Elounor to fake bo kocham ich tak bardzo a co do Zerrie to się cieszę, według mnie tego  "związku" i tak nigdy nie było a z tą blond lasią z tatuażami wygląda naprawdę uroczo *-*
Dobra nie ważne XD Kto co lubi, oczywiście :D
Kocham mocno xx
 

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 9

Moje dłonie mocno chwytają za fotel samochodu, kiedy duże dłonie Harrego chwytają nogawki moich spodni od piżamy, chcąc wyciągnąć mnie z auta.
Wszystko zaczęło się w momencie, w którym zatrzymaliśmy się na parkingu tuż obok przychodni. Czerwona lampka w mojej głowie przybrała krwisty kolor a ja o mało nie popłakałam się na samo wspomnienie tego okropnego zapachu, który otacza cały budynek.
Moje policzki pieką od krzyku, zresztą jestem pewna, że Harrego dłoń, w którą kopnęłam nie ma się w lepszym stanie.
Moje paznokcie są pewnie połamane, od wbijania się w fotel, ale mam to gdzieś. Błędem było przyjechanie do miejsca, które wywołuje u mnie taki strach, byłam i zresztą jestem głupia, będąc tu. Oczywiście, że mogę zwiać i chciałabym to zrobić, jednak wiem, że ludzie na sam widok mojej różowej piżamy w kolorowe kropki pękną ze śmiechu, albo zadzwonią do szpitala psychiatrycznego, informując ich, że jedna z pacjentek uciekła.
-Przestań być tchórzem!-brunet krzyczy i ciągnie mocniej moją lewą nogę. Staram się kopać i szarpać, ale jego uścisk jest zbyt silny i stabilny. Gdybym mogła chociaż na chwilę odetchnąć i wyjąć tą pieprzoną kartę od dekodera ze stanika, wydaje mi się, że dałabym radę zablokować się w aucie.
Jeden z moich ciapków upada na ziemię, dlatego czuję zimny wiatr na rozgrzanej stopie.
Nie mówię nic, jednak wzmacniam swój uścisk. Harry jest zdenerwowany, jednak nie obchodzi mnie to. W końcu gdyby nie fakt, że brak mu manier, nigdy w życiu nie musiałby szarpać się ze mną.
Jego dłoń zaczyna łaskotać moją stopę na co śmieje się głośno tracąc czujność, ponieważ już po chwili, mój tyłek ląduje na kostce. Marszczę brwi i podnoszę wzrok na roześmianego Harrego.
-Nie idę tam.-mówię stanowczo i wstaję. Odchodzę kawałek chowając się za autem, aby chłopak nie mógł mnie złapać zbyt szybko.
-Nie mów, że zebrało Ci się na zabawę w berka!-krzyczy i wyrzuca ręce w powietrze.
-Nie zebrało.-kręcę głową i oddycham głęboko. Ta szarpanina wyczerpała resztki mojej energii, której nie było zbyt wiele. Choroba i brak kondycji robią swoje.-Po prostu wejdźmy do auta, a w domu powiem Zayn'owi, że była zbyt wielka kolejka, albo, że lekarz był zboczeńcem.-wzruszam ramionami, wiążąc w międzyczasie włosy w roztrzepanego kucyka.
-Jesteś wariatką!-mówi dość głośno na co wybucham śmiechem i kręcę głową.
-Cokolwiek co sprawi, że pojedziemy do domu.-chłopak zaciska szczękę i marszczy brwi. Ten widok powoduje lekki strach, w końcu on prawie zabił mężczyznę kilka dni wcześniej.
-Mam inny pomysł. -skinam głową na znak, żeby mówił dalej.-Jeśli w 10 sekund Cię nie złapię, to jedziemy do domu, jednak jeśli zdołam Cię złapać, Ty grzecznie wejdziesz do budynku, stoi?-myślę nad wszystkim co powiedział i zastanawiam się czy w tym wszystkim mam jakiekolwiek szansę. Delikatnie przytakuję głową na co chłopak się uśmiecha, grzebiąc w telefonie.
-10 sekund, od....teraz.-krzyczy na co piszę i zaczynam kręcić się wokoło auta. To wszystko dzieje się tak szybko, że nie jestem w stanie mrugnąć, ani złapać jednego oddechu, kiedy jego ręką chwyta mój nadgarstek. Piszczę i chce się wyrwać, jednak chłopak jest zbyt silny.
-Nie ma oszukiwania Anabel'o.-karci mnie niczym wzorowy tata i ciągnie w stronę przychodni, wcześniej blokując samochód i podając zaginionego ciapka. Mój wzrok jest wbity w ziemię, kiedy on cały czas prowadzi mnie w stronę wejścia. Czuję jak policzki zaczynają mnie piec, w reakcji na jego dotyk i to jest to, czego nie rozumiem. Niby się go boje, w końcu widziałam go pełnego furii, a teraz idzie ze mną niczym brat i jest w porządku. Wiem, że Harry to nie Grey, aby mieć 50 twarzy, jednak jestem pewna, że ma ich w zanadrzu chociaż połowę tego i to sprawia, że czuję się w jego towarzystwie niespokojna. Nie wiem kim za chwile zacznie być. 
Słyszę jak drzwi się otwierają i w momencie, w którym wchodzimy do środka, a ja czuję ten okropny zapach, ciągnę mocno swoją rękę, chcąc aby Harry mnie puścił. Chce zacząć płakać, ale nie chce aby myślał on jak i wszyscy tutaj, że zachowuje się jak dzieciak.
-Był zakład, który przegrałaś, więc masz być grzeczna.-jego twarz jest strasznie blisko w momencie, w którym wypowiada te słowa. Czuję miętowy oddech pomieszany z dymem papierosowym i wodą kolońską, której zapach drażni mój nos.
Wywracam oczami, jednak nie kuszę się aby powiedzieć nic więcej. Jestem przerażona w momencie, w którym podchodzimy do małego okienka, za którym kryje się ładna blondynka, której piersi widać nawet przez biały kitel.
-Anabel Evans.-Harry mówi za mnie na co dziewczyna skina głową i prosi o nazwę ulicy i numer domu, jak również datę mojego urodzenia. To wszystko o co prosi zostaje powiedziane przez bruneta, dlatego czuję się jakbym była niemową.
-Umiem mówić Harry!-syczę dość głośno, ponieważ zwracam uwagę pielęgniarki, która właśnie kieruje kartę w moją stronę.
-Serio? Nie zauważyłem.-ton jego głosu jest zimny, dlatego przez mój kręgosłup przebiega zimny pot. Nie jestem zdziwiona jego zachowaniem, ponieważ jego twarze często zastępują siebie nawzajem. Nim się zorientuje zacznie być miły a później wykrzyczy jak bardzo mnie nienawidzi. Myślę, że przy Harrym Christian Grey jest prostym człowiekiem i nie tak skomplikowanym jak opisuje go książka.
Blondynka rzuca nam zdziwione spojrzenie na co się krzywię, wyrywam jej kartę zdrowia i zaczynam odchodzić w stronę gabinetu. Nadal się boję, jednak nie potrafię spędzić w towarzystwie tego oszołoma ani sekundy dłużej. Kim on do cholery myśli, że jest?
Chichot, sprawia, że odwracam się przez ramie i zauważam jak dziewczyna zapisuje coś na kartce papieru i podaje ją brunetowi, który ślepo wgapia się w jej piękną twarz, jednak przyjmuje świstek i wkłada go do kieszeni. To wszystko powoduje, że czerwień wpływa na moją twarz.
On był dla mnie niemiły, aby poderwać tę blond szmatę, wiem to. Przełykam ślinę wyciągając telefon z kieszeni kurtki, w której cały czas siedzę. Wybieram numer Justin'a, który odbiera po pierwszym sygnale.
-Ana to Ty żyjesz?-tęskniłam za jego delikatnością. Wszystko co kierował w moją stronę było przesycone troską i uczuciem. Kocham Justin'a i nie mogę wyobrazić sobie, życie bez niego.
-Myślę, że tak.-chrypię w jego stronę na co się śmieje.-Nie śmiej się ze mnie.-karcę go na co ucicha i pozwala mi mówić dalej.-Mógłbyś proszę przyjechać do przychodni? Jestem z Harrym, ale zapomniałam przez moment jak bardzo go nienawidzę i brzydzę się nim.-zerkam na chłopaka, który odwraca swoje spojrzenie od blondynki, po to aby spojrzeć na mnie. Widzę jak jego szczęka się zaciska i zaczyna iść prosto na mnie.
-Będę nim zdążysz wejść do gabinetu skarbie.-uśmiecham się i skinam głową, chociaż wiem, że on tego nie zauważy.-Bądź spokojna i ostrożna, dobrze?
-Jasne.-odpowiadam.-Muszę kończyć, ponieważ Pan król i władca odlepił swój wzrok od cycków pielęgniarki, która nawiasem mówiąc ma je sztuczne.-Justin prycha śmiechem a ja robię to zaraz za nim.
-Muszę to zapisać.-informuje mnie na co wywracam oczami, nadal cicho chichocząc.-Pa maleńka.
-Pa mały.-mówię i rozłączam się, akurat w chwili, w której brunet staje nade mną.
Nie mam ochoty patrzeć na jego twarz, dlatego zaczynam oglądać obrazki, które widnieją na białych ścianach. Kilka postaci z kreskówek, które kiedyś oglądałam jednak ich nie pamiętam, kwiatki, samochody i nawet kilka zwierząt. To wszystko ma sprawić aby pacjenci byli spokojni, jednak ja taka nie jestem.
Spoglądam na chłopaka dopiero w momencie, w którym chrząka i wskazuje na drzwi, które się otworzyły. Stała w nich starsza lekarka, która mała na twarzy przylepiony uśmiech. Ona nie może być normalna.
Spuszczam głowę, wchodząc do gabinetu.

  Wychodzę z gabinetu spokojniejsza niż kiedy tu wchodziłam. Okazało się, że mam lekkie zapalenie płuc i powinnam nie chodzić do szkoły przez następny tydzień, kurując się. Jeśli poprawa nie będzie widoczna zamiast antybiotyku, będę musiała dostawać zastrzyki, dlatego tak ważne jest abym była zdrowa. Dziękuję pani doktor, zamykając za sobą drzwi. Patrzę na świstek papieru na, którym znajduje się recepta na jakieś leki, ale nie daje rady odczytać lekarskiego pisma, dlatego chowam kartkę do kieszeni w piżamie .
Nigdzie nie widzę Harrego i Justin'a, dlatego czuję się niespokojna, ponieważ wiem, że nie mogę zostawić ich samych ani na chwilę, przecież oni się pozabijają.
Kieruję się w stronę cycatej blondynki, jednak jak na złość jej również nie ma. Fukam pod nosem, jednak zatrzymuje się o krok od damskiej toalety słysząc charakterystyczne dla całowania mlaskanie. Zwijam dłonie w pięści i wchodzę do toalety. Udaję zaskoczoną, kiedy zauważam ciało Harrego napierającego na jej sztuczny biust. Kiwam głową i marszczę twarz w obrzydzeniu.
-Jesteś.. Jezu ja nawet nie wiem jak mam Cię nazwać!-krzyczę patrząc jak dziewczyna zapina biały kitel a chłopak opuszcza podkoszulek na brzuch. Zauważam tatuaż w kształcie motyla, ale odwracam wzrok.
-Przestań dramatyzować i idź do auta.-mówi szorstko na co pokazuje w jego stronę środkowego palca i wychodzę z toalety. On nie zdaje sobie sprawy, że zamiast mnie mogło wejść tu jakieś dziecko, albo starsza Pani? Harry jest nieodpowiedzialny i obrzydliwy, nie chce spędzać w jego towarzystwie ani minuty więcej.
Podsuwam kurtkę pod szyję i zaczynam dreptać w stronę domu.
Moja złość zaczyna przybierać formę osoby Zayn'a, ponieważ to on nie dał mi czasu na ubranie się w coś innego. Wkurwia mnie jego bycie zaborczym i chęć rządzenia wszystkimi.
Omijam kilka osób wychodzących z pobliskiego sklepu i rumienie się pod wpływem ich ciekawskich spojrzeń, w końcu nie na co dzień mogą zobaczyć dziewczynę w ciapkach idącą przez Londyńskie ulice.
Opuszczam głowę w dół, zaczynając podziwiać czerwoną kostkę. Moje włosy opadają na buzie dodając odrobinę ciepła, jednak nie jest ono na tyle wystarczające aby moje policzki przestały szczypać. Wrzesień to najbardziej podły miesiąc w roku. Niby lato się skończyło, ale pogoda nie pozwala Ci założyć spodenek czy sukienki a każę nakładać kurtki albo ciepłe bluzy.
Wyjmuje telefon i wybieram numer do Justin'a, jednak od razu słyszę pocztę głosową. Wystukuje krótką wiadomość, wiedząc, że odczyta ją, kiedy włączy telefon.

"Do: Justin : Powinieneś się wstydzić kłamczuchu. Przez Ciebie muszę wracać do domu w ciapkach. Jesteś najgłupszym człowiekiem na ziemi Justin!"

Wkładam telefon ponownie do kieszeni, zastanawiając się ile droga do domu mi zajmie. Do przychodni jechaliśmy jakieś 20 minut, czyli w domu będę za niecałe pół godziny. Drżę z zimna i przyśpieszam widząc po drugiej stronie znajome auto Harrego.
Skończony idiota, pewnie przeleciał tamtą blondynę, w końcu idę już dobre 10 minut. Wkładam zmarznięte dłonie do kieszeni i odwracam się w stronę sklepów, tak aby nie mógł rozpoznać, że to ja.
Moja szczęka obija się o siebie dlatego ponownie wyciągam telefon i wybieram numer do Zayn'a. Nie mam zamiaru jechać z Harrym, zresztą z Zayn'em też, ale nie chce zamarznąć, dlatego wybieram mniejsze zło.
Mulat odbiera po drugim sygnale.
-Co jest?-pyta.
-Z-Zayn, m-mógłbyś p-przyj-jechać p-po mnie?- nie zdziwiłabym się, gdyby moje słowa wydały się niewyraźne, w końcu cała się trzęsę. Przystaje na chwilę, opierając się o jakiś budynek, jestem spokojna nie widząc nigdzie auta Styles'a.
-A Harry?
-Proszę Cię!-mój głos nie waha się ani na moment.-Zamarznę za chwilę, dlatego opowiem Ci wszystko, kiedy będę siedzieć w Twoim samochodzie.-moje gardło zaczyna drapać o wiele mocniej dlatego krzywię się i cicho łkam. Nie mogę poradzić nic na spadające z moich oczu łzy, jestem chora, zmarznięta i wkurwiona.
-Wyślę po Ciebie Niall'a.-okej to było przykre.
-Nie, pierdol się.-syczę i rozłączam się. 

Złość jaka zaczyna pojawiać się w moim ciele, rozgrzewa mnie do czerwoności. Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Wycieram wszystkie łzy widząc jeszcze bardziej ciekawskie spojrzenia i przyśpieszam kroku. Jestem już blisko, jednak już teraz stwierdzam, że nie czuję swoich stóp ani nosa i to wszystko jest przez Zayn'a.
Znane auto zatrzymuje się z piskiem koło mojej osoby, a ja śmieje się cicho pod nosem. Jeśli ten skurwysyn myśli, że wsiądę do jego auta to ma chyba nie po kolei w głowie.
Szyba się odsuwa a ja zauważam brązową szopę potarganych kłaków.
-Wsiadaj do auta!-krzyczy, jest zły, ale to ma się nijak to złości, którą ja odczuwam. Chce skopać mu tyłek, później odciąć każdy palec i na sam koniec pozbawić go przyrodzenia.-Ja nie żartuje Ana.-dodaje.-Nie mogłaś wejść do auta, zamiast paradować po ulicy w jebanych ciapkach?!-słyszę otwierające się drzwi dlatego idę szybciej.-Nie myśl, że oberwę za Twoją głupotę!-krzyczy chwytając mój nadgarstek. Silne pociągnięcie odwraca mnie przodem do niego. Czuję ciepło jakie bije od jego osoby, w końcu stoję tylko kilka centymetrów dalej.-Wsiadaj.Do.Auta.
-Pocałuj mnie w dupę.-odpowiadam i choć chce wyrwać się z jego uścisku, nie mogę. Jest zbyt silny a ja zbyt słaba aby podjąć jakąkolwiek walkę.-Dobrze wiedziałeś, że nie mam jak wrócić do domu.
-Nie sądziłem, że tak szybko skończysz.-kipię złością, nie mogę słuchać tych bzdur.
-Puść mnie.-odwracam wzrok i muszę mrugnąć kilka razy, aby odgonić łzy.-Dojdę do domu, znam drogę.-wolną ręką chwytam się za gardło, które zaczyna mnie potwornie piec.
-Jesteś strasznie problemową kobietą.-śmieje się cicho i ciągnie w stronę auta. Wywracam oczami, nie kłócąc się o to dłużej. Straciłam zbyt wiele energii, jest mi zimno i nie wiem czy moje palce są nadal tam gdzie powinny być.
-To Ty jesteś dupkiem.-mruczę wsiadając do samochodu. W momencie, w którym zapinam pasy Harry okrywa mnie swoją kurtką. Jestem zaskoczona ale uśmiecham się blado w podziękowaniu.
-Dlaczego? W końcu przyjechałem po Ciebie.-wywracam oczami na jego głupotę.
-Tak, ale wcześniej musiałem przelecieć blondynkę, która ma sztuczne cycki, tak tylko mówię.-chłopak odpala samochód jednocześnie wybuchając śmiechem. Widzę jak jego kąciki ust sięgają prawie do oczu a odgłosy śmiechu powodują mój uśmiech. Kryję się z nim, za stertą potarganych włosów.
-Nie przeleciałem jej.-mówi uspokajając oddech, jednak na jego ustach nadal widnieje uśmiech.
-Cokolwiek co pozwoli Ci spać.-mruczę opierając głowę o szybę. Jestem zmęczona.-Zayn i tak Cię zabije.-dodaję ziewając.
-Jestem od niego większy i to w każdym znaczeniu tego słowa.-spoglądam na niego i widzę jak zaciekle wpatruje się we mnie. Nie wiem czy to przez jego słowa, czy gorączkę, którą prawdopodobnie właśnie teraz mam, ale czuję jak wszystko mnie pieczę.
Przygryzam wargę i odwracam wzrok, na co chłopak zaczyna ponownie się śmiać.
-Nie sądzę.-mówię uszczypliwie i jestem zdziwiona, że stać mnie na takie komentarze.
-Kiedyś się sama przekonasz.-zasysam powietrze i muszę mrugnąć kilka razy.

On nie mógł tego powiedzieć.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Hej misie:)
dzisiaj mój ostatni dzień ferii i to sprawia, że czuję się smutna. 
Rozdział nie jest zbyt dobry, ale po woli zaczyna się coś dziać między Anabel i Harrym. ^^
Mam nadzieję, że nie poczujecie się rozczarowani:)
Dziękuję Wam za zeszłe komentarze i proszę Was, jeśli ktoś chce być informowany to proszę kliknąć rubryczkę "informowani", która znajduje się po lewej stronie:)
Kocham Was xx
Klaudia.