czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 5

-Pamiętajcie o pracy domowej, będę ją jutro sprawdzać.-matematyka to najgorsza lekcja i nie chodzi tu o sam przedmiot tylko o fakt, że nauczycielką jest najbardziej wredna kobieta świata.
Wybawicielem okazał się dzwonek, który równo z końcem wypowiedzi nauczycielki zadzwonił.
Wszyscy jak na zawołanie rzucili się do szatni wiedząc, że to ostatnia godzina, natomiast ja usiadłam na parapecie przed szatnią. Nie zamierzałam z nikim walczyć o dostęp do szafki, dlatego postanowiłam przeczekać.
Kiedy większość wyszła ze szkoły, a przede wszystkim z szatni sama postanowiłam się tam udać.
Zmieniłam buty, po czym założyłam letnią kurtkę, zamknęłam szafkę i wyszłam ze szkoły.
Dzisiejszy dzień był dość niemrawy. W szkole było dość cicho i spokojnie, i to było wielkim zaskoczeniem.
Moje myśli przerwał wibrujący telefon w tylnej kieszeni dżinsów, nie sprawdzając kto dzwoni odebrałam.
-Słucham?-mruknęłam dość wyraziście.
-Ana? Gdzie jesteś?-wywróciłam oczami słysząc po drugiej stronie Zayn'a.
-Zdążyłam wyjść ze szkoły Zayn.
-Czekaj na mnie, już po Ciebie jadę.
-Zayn pójd..
-Nie ma opcji!-przerwał niegrzecznie, rozłączając się prędko.Taki był Mulat i mimo tego, że bardzo mnie irytowała jego opiekuńczość, kochałam ją równie mocno. Po śmierci mamy i ojczyma bardzo cierpiałam. Nie chciałam nikogo wpuszczać do swojego życia. Zaczęłam palić, pić, opuszczałam lekcję i brałam udział w bójkach. Wiele ludzi przeze mnie cierpiało, ale ja tego nie widziałam. Zakopałam się w swoim świecie i nie dopuszczałam myśli, że ktoś przeze mnie cierpi.

"-Sam mam siostry Ana, i one też wiedzą co to znaczy stracić kogoś kogo się kocha. Chce Ci powiedzieć, że opuszczanie lekcji, bójki i palenie nie sprawi, że poczujesz się lepiej.-Mulat uśmiechnął się słabo, kładąc dużą dłoń na kolanie Anabel'i. Dziewczyna podniosła na niego wzrok, który był pełen zdziwienia i lekkiego szacunku. W końcu nawet siostra Any nie miała na tyle odwagi aby przyjść i porozmawiać z nią o tym, tylko przysłała Zayn'a. Było to dziecinne z jej strony i jakże głupie. Jednak myśląc o siostrze wszystko w niej zaczęło dziwnie buzować. Poczucie winy za wszystkie złe rzeczy jakie jej zrobiła oślepiły jej wszystek pozostałych myśli. Przed oczami miała widok zapłakanej El, kiedy po raz kolejny zadzwonił do niej dyrektor, albo jak patrzyła na Ane, która wracała do domu podrapana, i dopiero teraz zauważyła, że każda ta sytuacja rozdzierała serce siostrze. Ana chciała teraz zakopać się ze wstydu pod ziemię i już nigdy nie wyjść. Nie sądziła, że te wybryki będą aż tak złe i nieodpowiednie.
Ana patrząc na Zayn'a zauważyła w jego oczach błysk nadziei jaką kierował w jej stronę. I patrząc na niego Ana znowu miała retrospekcję wszystkich sytuacji w jakich Zayn pomagał Elizabeth, przejść przez śmierć rodziców w sposób godny, jednak pełny miłości, rozdarcia i pamięci.
Uderzenie gorąca i nieprzyjemne dreszcze rozeszły się po kręgosłupie brunetki. Było jej wstyd, kiedy doszła do wniosku, że nie tylko jej rodzice umarli ale również Elizabeth, a ona nie zachowywała się tak źle i bezczelnie. Ana nie była przy niej kiedy płakała nocami, nie podawała jej kubka z kawą, albo herbatą i nie mówiła jej, że będzie dobrze, że poradzą sobie. Dziewczyna była zamknięta w sobie i obojętna na cierpienie jedynej osoby, która jej została.
Słone łzy zaczęły opadać na jej policzki, kiedy zdała sobie sprawą, że była potworem. Krzywdziła i czerpała z tego satysfakcję, była obojętna i zimna, bo uważała, że straciła wszystko, kiedy w rzeczywistości było inaczej. Miała Elizabeth, którą traktowała gorzej niż szmatę.
Uczucia te, których nie czuła tak dawno zaczęły ogarniać jej ciało. Łzy nie przestawały spadać z oczu, a ona cała drżała chociaż w domu było ciepło. Przygryzła mocno wargę, chcąc przestać łkać jak dziecko, jednak to wcale nie pomagało. Czuła się potwornie i chciała naprawić całe zło, które wyrządziła.

Nie zdając sobie sprawy, że Mulat ma ją cały ten czas w objęciach, jeszcze mocniej wtuliła się w jego ciepłe ciało, które w tamtej chwili robiło za tarczę.Nie wiedziała ile tkwiła w tym niedźwiedzim uścisku, jednak mimo faktu, że przynosił ciepło i bezpieczeństwo, nie mógł wygonić obrazów cierpiącej Elizabeth spod powiek, nie mógł wykasować wszystkich sytuacji w, których Ana wyzywała siostrę i kazała jej spierdalać. Teraz z perspektywy czasu wiedziała, że to wszystko to było wołanie o pomoc, błaganie o uwagę, a nawet o liścia w twarz.
Ana odsunęła się od Zayn'a i wytarła chusteczką, którą jej podarował nos i oczy. Dziewczyna wstając z łóżka wzbudziła ciekawość Malik'a, ale nie chciała mu niczego tłumaczyć, więc po prostu wyszła z pokoju i skierowała się w stronę salonu w, którym pewnie była siostra.Ana się nie pomyliła.
 Elizabeth siedziała nad jakimiś papierami i trzymała się za głowę, popijając równocześnie kawę w czerwonym kubku Any. Brunetka chrząknęła, wycierając pozostałości łez, co okazało się bezsensowne bo nowe ponownie zaczęły opadać na policzki. Siostra skupiła na niej całą swoją uwagę, była zdziwiona, że Ana płakała. Od pogrzebu rodziców tego nie widziała.
-Ana wszystko w porządku?-siostra odłożyła kubek, wstała i podeszła do Any, która momentalnie wtuliła się w jej ciało.
-Tak bardzo przepraszam Liz, zmienię się obiecuje.-zaszlochała. Elizabeth uśmiechnęła się ciepło.

-Ana wsiadasz?-usłyszałam głęboki głos Zayn'a zza uchem. Drgnęłam, po czym odwróciłam głowę w jego stronę.-Wszystko w porządku?-dopytał na co skinęłam głową, wsiadając do auta. Zapięłam pasy, i tak jak zazwyczaj zaczęłam przyglądać się krajobrazowi.
Wszystko wyglądało tak samo, nic się nie zmieniło, wszystko jest takie same a ja dzięki temu zaczynam szaleć.
Jeszcze do tego wszystkiego doszła szkoła, która jest męcząca, w końcu jak mam mieć czas na naukę, kiedy muszę pracować?
Delikatnie obróciłam twarz w stronę Zayn'a, kiedy poczułam jego dłoń na moim kolanie.
-Coś się stało?-zapytał, ciągle patrząc na drogę. Uśmiechnęłam się słabo, szepcząc ciche "nie", po czym ponownie oparłam głowę o szybę.
Zayn jak zwykle podwiózł mnie pod prace, chociaż w gruncie rzeczy mieszka kilka chwil od niej.
-Cześć.-burknęłam wychodząc. Sama nie wiem dlaczego miałam taki kiepski humor, przecież takie dni przeżywam od ponad 2 lat.
Jak zwykle przebrałam się w specjalny strój, po czym poszłam automatycznie za bar. Zaczęłam czyścić bar i myć szkło do momentu w, którym pod bar podeszła Kate.
-Dzień Dobry Kate.-uśmiechnęłam się szczerze na co kobieta odwdzięczyła się tym samym.
-Cześć Ana.-poprawiła włosy, które wpadły jej w oczy.-Dzisiaj będzie troszkę zamieszania, bo dzisiaj będziemy fundować drinki!-uśmiechnęłam się krzywo, dziwiąc się jej słowom. Odkąd tu pracuje ani razu nie było tutaj alkoholu.
-Drinki?-dopytałam oblizując usta.
-Tak, potrzebujemy kasy, ponieważ mamy postój, dlatego przyjeżdża mój kuzyn, który stanie za barem z Tobą.
-Ale ja się na tym nie znam.-skrzywiłam się, na samą myśl o moich nieudanych eksperymentach alkoholowych.
-Spoko, on Cię nauczy.-uśmiechnęła się.-Zrób sobie kawy-mruknęła odchodząc od baru.
Szczerze mówiąc nie miałam ochoty na kawę, więc po prostu wyszłam na zewnątrz, gdzie spotkałam Eve, która spalała papierosa. Dziewczyna siedziała przy stoliku w jednej ręce trzymała kawę a w drugiej papierosa.
-Cześć Eve.-uśmiechnęłam się do rudowłosej, przysiadając się do niej.
-Cześć.-burknęła widocznie czymś oburzona.
-Stało się coś?
-Jacke się stał!-krzyknęła wyrzucając peta, jednak zaraz chwyciła drugiego odpalając zieloną zapalniczką ze szczeniakiem.
-Jaki Jacke?
-Ten kelner.-wywróciła oczami.-Cholerna zapalniczka!-krzyknęła nie mogąc odpalić.
-Daj, pomogę.-chwyciłam zapalniczkę, odpalając za pierwszym razem. Eve już po sekundzie wypuściła szary dym.-To co z tym Jacke'm?
-Chodziłam z nim.-wsłuchałam się uważniej.-Skurwiel zdradził mnie z jakąś przypadkową laską.-przygryzła wargę spuszczając głowę.
-Przykro mi.
-A wiesz co jest najgorsze? Gdyby nie fakt, że jego kolega zrobił mu zdjęcie jak pieprzył się z tamtą ja bym nie wierzyła i pewnie nadal bym z nim była.-zmarszczyła brwi, zaciągając się.
-Nie znam się na miłości, ale powiem Ci jedynie tyle, że młodzi chłopcy wyruchaliby węża, gdyby nosił makijaż. A Jacke to dupek.-wzruszyłam ramionami słysząc śmiech Eve.-Stoję z nim dzisiaj za barem, więc przypadkiem może mieć oblane spodnie wódką.-Eve uśmiechnęła się ciepło gasząc papierosa.
Weszłyśmy do budynku, kierując się pod bar, który ku naszemu zaskoczeniu gościł za sobą jakiegoś chłopaka. Byłam pewna, że to ten Jacke, chociaż łatwo było się domyśleć, gdyż ciało Eve spięło się jak struna, a dłonie miała zwinięte w pięści.
Spojrzałam na nią, w myślach błagając aby nie powiedziała czegoś głupiego.
-Cześć.-powiedziałam zbyt miło gdyż, Eve zgromiła mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się Eve, uspokajając ją tym samym.
Chłopak odwrócił się w naszą stronę i aż musiałam wezbrać powietrza. Wyglądał jak anioł, był nieziemsko przystojny.
Miał krótko ścięte brązowe włosy, oczy miał również tego koloru, a jego uśmiech był idealny. O matko.
-Cześć.-odpowiedział, jednak jego uśmiech zszedł na widok Eve, to brzmi dość dziwnie.-Cześć Eve.-spoważniał. Eve wybuchła śmiechem i odeszła zostawiając mnie sam na sam z Jacke'm.-Z tego co mi wiadomo to jesteś Anabel'a tak?-jego zachowanie diametralnie się zmieniło. Wiedziałam, że jako stosunek do Eve był dość słaby, a jej do niego był morderczy, ale powinni wyjaśnić sobie to co było i po prostu być dla siebie mili. Tak robią dorośli i inteligentni ludzie na poziomie.
-Tak, a z tego co mi wiadomo masz nauczyć mnie robić te niepotrzebne alkohole dla desperatów.-skrzywiłam się, wchodząc za bar.-No to do dzieła.-burknęłam i oczywiste dla chłopaka było, że nie mam ochoty na rozmowy z nim.
-Eve opowiedziała Ci wszystko prawda?
-Z grubsza.-wzruszyłam ramionami, wyciągając long'a spod lady, po czym zaczęłam go czyścić.
-To nie było tak.-westchnął. Spojrzałam na niego, kładąc ścierkę na ramieniu.
-Nie interesuje mnie to.-to nie było zgodne z prawdą. Jestem strasznie ciekawska, i bardzo chciałam wiedzieć co zrobił, ale niegrzecznie było go o to spytać.
-Chce, żeby nasza dzisiejsza współpraca przebiegła dobrze.-wywróciłam oczami czując się zmęczona jego paplaniną.
-To przestań gadać o głupotach i pokaż mi co mam robić.-powiedziałam w dość dobitny sposób. Chłopak skinął głową.

         -Dwa Long Island Iced Tea -mężczyzna po trzydziestce po raz kolejny zamawia te same drinki. Skinęłam głową przygotowując drinka, po czym podałam go mężczyźnie, biorąc odpowiednią ilość pieniędzy.
Od dwóch godzin jest tu pełno ludzi a ja już nie mam siły. Jutro muszę iść do szkoły, a nie wiem jak to zrobię, kiedy w pracy jestem do 23.
Zerknęłam na zegarek, który wyświetlił dopiero godzinę 20. Moje oczy ledwo pozostawały otwarte, pęcherz domagał się opróżnienia.
-Jacke idę do toalety.-oznajmiłam.
-Tylko szybciej bo ludzi coraz więcej.-zaśmiał się perfidnie z mojego nieszczęścia. Wywróciłam oczami, zdając sobie sprawę, że przechodzi to w małe uzależnienie.
Muzyka była tak głośna, że z ledwością słyszałam swoje myśli i naprawdę doprowadzało mnie to do szału.
Wiedząc, że Jacke nie da sobie sam za barem jak najszybciej załatwiłam potrzebę, po czym ponownie zaczęłam przedzierać się przez tabuny ludzi, którzy nie wiem jakim cudem się tu mieszczą.
-Już jestem.-uśmiechnęłam się, czując się lżejszą.
-Masz, to od firmy.-brunet wyciągnął w moim kierunku Hairy Navel'a. Wiedziałam, że ten drink był mocny, ale potrzebowałam go, naprawdę. Chwyciłam trunek, od razu biorąc duży łyk.-Tylko nie przesadzaj, nie zamierzam później sprzątać Twoich rzygów.-wybuchł śmiechem i mogłam zauważyć, że chłopak również sporo wypił.
Wypiłam resztę drinka, czując lekkie zawroty głowy, ale mój humor momentalnie stał się lepszy. Z łatwością przygotowałam drinki, i sama wypiłam jeszcze jednego Hairy Nevel'a.
-Ana poznosisz brudne szkliwo? Boje się, że nam nie wystarczy.-Jacke krzyknął mi do ucha. Skinęłam głową chwytając tace.
Ludzi było coraz więcej, jednak miejsca jakby przybywało, co ułatwiło mi zbieranie szkła.
-Pani kelnerko, może napije się Pani z nami?-za moją osobą stanął dość młody facet, trzymając butelkę wódki, co przypomniało mi, że ja mu ją sprzedałam, jak również przypomniałam sobie to, że był dość niegrzeczny przy barze.
-Wolałabym uciąć sobie rękę.-uśmiechnęłam się złośliwie odchodząc od mężczyzny, jednak za mną szły śmiechy, jego kolegów.
Czując, że taca robi się coraz cięższa skierowałam się do małego pomieszczenia odgrodzonego od baru drzwiami, gdzie Eve i jakiś chłopak myli szkło.
Dziewczyna spojrzała na mnie dość dociekliwie.
-Ana Ty jesteś pijana.-podeszła niepewnie wpatrując się w moje oczy. Cóż miała rację, ale mimo tego, że alkohol buzował w moich żyłach ja nadal miałam nad swoim ciałem i rozumem kontrolę.
-Nie dramatyzuj.-machnęłam ręką wychodząc z pomieszczenia, ponownie stając za barem.
Rozejrzałam się dokładnie dookoła, ludzi było co najmniej dwa tysiące, i byli dosłownie wszędzie. Na stole, pod stołem, na zewnątrz, wszędzie.
-Chcesz?-Jacke wyciągnął w moim kierunku kieliszek z wódką. Chwilę pomyślałam, jednak chwyciłam alkohol od razu pijąc. Gorzka i mocna ciecz rozlała się w moim gardle. Chwilę krzywiłam usta.
Spojrzałam na zegarek i byłam dość zdziwiona widząc godzinę 22, jednocześnie kręciło mi się w głowie i czułam lekkie odurzenie. Alkohol, który wypiłam dopiero teraz zaczął działać, a ja czułam się dziwnie. Nigdy nie byłam pijana, a teraz w pracy się upiłam.
-Jacke muszę iść do toalety.-zaskomlałam, jednak nie czekałam na odpowiedź, po prostu wychodząc. Spocone ciała ocierały się o mnie, a ja czułam jak mój żołądek odmawia posłuszeństwa.
Wbiegłam do toalety kucając przy sedesie tym samym wręczając mu wszystko co dzisiaj znalazło się w moim żołądku.
Po dłuższej chwili, wyszłam z łazienki ładując do swojej buzi dwie gumy. Nie czułam już alkoholu w sobie.
Weszłam za bar, siadając na krzesełku.
-Mówiłem, żebyś tyle nie piła.-Jacke spojrzał na mnie, a ja miałam ochotę walnąć mu w te piękne zęby.
-Zamknij się.-schowałam głowę w dłoniach, modląc się o godzinę 23.
-Spoko, ale powiem tylko tyle, że szukał Cię jakiś Malik.-wzruszył ramionami.-Siedzi z kimś przy stoliku 4.-otworzyłam szeroko oczy z przerażenia. Przecież obiecałam Zayn'owi, że nie będę pić. Co prawda jestem dużą dziewczynką ale i tak mi wstyd.
Stęknęłam wstając z krzesełka i kierując się do Zayn'a, wiedziałam, że mam kłopoty.
Mijałam zalanych ludzi, kiedy w końcu doszłam do przyjaciela, z którym siedział Harry. Zacisnęłam szczękę. Nie cierpię tego chłoptasia.
-Ana czy Ty wiesz, która jest godzina?!-Mulat przekrzyczał muzykę, ciągnąc mnie za nadgarstek bliżej siebie.-Masz jutro szkołę, miałaś być w domu po 20!-otworzyłam szerzej oczy, wiedząc, że się myli.
-Nie Zayn' miałam siedzieć do 23.-parsknęłam przyglądając się Malik'owi.
-Mogłaś zadzwonić po 20.-złościło mnie jego zachowanie. Do cholery ja nie mam trzynastu lat, umiem o siebie zadbać, wiem co można a czego nie.
-Zayn ja jestem dużą dziewczynką.-Harry parsknął a ja poczułam jak mój żołądek się kurczy.
-Nie ważne, Harry zabierz Ane do samochodu i jedźcie do domu, ja muszę z kimś pogadać.-syknął nawet na mnie nie patrząc.-Wezmę Twoje rzeczy.-dodał. Zaśmiałam się sucho, wstając od stolika i zaczęłam kierować się do baru. Oczywiście Harry zaczął podążać za mną.
-Ja muszę lecieć Jacke.-śmiechnęłam się do bruneta, przytulając go. Mimo opowiadać Eve, chłopak był sympatyczny.
-Dasz mi swój numer?-krzyknął do mojego ucha. Chciałam wyciągnąć telefon z kieszeni, jednak Harry zablokował mój ruch.
-Co Ty robisz?-zmarszczyłam brwi, spoglądając na chłopaka.
-Idziemy, a Jacke Ana to lesbijka.-krzyknął, wyciągając mnie zza baru. Chciałam się wyrwać, ale chłopak był za silny.
Za nim wyszliśmy, odwróciłam się w stronę stolika 4 przy, którym siedział Zayn, jednak nie siedział sam, ku mojemu zaskoczeniu na jego kolanach siedziała jakaś blondynka, która zdecydowanie nie była Elizabeth.
Wyszliśmy z budynku.
-Kim była ta blondi?-syknęłam w stronę Styles'a, jednak ten mnie zignorował.-Chyba o coś Cię zapytałam!-odpowiedziała mi głucha cisza.-Tak? Okej, wracam tam!-krzyknęłam.-Malik nie będzie robił mojej siostry w chuja!-kierowałam się ponownie w stronę baru, jednak Harry uniemożliwił mi ten ruch.
-To jego była, możemy iść?
-Po co z nią się spotyka?
-A co ja jego niańka? Nie wiem i mnie to nie obchodzi.-burknął ciągnąc mnie w stronę auta.
Poczułam jak mój żołądek ponownie zaczyna terkotać, stanęłam wryta w ziemię, po czym zaczęłam wypluwać z siebie resztki zawartości mojego ciała.
-Nieźle zabalowałaś.-brunet zaśmiał się kpiąco, jednak chwycił moje włosy, poklepując lekko plecy.
Czułam się dziwnie i nie chodzi o rzyganie.

~~*~~
Rozdział jest z opóźnieniem, jednak zbyt dużo wszystkiego na raz. Jak wiecie wczoraj Lou miał urodziny! :D 23 lata, kiedy to zleciało?
Okej, liczę na komentarze i dziękuję za zeszłe!
Wesołych Świąt! :D


wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 4

-Anabel'o wyglądasz zjawiskowo!-uścisk Pana Bieber'a był porównywalny do zmiażdżenia przez samochód. Facet miał naprawdę pokaźną dłoń.
Dom w, który, się znajdowaliśmy był na obrzeżach Londynu. Ozdobiony był wewnątrz w niebiesko czarne kokardki jednak dominowała biel. Sala taneczna, bar z przekąskami i alkoholem i oczywiście wielka kuchnia w, której podawane były dania przez kelnerów to namiastka całego domu w końcu na jego tyłach był gigantyczny basen i trampolina. Czułam się co najmniej jak na weselu. No cóż kto bogatemu zabroni.
Jeremie Bieber był ubrany w dopasowany garnitur i muszkę, która sprawiała, że mimo powagi jaka tkwiła w ubiorze, patrząc na niego pierwsze co rzucało się w oczy to ta muszka, która budziła uśmiech. Pan Bieber był strasznie dziecinny.
Poza tym mimo 40 lat na karku wyglądał całkiem nieźle.
-Dziękuję, i wszystkiego najlepszego.-dodałam uśmiechając się ciepło. Mężczyzna ponownie przeskanował moje ciało od dołu do góry i uśmiechnął się ciepło.
-Dziękuję moja droga.-mruknął uwodzicielsko na co Justin, owinął swoją dłoń wokół mojej talii. Spojrzałam na niego marszcząc brwi, jednak ten jedynie pokręcił głową, co miało znaczyć
"Później Ci powiem".
Skinęłam w jego stronę niezręcznie po czym zwróciłam się ponownie w kierunku mężczyzny.
Pan Bieber był sympatyczny, jednak z tego co mi Justin opowiadał jego Ojciec odszedł od nich, kiedy miał trzy lata. Jego mama cierpiała długo i chciała go nienawidzić, jednak, kiedy Jeremie ją przeprosił i błagał o przebaczenie, ta mu wybaczyła. Justin miał wtedy 13 lat. Wiem, że było mu ciężko i naprawdę zdaję sobie z tego sprawę, jednak chłopak jest już dorosły, więc po co ciągle żyć w tej nienawiści i rozczarowaniu?
Pomimo tego, że Justin korzysta z pieniędzy Ojca trzymał go od siebie na dystans.
-Tato możesz przestać patrzeć na nią w ten sposób?-brunet stanął przede mną zabraniając Jeremie'mu patrzeć na mnie. Czułam się naprawdę dziwnie i jedyne czego chciałam to uciec stąd.
-Spokojnie Justin.-mężczyzna chciał klepnąć syna w ramię, jednak ten się odsunął. Pan Bieber zrobił krzywą minę i odsunął się od chłopaka.
-Dobrze cóż, idę przywitać resztę gości, a Wy bawcie się dobrze.-mruknął uśmiechając się słabo.-Jeszcze raz dobrze Cię widzieć Ano.-mruknął, a ciarki przebiegły po moim kręgosłupie. Okej to się robi nienormalne.
Skinęłam głową i dopiero kiedy mężczyzna odszedł na odpowiednią odległość zwróciłam się ku Justin'owi.
-Napijemy się?-spojrzałam w jego piwne oczy, które lśniły od złości. -Ej Justin, proszę.-położyłam obie dłonie na jego policzkach, przywracając go do rzeczywistości.
Nadal było dla mnie niepojęte to, że Justin aż tak nienawidził Ojca, kiedy ten robi wszystko, aby naprawić swoje błędy.
-Tak chodźmy.-mruknął i złapał mnie za dłoń, ciągnąc do baru. Byłam zdziwiona jego zachowaniem jednak wolałam się nie odzywać.
-Co chcesz?-dopytał wypijając swoje Whisky. Zmrużyłam oczy i zezłościłam się, ten chłopak miał odwieźć mnie do domu a nie da rady tego robić, kiedy będzie zalany.
-Wolałabym abyś nie pił Justin.-fuknęłam mrużąc oczy. Chłopak spojrzał na mnie spod łba i westchnął.
-Ostatni drink obiecuję.-mruknął uwodzicielsko i prawie ugięły się pode mną nogi, ale wiedząc, że to kolejna sztuczka bruneta jedynie pokręciłam głową.
-Ostatni.-przewróciłam oczami na złość chłopakowi.-A ja poproszę Tequilla Sunrise.-odwróciłam wzrok od chłopaka i zaczęłam przemierzać obojętnym spojrzeniem dość sporą ilość ludzi. Panie wyglądały elegancko i seksowanie, zresztą Panowie tak samo. Czułam się zazdrosna.
-Na kogo tak patrzysz?-odwróciłam głowę w stronę Justina, który podawał mi kolorowy drink z pomarańczową rurką. Wzięłam lekki łyk i poczułam charakterystyczny mocny smak alkoholu, który spływał po moim gardle.
-Na ludzi a na kogo mogę patrzeć.-byłam zła i naprawdę tego nie kryłam. Chłopak zachował się jak nieodpowiedzialny gówniarz, w końcu zdawał sobie sprawę, że musi mnie odwieźć do domu.
-Nie bądź zła, przecież dwa drinki nie spowodują, że przejadę kogoś na drodze odwożąc Cię.-tym razem to on przewrócił oczami a ja momentalnie rozszerzyłam oczy. Chora wizja jak Justin potrąca człowieka powoduje, że moje dłonie zaczynają się pocić a głowa zaczyna boleć. 
-O mój Boże, lepiej będzie jak zadzwonię po Zayn'a.
-Uspokój się Ana-głośny śmiech Justina obił się o moje uszy.-Nie napiję się już nic więcej.-pokręcił głową po czym chciał również wziąć mojego drinka, jednak ja odsunęłam rękę.
-To nie ja prowadzę tylko Ty.-mrugnęłam do niego.
-Idę zapalić.
-Okej, ja się rozejrzę.-wzruszyłam ramionami, odkładając pustego longa na barze.-Do zobaczenia-dodałam i odeszłam.
Przechodziłam przez różne hole, podziwiając niebywałe kreacje. Czułam się jak odłamek układanki, bez której jest lepiej.
Spuściłam wzrok, kierując się wprost do toalety, kiedy miałam już przekroczyć jasno-brązowe drzwi, moją uwagę przykuła blond czupryna. Zwróciłam wzrok ku jego osobie
"O mój Boże przecież to ten sam chłopak z mieszkania Zayn'a i ten sam z samochodu, który pojechał gdzieś z Malik'iem"
Ten skurwysyn mnie śledził i nawet bym się nie zorientowała gdyby nie fakt, że patrzył się cały czas na mnie, i wyglądał jak jakiś pieprzony Bond!
Ścisnęłam w dłoni czarną torebkę, po czym nonszalanckim krokiem zaczęłam kroczyć w stronę blondyna, który najwidoczniej wpadł w panikę.
Byłam zaledwie dwie stopy od jego ciała i z łatwością mogłam uderzyć go prosto w twarz, jednak oblizałam jedynie usta, przybliżając się do jego ucha.
-Jeśli nie znikniesz w przeciągu dziesięciu sekund, zacznę się drzeć i powiem, że chciałeś mnie zgwałcić. Poza tym powiedz Malik'owi, że jest pieprzonym kutasem.-ostatnie zdanie wysyczałam z taką ilością jadu, której nawet nie ma czarna wdowa.
Jeśli Elizabeth i Zayn myślą, że mogą mnie prześladować i pilnować jak dziecko pięcioletnie to są w błędzie. Cholera mam siedemnaście lat!
Odsunęłam się od blondyna, biorąc głęboki wdech.
-Jeden.-mruknęłam po chwili, powodując, zdziwioną minę chłopaka.-Dwa.-przeczesałam włosy, poprawiając później grzywkę.-Trzy...Cztery..Pięć, masz przejebane.-fuknęłam biorąc dużą ilość powietrza do płuc z zamiarem wykrzyknięcia kłamstwa.
-Okej, okej pójdę!-krzyknął wyrzucając ręce w powietrze, po czym odwrócił się i wyszedł z budynku.
Byłam zdezorientowana bo nie wiedziałam co się dzieje. Najpierw Harry a teraz ten blondyn. Czyłam się obserwowana i naprawdę zaczynałam się niepokoić.
Wywróciłam oczami i lekko zadrżałam. Niemrawo wyszłam na dwór, wiedząc, że Justin na pewno tam się teraz znajduje.
Zeszłam z pięknie wypastowanych schodach, uważając aby się nie potknąć. Wyszłam z willi, od razu zmierzając ku basenowi i według moich przypuszczeń Justin właśnie tam stał, obejmując jakąś dziewczynę w talii.
-Justin.-uśmiechnęłam się nieśmiało. Chłopak spojrzał na mnie z głupim uśmieszkiem.
-Coś się stało?-pokręciłam głową, widząc go pijanego. 
-Ty się stałeś.-fuknęłam, ciągnąc go za rękę.-Jesteś idiotką, jeśli uważasz, że byłby z Tobą.-syknęłam do dziewczyny, która cały czas wpatrywała się w zaistniałą sytuacje. Nie chciałam być dla niej niemiła, jednak zachowanie Justina wobec dziewczyn było okropne. Wiedziałam po co się z nimi spotyka i wiedziałam, że jeśli zaliczy jakąś Panią już nigdy więcej, nawet na nią nie spojrzy.
Złapałam bruneta w pasie wprowadzając do domu. Jakimś cudem wdrapaliśmy się po schodach do jego pokoju. Justin nie mieszka w nim odkąd skończył osiemnaście lat, jednak Jeremie, zostawił go w stanie nieruszonym. Wszystkie samochodu, czy gazetki playboy'a, nadal są pod łóżkiem Justina w szarym pudle.
Zamknęłam za nami drzwi na klucz, po czym położyłam ciało Justina na niebieskim łóżku. Jego śmiech odbił się od białych brudnych ścian, wywróciłam oczami, odkładając torebkę na biurku, po czym zdjęłam buty chłopaka.
-Jesteś nieodpowiedzialnym dupkiem Bieber.-fuknęłam, chociaż i tak wiedziałam, że nie będzie jutro tego pamiętam.-Obiecałeś, że nie będziesz pił.-było mi przykro, że złamał obietnicę, poza tym miał iść tylko na papierosa.
-Przepraaaaszam Ana!
-Idź spać Justin.-mruknęłam, poprawiając sukienkę.
-Połóż się ze mną.-poklepał miejsce obok siebie, przykrywając się kołdrą.
-Jutro mam szkołę.-stanęłam w miejscu, patrząc jak ten kretyn robi minę szczeniaczka, chociaż w jego wydaniu przypominało to raczej, minę upośledzonego umysłowo psychopaty. Zaśmiałam się niemrawo, ściągając buty i kładąc się koło przyjaciela.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie całując w czoło.
-Dobranoc.-mruknął.
-Śmierdzisz.-rzuciłam żartobliwie.
-Ty też.-odgryzł się, a ja po chwili usłyszałam ciche chrapanie, po czym sama usnęłam.

                  Otworzyłam szeroko oczy, kiedy krzyki z dołu mnie obudziły. Bo dłuższym wsłuchaniu się zrozumiałam, że tajemniczy głos należy do Zayn'a. Zeskoczyłam z łóżka jak oparzona poprawiając sukienkę, jednocześnie chwytając torebkę i buty w rękę.
Zeszłam po woli na dół niechętnie, wiedząc, że Zayn zacznie swoje wykłady o tym jak beznadziejnie się zachowałam, zostając tu na noc.
Przekroczyłam próg kuchni, a moje spojrzenie momentalnie skierowało się w stronę Malik'a, który trzymał koszule Justina, jednocześnie przyciskając go do ściany.
-Zayn puść go!-krzyknęłam, podbiegając do Mulata, jednocześnie rzucając torebkę na stół. Starałam się odciągnąć go od Bieber'a, jednak Zayn był zbyt silny.
-Zostaw go słyszysz?!-krzyknęłam, lekko uderzając chłopaka w ramię. Ciemne spojrzenie powędrowało na moją osobę, i jakby widząc mnie złagodniało. 
Pociągnęłam za ramię Zayn'a odciągając go od Justina i tym razem poszło pomyślnie.
-Nie możesz tak po prostu bić ludzi Zayn!-krzyknęłam. 
-Nie musiałoby do tego dojść, jakby nie fakt, że zrobiłaś sobie wolne od szkoły Ana! -spojrzał na mnie tym ciemnym wzrokiem. Zaśmiałam się żałośnie, czując się jak jego wróg.
-Nie traktuj mnie jak dziecko.
-To przestań się tak zachowywać.-jego głos przypominał żyletkę. Patrzyłam na niego i naprawdę czułam ten gniew, jaki bił.
-Mówi to chłopak, który nasyła na mnie ochroniarzy.-mimo, że ciało Zayn'a było spokojne, oczy zdradzały zagubienie.-Widziałam wczoraj tego blondyna.-skrzyżowałam ręce na piersi, nie mrugając ani razu.
-Przekazał mi informacje od Ciebie.-zbliżył się na co odruchowo się cofnęłam.
-Po co to wszystko? Najpierw Harry, później Niall.-westchnęłam.-Nie rozumiem tego.-spojrzałam na Justina, który wybuchł śmiechem.
-Niall? Wczoraj? Serio Malik?-zakpił. Złapałam odruchowo za dłoń Zayn'a, bojąc się, że znowu będzie chciał uderzyć Justin'a.
-Możemy porozmawiać o tym w drodze powrotnej Ana, zanim obiję temu skurwysynowi gębę?-westchnęłam, wywracając oczami. Rozmowa z Zayn'em jest jak dyskusja z dzieckiem. 
Zwróciłam się ku Justin'owi.
-Przepraszam.-mruknęłam przytulając się do przyjaciela. Odsunęłam się od niego zakładając buty i chwytając torebkę.
-Nie masz kurtki?-zapytał Zayn, ciągnąc mnie za rękę do wyjścia. Pokręciłam przecząco głową, na co chłopak się zaśmiał.
-Roztrzepana jak zwykle.-zdjął czarną skórzaną kurtkę, nakładając mi ją na ramiona.
-Dzięki.-fuknęłam, wychodząc z podwórka Justina. Czułam się głupio, zostawiając go samego. 
Przygryzłam wargę wsiadając do samochodu Malik'a. Chłopak w mgnieniu oka usiadł koło mnie, ruszając.
-Nie bądź na mnie zła Ana, ja po prostu martwię się o moją siostrę.-chłopak zawsze wiedział co powiedzieć, aby moje serce zaczęło się topić. To było w nim niesamowite.
Spojrzałam na niego, wypuszczając głośno powietrze.
-Następnym razem, kiedy będziesz się o mnie martwił, proszę nie staraj się nikogo pobić Zayn.-chłopak zaśmiał się ciepło, i naprawdę kochałam jego spokojne i radosne wydaje. Wyglądał tak pokornie i uroczo.
-Za Ciebie w ogień Ana.-mruknął, jednak w jego głosie wyraźne były wyrzuty sumienia, co naprawdę mnie zdziwiło, jednak postanowiłam nie drążyć tematu.
-Za Ciebie w ogień bracie.-powtórzyłam chwytając jego rękę.

~~*~~
Hej, cześć i czołem. Na początku mojej wypowiedzi, pragnę podziękować wszystkim, którzy skomentowali, poprzedni post jak i również zaobserwowali! DZIĘKUJĘ KOCHAM WAS!.
Cóż, mam nadzieję, że rozdział chociaż troszkę Was zainteresował i proszę o komentarze :)
 

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 3

Patrzyłam na spięte ciało Justina i naprawdę nie wiedziałam co go tak bardzo zdenerwowało.
Spojrzałam na jego napięte mięśnie twarzy i przygryzłam wargę. Ostatni raz, kiedy widziałam go takiego wkurwionego był ten, kiedy powiedziałam, że Adam z klasy wyżej mnie wyzwał. Justin spuścił mi straszny wpierdol.
Na samo wspomnienie tamtego dnia uśmiech wkradł się na moją buzie, jednak tak szybko jak na niej się znalazł tak samo szybko z niej uciekł. Nie mogłam odpuścić.
-Zamierzasz powiedzieć mi co się stało czy będziesz udawał, że to nie miało miejsca?-podniosłam jedną z jasnych brwi, jednocześnie poprawiając okulary. Tak bardzo mnie wkurwiały.
-Ana po prostu odpuść.-mruknął, wyjmując z kieszeni bluzy paczkę fajek odpalając jedną, po czym zwrócił paczkę papierosów w moim kierunku.-Chcesz?-pokiwałam przecząco głową, odwracając się w stronę okna.
Dopiero teraz zauważyłam jak małe kropelki deszczu zaczęły spadać na szybę samochodu Justina i naprawdę nie mogłam poradzić nic na fakt, że przypomniał mi się wypadek rodziców. Te cholerne nagłówki o tym, że gdyby nie pogoda nic by się nie stało. Widziałam zdjęcia wypadku, i zawsze przed snem żegna mnie ta fotografia.
-Jesteśmy na miejscu.-przygryzłam wargę leniwie wychodząc z samochodu.-Ja idę na boisko, więc zadzwonię do Ciebie jak tylko będziemy mieli wracać.-mruknął podpalając kolejnego papierosa.
-Um, cóż nie mam telefonu.-deszcz stawał się coraz bardziej uciążliwy i większy. Czułam, że nie ma sensu biec do środka, bo i tak byłam cała mokra.
-Jak to go nie masz?-Justin wyrzucił papierosa w kałużę. Idiota chciał palić, chociaż pada deszcz.
-Normalnie go nie mam.-przewróciłam oczami na co momentalnie zostałam zgromiona. Justin nienawidzi jak ktoś przewraca oczami. Cóż ma problem.
-Ana proszę, nie wkurwiaj mnie.-fuknął, zamykając drzwiczki samochodu, później zablokował. Poprawił plecak później zaczął kierować się w stronę szkoły, na co zaczęłam człapać zaraz za nim.
-Powiesz mi gdzie masz ten telefon?-dopytał.
-Harry go ma.-wzruszyłam ramionami. Stanęłam przed swoją niebieską szafką, wpisując kod i odkładając niepotrzebne książki.
-Jakim kurwa sposobem?-Justin znalazł się w ułamku sekundy obok mnie co naprawdę mnie przeraziło.
-Był u mnie rano.-ponownie wzruszyłam ramionami, wyjmując z torby wodę i popijając z niej dwa łyki.-Zabrał go, i koniec bajki.
-Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?-głos bruneta przysporzył mnie o ciarki jak i niepohamowany gniew. Dlaczego ja mam mu się tłumaczyć, a on może milczeć?
-Bo przez całą drogę milczałeś i o nic nie pytałeś. A teraz robisz zamieszanie na korytarzu bo machasz łapami jak psychopata.-fuknęłam z trzaskiem zamykając szafkę.-Idę na lekcję, a do domu wrócę piechotą.-dodałam odchodząc w stronę klasy.

                Deszcz lekko ustał, jednak nadal padał. Cóż dobrze pamiętam sytuacje, kiedy Elizabeth mówiła mi, że jeśli dużo dzieci na raz jest niegrzecznych to niebo płacze. Miałam wtedy zaledwie sześć lat a ta zołza mnie kłamała.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przekładając torbę na bok. Dzisiejszy dzień jest na tyle dobry, że nie muszę iść do pracy, więc automatycznie zaczęłam kierować się w stronę domu.
Minęłam wszystkie przecznice po czym dotarłam do furtki, która była mi wyśmienicie znana. Zamknęłam ją za sobą, po czym weszłam do domu, który o dziwo był otwarty.
Cholera Elizabeth jest w pracy.
Wyjęłam w torebki gaz pieprzowy, który kupiłam, kiedy chodziły pogłoski o Londyńskim pedofilu, oraz w drugą dłoń chwyciłam kij bejsbolowy.
W salonie, kuchni, pokoju Liz i łazience nikogo nie było, więc został mój pokój. Cichutko zaczęłam kierować się w stronę moich drzwi i słysząc zza nich głośny głęboki śmiech mężczyzny, wiedziałam, że ktoś tam jest. Cholera gdyby nie ten czubek Styles właśnie teraz dzwoniłabym na policję.
Wzięłam serię głębokich oddechów, po czym weszłam do pokoju, zamknęłam oczy i zadałam jeden cios w ofiarę, po czym popsikałam gazem gdzie popadnie.
-Cholera Anabel czyś Ty do reszty ocipiała?!-znajomy krzyk obił się o moje uszy. Delikatnie otworzyłam oczy formując oddech na spokojny tylko po to, żeby zobaczyć Harrego w moim mieszkaniu! Kurwa w moim cholernym pokoju!
-Co Ty tu kurwa robisz?!-krzyknęłam rzucając kij w róg sali, jednak gaz cały czas trzymałam w dłoni.-Jesteś nienormalny! Natychmiast masz stąd wypieprzać bo zadzwonię na policję!-krzyczałam trzęsąc się ze strachu. O mój Boże ten chłopak jest nieobliczalny! Jak on się tu dostał?
-Ciekawe jak zadzwonisz, wiedząc, że mam Twój telefon hm?-mruknął wycierając oczy z łez. Tak bardzo się cieszę, że gaz dotarł do jego oczu.-Oddam Ci go jeśli pomożesz mi z tym pierdolonym gazem, tak w ogóle to pojebało Cię z nim?!-krzyknął pocierając oczy.
-Ej, skąd mogłam wiedzieć kim jesteś? Poza tym zawsze mam go w torbie.-wzruszyłam ramionami, chociaż wiedziałam, że brunet tego nie zauważy.-Umowa stoi.-przewróciłam oczami, łapiąc jego łokieć.-Nie trzyj bo będzie gorzej.-mruknęłam ciągnąc go za łokieć do łazienki.
Brunet usiadł na toalecie i cały ten czas miał zamknięte oczy, a i tak spływały z nich łzy.
Zmoczyłam biały ręcznik w zimnej wodzie, po czym namydliłam delikatnie. Podeszłam do bruneta, wycierając jego oczy, następnie spłukałam pianę i złagodziłam jego buzię zwykłą wodą.
-Za chwilę powinno przestać.-mruknęłam wycierając wilgotne ręce w suchy ręcznik.-Teraz oddaj telefon.-spojrzałam na niego, opierając się pralkę.
Brunet uśmiechnął się chytrze po czym wstał, jednak jego oczy były nadal zamknięte.
-Zgoda.-mruknął wyjmując z tylnej kieszeni mój stary telefon i podał mi go. Zauważyłam, że jego oczy były całkowicie otwarte, jednak nadal opuchnięte i czerwone.
-Idź już sobie.-nie wiedziałam czemu odpowiedziałam tak zimno, jednak cholera! Nie znam go nie wiem kim jest i do czego potrafi się posunąć. Nie obchodzi mnie to, że jest kolegą Zayn'a. Zayn ma ogólnie pojebanych znajomych.
-Kurewsko bym chciał, ale nie mogę.-moje serce zaczęło wybijać dotąd nieznany przeze mnie rytm. O Boże, on chce mnie zamordować.
-Co?-odsunęłam się w stronę drzwi gotowa do ucieczki.-Wynoś się stąd, albo zadzwonię po policję!-krzyknęłam. Chłopak zaczął się do mnie zbliżać, więc wybiegłam z łazienki, kierując się do swojego pokoju, po czym zamknęłam go na klucz.
Zamknęłam okna i przysunęłam do drzwi biurko. Cholerstwo jest ciężkie jak cholera.
Zamknęłam oczy, uspokajając oddech, po czym zaczęłam wybijać na klawiaturze telefonu numer alarmowy i zapewne zadzwoniłabym pod dany numer, gdyby nie głośne pukanie do drzwi i głos Elizabeth.
-Ana otwórz te drzwi, natychmiast!-podbiegłam do drzwi, odsuwając wcześniej biurko, następnie otworzyłam drewnianą powłokę, po to aby zobaczyć Lizi za, którą chował się ten czubek.
Spojrzałam na nią i nie mogłam uwierzyć. Ona wiedziała, że on tu będzie.
-Możesz mi powiedzieć co Ty wyprawiasz?-spojrzałam jak siostra wyrzuca ręce w powietrze i widziałam tą złość. Zaśmiałam się żałośnie, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
-Wiesz jakby Ci to powiedzieć.-mruknęłam plącząc dłonie na piersi.-Uciekam przed psychopatą, który jest kurwa u nas w domu!-krzyknęłam spoglądając na nią, spod zmrużonych powiek.
-Ana czy Ty właśnie do mnie przeklęłaś?-w oczach blondynki widoczna była złość, a ja zaśmiałam się w myślach, kiedy wyobraziłam sobie jak dym wydostaję się jej z nosa i uszu. Naprawdę chciałabym to ujrzeć.
-Oczywiście, że tak. Jestem wściekła, że wpuściłaś obcą osobę do naszego domu.-mruknęłam, jednak ani na sekundę nie spuściłam jej z oczu.
-Znam Harrego bardzo dobrze Ano, jeśli o to Ci chodzi.
-Ale ja go nie znam.-momentalnie wypowiedziałam, po czym poczułam jak moje gardło robi się suche a policzki gorące. Ten chłopak to naprawdę pieprzony świr i sprawił, że pierwszy raz od tak dawna zaczęłam dyskutować w taki sposób z Elizabeth.. -Skąd mogłam wiedzieć, że Ty go tutaj zaprosiłaś, kiedy zabrał mi telefon i odzyskałam go niedawno?-mruknęłam, jednak tym razem nie podniosłam głosu.
-To nie pozwala Ci traktować go gazem pieprzowym i bij kijem!-krzyknęła a ja momentalnie prychnęłam śmiechem. Ta dziewczyna jest śmieszna i pierwszy raz od tak dawna zaczęła mnie naprawdę wkurzać.
-Ty się słyszysz? Obcy człowiek wchodzi do naszego domu i siedzi u mnie w pokoju, a co jeśli to nie byłby Harry Elizabeth? Nie myślisz racjonalnie i strasznie mnie to wkurza.-fuknęłam wymijając dwójkę osób, zbiegłam ze schodów po czym po prostu założyłam buty i zwykłą dżinsową kurtkę i wyszłam.
    Chodziłam dokładnie drugą godzinę i kiedy miałam zamiar wrócić do domu, ponieważ każda część mnie była po prostu zmarznięta, koło mojego boku zatrzymało się auto Justin'a, szyby się rozsunęły i było mi dane zobaczyć jego idealnie zarysowaną szczękę.
-A Ty czemu nie w domu?-mruknął oblizując wargę.
Nie odpowiedziałam mu nic, jedynie wsiadłam do samochodu, zapinając pasy.
-Podwieź mnie do domu.-mruknęłam zaciskając powieki.-Nawet nie jestem pewna czy mój biust nadal tu jest, ponieważ zamarzłam.-wymamrotałam bez zastanowienia, powodując głęboki śmiech Bieber'a.
-Wydaje mi się, że wszystko z nimi w porządku.-dodał uśmiechnięty i odpalił samochód. Jechaliśmy w ciszy kilka minut po czym Justin zaczął się wiercić, jakby chciało mu się kupę.
Moje niemądre myśli są okropne.
-Co Ci?-podniosłam jedną brew patrząc na jego dziwne ruchy.
-Nic, po prostu myślałem nad tym czy nie pójdziesz ze mną na imprezę urodzinową mojego taty.-wzruszył ramionami, jednak nie spojrzał na mnie i dzięki Bogu.
Pomyślałam od raz, że wcale nie chce patrzeć jak Zayn i Elizabeth wsysają swoje twarze, poza tym pewnie Harry będzie a naprawdę go nie chce widzieć, jest szalony i to wprowadza mnie w obłęd.
-Wydaje mi się, że znajdę dla Ciebie kilka godzin.-uśmiechnęłam się wypowiadając słowa. Justin zaśmiał się głośno i przygryzł wargę. Był gorący, naprawdę gorący.
-Oh dziękuję.-odparł sarkastycznie ponownie się śmiejąc, po czym zatrzymał się przy mojej furtce.-Załóż sukienkę.-mruknął zanim zdążyłam wysiąść.
O mój Boże nie.
-Co? Ogłupiałeś do reszty?-zmarszczyłam brwi i byłam po prostu pewna, że powstała jedna wielka brew.
Justin wzruszył ramionami i chytrze się uśmiechnął. A to drań.
-Znasz mojego Ojca.
-Wiesz, że ich nie lubię, zresztą jestem za gr..
-Nawet nie kończ.-wszedł mi w słowo, zabijając spojrzeniem.-Jesteś piękna Anabel'o, po prostu mi uwierz. P-za każdym jego komplementem lód z mojego serca się topił. Justin był taki czuły.
-Cholera okej, założę tą sukienkę.-przewróciłam oczami, całując policzek bruneta.
-I obcasy!-krzyknął, kiedy zdążyłam wyjść z auta.-Będę czekał o 19:00
-Za dużo ode mnie wymagasz. Sukienka to i tak duży postęp.-dodałam zamykając drzwi auta i wchodząc na podwórko.
Auto Bieber'a odjechało z piskiem a ja z uśmiechem na twarzy weszłam do domu po to, aby zobaczyć zezłoszczony wyraz twarzy Elizabeth i Zayn'a, który po prostu stał.
Wzięłam głęboki wdech, zdejmując kurtkę i buty, po czym chciałam jedynie iść w kierunku pokoju, jednak nie było mi to dane.
-Gdzie byłaś?-zmarszczyłam brwi, kiedy głos Eliz nie był krzykliwy ani niemiły. Okej cisza przed burzą.
-Na spacerze a później Justin odwiózł mnie do domu.-wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na Zayn'a, który spiął się jak struna.
-Nie życzę sobie tego, abyś się z nim spotykała Anabel'o!
-To nie jest koncert życzeń.-prychnęłam śmiechem mierząc ich dwójkę podłym wzrokiem, po czym kręcąc głową wbiegłam po schodach do pokoju, zamykając go na klucz, po czym rzuciłam się w kierunku szafy otwierając pudełko z sukienkami, które były tutaj zdawać by się mogło, że od wieków.
Wyjęłam sukienkę, którą uwielbiałam, dobrałam buty, biżuterię i torebkę, do której wsadziłam telefon , gumy do żucia, klucze od domu, perfumy o charakterystycznym słodkim zapachu, błyszczyk i lusterko, po czym odtworzyłam drzwi i skierowałam się do łazienki gdzie się wykąpałam. Owinięta w ręcznik zaczęłam myć zęby i szczotkować włosy. Jestem zadowolona, że nie umyłam ich, przecież one nigdy w życiu by mi nie wyschły a myłam je wczoraj.
Swoje ciało postanowiłam wytrzeć w pokoju, gdzie założyłam rajtuzy a później sukienkę. Założyłam dodatki, po czym wyprostowałam włosy, a moim jedynym makijażem był tusz do rzęs i eyeliner. Końcowym efektem były perfumy z torebki.

http://www.polyvore.com/bez_tytu%C5%82u/set?id=138752339#fans

Wzięłam głęboki wdech, po czym wyszłam z pokoju, kierując się na dół.
-Matko Święta.-mruknięcie Zayn'a sprawiło, ze czułam się zażenowana. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie widział, w końcu dzisiaj nie jestem sobą i naprawdę chociaż wyglądam dobrze nie czuję się tak. Wolę zwykłe dresy i rozciągnięty podkoszulek niż to co mam teraz na sobie.
-Ana?-łeb Liz wyjrzał zza rogu kuchni.-Gdzie Ty się wybierasz?
-Um, Justin prosił abym pojechała z nim na urodziny taty.-wzruszyłam ramionami.
-Nie jestem z tego zadowolona.-mruknęła.
-A ja tak, proszę zrozum, że on jest moim przyjacielem.-fuknęłam wywracają oczami.-Nie wiem o ,której wrócę, po prostu nie czekajcie na mnie.-dodałam po czym wyszłam z domu.
Tak jak się spodziewałam tuż przy furtce czekało auto Justina. Ostatni oddech, po czym weszłam do auta. Brunet spojrzał na mnie jak na ducha po czym uśmiechnął się ciepło.
-Wyglądasz..
-Jeśli masz zamiar mnie skrytykować to lepiej się zamknij.-mruknęłam zapinając pasy.-I włącz ogrzewanie bo mi zimno.
-Chciałem powiedzieć, że wyglądasz ostro Ana.-po jego słowach mocna czerwień wparowała na moje policzki. Nigdy nie usłyszałam tego słowa od chłopaka. W ogóle od nikogo tego nie słyszałam.
Mimo, że to impreza Ojca Justina to ja czułam się jak solenizantka.
Kto by pomyślał, że takie w gruncie rzeczy zbereźne słowo spowoduje, że poczuję się naprawdę dobrze.
-Po prostu już jedź.-speszona odwróciłam głowę w kierunku okna cały czas przygryzając wargę.
Wyglądam ostro.

~~*~~
Rozdział jest ze strasznym opóźnieniem, jednak brak komputera robi swoje.
Cóż zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii, które są dla mnie istotne.
Dziękuję za ostatnie komentarze i fajnie by było, gdyby było Was więcej!:)
Kocham Was.xx


sobota, 20 września 2014

Rozdział 2

                           Zmrużyłam oczy i chcąc jakoś uciec od chłopaka, po prostu ruszyłam w kierunku domu. Mój marsz przypominał raczej bieg, a ja zaledwie po kilku przecznicach poczułam, że nie dam rady, jednak najśmieszniejsze w tym było, że chłopak cały czas był obok mnie, jak jakiś popieprzony cień.
-Śmieszna jesteś, kiedy chcesz uciec.-zaśmiał się głęboko. Gdybym miała choć troszkę więcej siły, pewnie nakrzyczałabym na niego, albo pokazała środkowy palce, jednak teraz byłam na wykończeniu, więc puściłam uwagę chłopaka mimo uszu.
-Będziesz tak milczeć całą drogę?-powiedział dość głośno. Wezbrałam powietrza zatrzymując się, i zauważając, że chłopak robi to samo. Przejechałam, jego sylwetkę od góry do dołu. Chłopak cały był ubrany na czarno, a jego włosy były przewiązane ala'bandamką wykonaną z rękawa koszulki. Jak siedział w samochodzie, nie zauważyłam tego. Zaśmiałam się pod nosem, po czym przeniosłam wzrok na buzię chłopaka. Jakkolwiek wytężyłabym wzrok, nie zobaczyłabym nic, jest zdecydowanie zbyt ciemno.
Odwróciłam na chwilę wzrok od Harrego, kiedy zdałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak jakaś opętana osoba, jednak po chwili znów na niego spojrzałam.
-Nie, nie będę milczeć.-szepnęłam. Chłopak chciał ruszyć, jednak ja nadal stałam.-A to tylko dlatego, że mieszkam tutaj.-kciukiem wskazałam dom za sobą, następnie machnęłam ręką na odchodne.
Otworzyłam drzwi, następnie je zamykając tylko wtedy, kiedy znalazłam się w środku.
-Lizi jestem!-krzyknęłam kierując mój krzyk do siostry. Uśmiechnęłam się kiedy tylko zobaczyłam jak idzie w moim kierunku z kubkiem. Jednak, kiedy spojrzałam w oczy dziewczyny widziałam, że były całe zaczerwienione a zielona koszulka mokra od łez.-Lizi co jest?-odrzuciłam buty w kąt, po czym podbiegłam do siostry.
-Zayn napisał.-wypowiadając jego imię, kolejna fala łez zaczęła opadać po jej policzkach-Napisał, że przeprasza, ale nie da rady dzisiaj mnie zabrać na tą jebaną kolację, przez którą wzięłam wolne.-jej szloch był tak głośny, że miałam ochotę powiedzieć, aby płakała troszkę ciszej, jednak wiedząc, że nie wypada po prostu przytuliłam dziewczynę. Również nie miałam zamiaru dodawać wzmianki o tym, że widziałam Mulata.
-To już kolejny raz Ana, kiedy on mnie wystawia. Mam tego tak kurewsko dosyć! -krzyczała.
-Uspokój się, Zayn przyjedzie i Ci to wyjaśni, a teraz idź już spać.-cmoknęłam ją delikatnie w czoło.
-Nie chce go widzieć! Niech mi się nawet na oczy nie pokazuje! Ale ze spaniem masz racje, jestem wykończona.-uśmiechnęła się ciepło po czym odwróciła się i po cichutku zaczęła wdrapywać się na górę.
Odetchnęłam głęboko, czując, że zaraz jakiś bakcyl wywierci mi dziurę z powodu wyrzutów sumienia.
Przetarłam zmęczona oczy, po czym stwierdziłam, że ja sama muszę się położyć. Jutro do szkoły, a po niej od razu do pracy.
Westchnęłam po czym od razu skierowałam się w stronę łazienki, w której umyłam się jak najszybciej, po czym przebrałam się w piżamę i usnęłam.
                           Uciążliwe skrzeczenie budzika wybudziło mnie ze snu. Wiedząc, że dzisiaj jest okropny poniedziałek, wstałam jak najszybciej, kierując się od razu do łazienki w, której odprawiłam poranną toaletkę. Owinięta jedynie w różowy ręcznik z uśmiechniętą pandą skierowałam się w stronę swojej szafy z, której wybrałam miedziany sweterek i zwykłe czarne spodnie. Przejrzałam się w dość dużym lusterku, które było umieszczone w szafie, i zaczęłam związywać włosy w kucyka. Jeszcze raz przeleciałam swoją sylwetkę od góry do dołu i momentalnie się skrzywiłam. Nigdy nie lubiłam swojego ciała, jednak przez fakt, że jestem ciągle w ruchu nawet nie mogę popaść w depresję z tego powodu. Śmieszne.
Przewróciłam oczami do lusterka i chwyciwszy ręcznikową pandę, skierowałam się znów do łazienki, aby wrzucić ręcznik do kosza a sama skierowałam się do kuchni w, której przywitała mnie głucha cisza.
Jak zwykle, nawet nie czuję już rozczarowania. Powiem szczerze, że byłabym zdziwiona gdybym w domu zastała kogokolwiek. Przeczuwam, że pierwszy lepszy włamywacz, czując moją desperację, zostawiłby nasz dom w spokoju.
Już miałam chwycić jabłko, kiedy usłyszałam dość mocne pukanie do drzwi.
"Widzisz Ana, ktoś wysłuchał Twoich modłów" zakpiło moje drugie ja. Skierowałam się w stronę drzwi, następnie spojrzałam przed oczko, które się w nich znajdowało i o mało moje serce nie wyskoczyło z klatki piersiowej! To on! Ten sam chłopak, którego wczoraj Zayn poprosił aby odprowadził mnie do domu.
Zaklęłam pod nosem bojąc się ruszyć z miejsca. W końcu jestem ciapą, i wiem, doskonale to wiem, że ruszając się zapewne upadnę i chłopak zorientuje się, że jestem w domu.
-Anabel wiem, że jesteś w domu.-odparł po jakiś pięciu minutach-A teraz otwórz te pieprzone drzwi, bo jest zimno.-warknął, uderzając w drewniane drzwi.
Stałam jeszcze cicho przez jakieś pięć minut, i stałabym pewnie dłużej, tym samym sposobem spóźniając się do szkoły, jednak, kiedy zamek zaczął się przekręcać. Zacisnęłam dłonie w pięści i pobiegłam automatycznie do kuchni. Kiedy tu wejdzie, przynajmniej będę udawać, że nie słyszałam. Usiadłam przy stolę tupiąc raz jedną a raz drugą nogą.
Usłyszałam tupot butów a moje ciało spięło się jak struna. Przymknęłam oczy, jakbym oczekiwała na strzał w tył głowy. To było straszne.
-Ana, cholera jasna! Głucha jesteś czy jak?-podniosłam głos na chłopaka i dopiero teraz mogłam dokładnie przyjrzeć się jego osobie. Brunet był wysoki, a mówię to ja, czyli osoba mierząca 174cm. Nie byłam w stanie dojrzeć jaki ma kolor oczu.
-Co robisz w moim domu?-wstałam z krzesła, jednak nadal stałam spory kawałek od chłopaka.
-No cóż, miałem odwieźć Cię do szkoły, a później do pracy a po pracy...
-Nie wsiądę z Tobą do samochodu i wynoś się z mojego domu bo wezwę policję!-przerwałam chłopakowi, chorą paplaninę krzykiem.
W ramach odpowiedzi dostałam jedynie przepełniony kpiną śmiech, który mnie zdenerwował. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś lekceważył to co mówię, poza ty, jeśli chłopak myśli, że rzucam słowa na wiatr musi być naprawdę nienormalny.
Z kieszeni spodni wyjęłam swój dość stary telefon, po czym wykręciłam numer alarmowy.
-Co Ty robisz?-brunet momentalnie przestał się śmiać, kierując się w moją stronę. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, ignorując jego osobę i pytanie.
-Policja? Chciałabym zgłosić...-nie zdążyłam skończyć zdania, ponieważ duża dłoń bruneta wyrwała mi telefon z ręki.
-Hej! Co robisz?!-pisnęłam, chcąc wyrwać telefon chłopakowi.-Tak nie wolno!-gdyby spojrzenie mogło zabić, chłopak dawno leżałby martwy, jednak nadal stoi z wyciągniętą ręką w, której trzyma mój telefon nad głową.
Jednak ten jedynie się zaśmiał.
-Odważna jesteś.-odparł.
-A Ty głupi. To wszystko jest chore, nie zapraszałam Cię tutaj a ty wtargnąłeś jak do siebie. To jest mój dom a Ty masz z niego natychmiast wyjść!-krzyknęłam, kierując się w stronę szafki z butami. Założyłam zwykłe czarne trampki a na to dżinsową kurtkę, następnie przełożyłam torbę z książkami i zeszytami przez ramię
Chłopak posłusznie wyszedł z domu, więc mogłam spokojnie go zamknąć, chowając klucze do bocznej kieszeni w torbie.
Zaczesałam włosy do tyłu, kierując się w stronę szkoły szybkim marszem. Zdążyłam wyjść za furtkę, kiedy zdałam sobie sprawę, że Harry ma mój telefon. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do niego. Stał oparty o czarny samochód, jakby wiedział, że wrócę.
-Telefon.-warknęłam oschle wyciągając rękę w kierunku chłopaka.
-Telefon co?-kpił, cały czas kpił co wkurwiało mnie jeszcze bardziej.
-Połóż.Ten.Jebany.Telefon.Na.Mojej.Ręce!-wysyczałam.Pierwszy raz od tak dawna ktoś mnie tak zdenerwował. Tato zawsze mnie uczył, że nie należy się denerwować na ludzi, jedynie ich zrozumieć, tak starałam się robić aż do dzisiaj.
-Wo, Zayn opowiadał mi, że jesteś opanowana a tu nagle takie bum!-zaśmiał się głęboko. Nie miałam siły na jego podchody i głupie zachowanie względem mojej osoby, więc jedynie odwróciłam się na pięcie, kierując w stronę chłopaka środkowy palec.
Czułam się naprawdę dziwnie idąc ulicą, jednocześnie zdając sobie sprawę, że niedługo zaczynają mi się lekcje a ja mam jeszcze 20 minut marszu, jednak najbardziej dziwi mnie fakt, że odważyłam się być niemiłą dla kogoś. Jednak niepojęta byłaby moja cierpliwość, ten chłopak jest obłąkany.
Zmrużyłam oczy wracając myślami do jego słów. Wyraźnie powiedział ZAYN! Zayn z nim rozmawiał? O mnie? Po co?
Odgoniłam wszystkie pytania, które zapewne są bez odpowiedzi, kiedy czarne auto Styles'a zatrzymało się koło mnie.
-Wsiadaj do auta.-nawet nie spojrzałam w jego kierunku. Tak bardzo irytowała mnie jego osoba, a przecież go nie znam!
-Odwal się.-warknęłam po dłuższej chwili. Chłopak cały czas jechał przy mnie.
-Spóźnisz się do szkoły.-mimo iż chciał zachować powagę w jego głosie wyczułam nutę kpiny.
Wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek to najdziwniejsze godziny w moim życiu. Z jakiej racji on przyszedł po mnie? To jest nienormalne.
-To nie Twój problem. Jedź już.-wysyczałam, przyśpieszając kroku. Ten człowiek mógł przecież być jakimś psychopatą, który zaciągnie mnie do samochodu, wywiezie gdzieś do lasu, zgwałci i zabije.
Nie wiedząc czemu, automatycznie spojrzałam na niego i skrzywiłam się lekko.
-Psychol.-przewróciłam oczami, skręcając w boczną uliczkę. Cieszyłam się, ponieważ ścieżka była za wąska dla samochodów.
-Ana stój!-chłopak wrzasnął wybiegając z samochodu, sekundę później stał tuż obok mnie.
-Odwal się ode mnie, albo zacznę krzyczeć-zagroziłam, jednak nie siliłam się na surowy ton. Chłopak miał już coś powiedzieć, jednak naprzeciwko wyjścia ze skrótu stanął bardzo dobrze mi znany szatyn oparty o swój samochód. Naprawdę się na nich nie znam, jednak wspomniał mi kilka razy o jego Ferrari, więc przypuszczam, że właśnie nim teraz tu jest.
-Jedziesz Ana?-Justina znam od małego. Zawsze uważałam go za kogoś bliskiego mojemu sercu. Traktowałam go jak brata, ponieważ nie raz właśnie tak się zachowywał. Bronił mnie i mówił, że spuści łomot każdemu kto mnie skrzywdził. Jest dobrym człowiekiem, chociaż wiele osób twierdzi inaczej, między innymi moja siostra.
-Nigdzie nie idziesz.-syknął Styles ciągnąc mnie za przed ramię. Spojrzałam przestraszona w jego stronę i zaczęłam się wyrywać.
-Puść mnie Harry, albo zacznę się drzeć!-zagroziłam, tym razem stanowczo i głośno. Spojrzałam ukradkiem w kierunku Justina. Chłopak widząc całe zajście zaczął kroczyć szybko w naszą stronę.
-Ana idziemy stąd.-Harry zaczął mnie ciągnąć w kierunku swojego samochodu. I pewnie gdyby nie obecność Justina tam właśnie bym się teraz znalazła.
-Zostaw ją Styles.-Justin chwycił moją dłoń, na co Harry puścił przedramię. Wtuliłam się w bok szatyna, ocierając łzy, które powstały ze strachu.-Idź słonko do auta.-skinęłam głową i prawie, że biegłam w kierunku auta Bieber'a.

                                                             ~*~Harry~*~

-Dobrze wiesz, że z Malik'iem nie ma żartów.-zacisnąłem dłonie w pięści. Nie chciałem budzić żadnych scen przy dziewczynie, która pilnie nam się przyglądała.
-Sam się założył.-zaśmiał się głęboko, odwracając się w kierunku samochodu, machając leniwie dziewczynie, jakby chciał pokazać, że wszystko jest pod kontrolą.-Przegrał.-odwrócił się w moją stronę a jego oczy były czarne jak węgiel. Zaśmiałem się, głośno. Jeśli chłopak myśli, że zrobi na mnie wrażenie to jest w błędzie.
-Wykorzystałeś gównianą sztuczkę.-syknąłem przybliżając się do jego ciała.
-Zayn miał wybór. Mógł powiedzieć nie, a mimo tego brnął w zabawę. Przegrał a nagroda jest moja.
-Przecież się z nią przyjaźnisz.-pokręciłem kilka razy głową ze zdumieniem-Ona Ci ufa, a Ty ją chcesz jedynie wykorzystać. Mi na niej nie zależy ale przecież...
-Skoro Ci na niej nie zależy to po co tu jesteś?-zapytał.
-Bo Zayn to mój przyjaciel, a Ana jest dla niego ważna.-jeszcze mocniej zwinąłem dłonie w pięści, powstrzymując się od tego, aby nie zrobić z jego twarzy jesieni średniowiecza.
-No właśnie. To Zayn'owi zależy nie Tobie. Nie mieszaj się Styles bo możesz oberwać. I po co Ci to?-warknął, lekko mnie popychając i odszedł.
Dokładnie widziałem, jak dziewczyna się do niego przytula i jest to szczere, a ten skurwysyn tylko gra.
"Styles to nie Twoja sprawa."

~~*~~
Rozdział pierwszy już za nami, a ja jestem dumna. 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba:)
Liczę na komentarze i Wasze opinię!:)
Miłego weekendu
 

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 1

                                                               
Moje palce miarowo uderzały o kolano, a oczy, które kryły się za osłoną z okularów wpatrzone były w krajobraz za przeźroczystą szybą samochodu.  Ta sama monotonia każdego dnia. Codziennie jeżdżenie przez jedne i te same ulice, codzienne omijanie tych samych drzew, budynków. Dnia straciły już nazwy, a czas jakby stanął w miejscu i tak było od dwóch lat. Od dnia w, którym straciłam mamę i ojczyma w wypadku samochodowym. Moja siostra Elizabeth miała wtedy zaledwie 20 lat a mimo wszystko zabrała mnie do siebie. Patrzyłam jak wykończona wracała z pracy do domu, jednak, kiedy tylko widziała, że jestem gdzieś blisko, udawała, że jest okej.  Kielich goryczy się przelał, kiedy Eli zemdlała wracając do domu. Nie mogłam pozwolić na to, aby takie sytuacje się powtarzały, dlatego na tygodniu zaraz po szkole pracuję w barze. Jest naprawdę bardzo ciężko, ponieważ nie pamiętam, kiedy ostatni raz usiadłyśmy obie na kanapie z kubkiem kawy, jednak wiem, że jestem to winna siostrze, w końcu ona rzuciła szkołę, dla mnie. Mimo, iż chłopak Elizabeth, Zayn Malik, nie raz prosił abyśmy dały sobie pomóc finansowo, ponieważ jak on to twierdzi  
"stać go" Liz stanowczo odmawiała, imponując mi jeszcze bardziej.
Z moim biologicznym ojcem nie mam kontaktu, odkąd skończyłam 13 lat, mama nie płakała po nim, znajdując sobie po dwóch miesiącach Ben'a, który dbał o nas jak o własne córki. Naprawdę go polubiłam. Czasami, kiedy idę spać mam wrażenie, że oni są w swoim pokoju i, kiedy wstanę rano, spotkam ich w kuchni. Tak bardzo mi ich brakuje.
-Tak mi przykro Ano, że musisz pracować, kiedy powinnaś jedynie chodzić do szkoły i uczyć się.-Elizabeth zawsze przed tym jak pozwoliła  wysiąść mi z samochodu, żegnała mnie jednym i tym samym tekstem.
-Przestań El.- przewróciłam oczami, po czym delikatnie ucałowałam polik siostry.-Ty też powinnaś się uczyć, masz 22 lata.-uśmiechnęłam się smutnie.-Jedziemy na tym samym wózku.-odparłam po czym zamknęłam drzwi od samochodu.
Złapałam serię głębokich oddechów, po czym przejrzałam się w zablokowanym telefonie. Przygryzłam wargę, przekraczając próg baru. Na wejściu zdążyłam wymienić serię przytuleń z Paniami z personelu. Lubiłam je.
-Moja dziecina już jest.-usłyszałam ciepły chichot swojej przełożonej Kate. Kobieta była zawsze miła i wyrozumiała, bo sama straciła trzy lata temu straciła rodziców, poza tym zawsze, kiedy  przychodziłam do szpitala zła Kate nalewała mi gorącej herbatki i chowałyśmy się przed wszystkimi w schowku rozmawiając. Uwielbiałam 56-letnią kobietę. Tak bardzo przypominała mi moją mamę. Miały te same błękitne oczy i ten uśmiech, taki troskliwy i szczery.
-Dzień dobry Kate.-posłałam w jej stronę ciepły uśmiech.
-Nie ma dzisiaj Partick'a w pracy, ponieważ źle się czuję, dlatego przejmiesz jego zamówienia.-przeszła od razu do rzeczy.-W dzienniczku pod kasą masz kartkę, na której znajduje się adres, pod który masz dostarczyć kawę.-odparła po czym uśmiechnęła się ciepło i odeszła.
Skinęłam sama do siebie głową, po czym skierowałam się po daną karteczkę. Zdziwiona ujrzałam adres Zayn'a.
Zapakowałam 5 zamówionych kaw w odpowiedni pojemnik i wyszłam. Dom Malik'a znajdował się zaledwie dwie minuty od baru, więc postanowiłam się udać pieszo.
Stanęłam pod drzwiami, jednocześnie starając się ignorować śmiechy, które dobiegały zza nich. Zapukałam kilka razy, po czym przeczesałam włosy palcami.
Drzwi się otworzyły a moim oczom ukazał się blondyn, który głupio szczerzył się sam do siebie.
-Malik zamawiałeś jaką laskę?-zaśmiał się głupio.-Woo i to jeszcze z kawą!-krzyknął odchodząc do drzwi, jednak zostawił je otwarte, jakby chciał mnie zaprosić do środka. Tak też zrobiłam.
-Ana?-usłyszałam znajomy głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam zdziwioną minę Malik'a. zmarszczyłam brwi, po czym rozejrzałam się po pokoju. Poza Zayn'em było w nim czterech chłopców. Cholera, gdyby nie drobne różnice, pomyślałabym, że to bliźniacy.
-Cześć.-uśmiechnęłam się, przybliżając się do chłopaka. Nie powiem, że widok tych chłopców, nie wprawił mnie w zakłopotanie.-Przyniosłam zamówioną kawę.-przygryzłam wargę, poprawiając okulary.
-Em tak, już płace.-wyglądał na zagubionego. Wyciągnął w moim kierunku odpowiednią ilość pieniędzy, po czym odebrał ciepłą kawę.-O, której kończysz?-zapytał.
-O dziewiętnastej a czemu pytasz?
-Elizabeth, nie będzie w stanie po Ciebie przyjechać.-Mulat podrapał się w tył głowy.-Chce ją zabrać na kolacje, czy inne gówna.-przewrócił oczami, rozkładając ręce na boki.
-Nie ma sprawy, przejdę się.-klasnęłam w dłonie. Lubiłam spacerować. Zresztą, kiedy idę wszelkie myśli uderzają do głowy a ja mam chwilę dla siebie.
-Nie ma takiej opcji!-warknął, a jego piwne oczy momentalnie zmieniły się w czarne.-Przyjedzie po Ciebie, któryś z chłopców.-dodał. Kiedy zauważył, że mnie przestraszył jego wzrok drastycznie złagodniał.
-Nie wejdę z żadnym z nich do samochodu, jestem dużą dziewczynką a Ty przestań zachowywać się jak mój brat!-westchnęłam chowając pieniądze do portfela, po czym wyszłam z mieszkania.
Taki właśnie był Zayn, troskliwy i zdecydowanie nadopiekuńczy, jednak kochałam go jak brata i byłam szczęśliwa, że Liz spotykała się z nim. Potrzebowała kogoś, kto będzie dbał o nią, kiedy mnie nie będzie obok.
Wyszłam z podwórka Zayn'a, kierując się prosto do pracy.W przeciągu, kilku chwil jakie miałam do pracy, jedyna myśl jaka sunęła mi się do głowy to kim byli Ci chłopcy? . Znam kolegów Zayn'a w końcu nie raz z nimi przychodził do mnie i Eliz, jednak tych nigdy wcześniej nie widziałam, i szczerze dodam, że nie chciałabym mieć z nimi styczności.

                     O równej dziewiętnastej wyszłam zamknęłam główne drzwi i z radością odsapnęłam głośno. Byłam tak wykończona, że jedyne o czym marzyłam to sen. Ziewnęłam po czym przetarłam zmęczone oczy.
-Ana jesteś wykończona. Idź już do domu.-jedna z kelnerek o imieniu Eve zaśmiała się spokojnie. Eve miała zaledwie dwadzieścia pięć at, długie rude włosy i piękne zielone oczy i na dodatek chuda, to była cecha, której jej najbardziej zazdrościłam. Była śliczna.
-Przecież miałam Ci pomóc w sprzątaniu.-odpowiedziałam, chociaż w głębi duszy miałam nadzieję, że zacznie mnie przekonywać abym poszła do domu.
-Ana ubieraj się i do domu!-odparła. Uśmiechnęłam się do niej czule, po czym poszłam się przebrać. Odłożyłam uniform jaki miałam nosić w pracy na niewielki wieszak, zakładając grubą bluzę. Koniec sierpnia jest najgorszą porą. Niby jest ciepło, ale kiedy wyjdziesz na dwór nie możesz wytrzymać z zimna.
Pewnie zaczęłam kroczyć w stronę domu, jednak od razu po zakręcie jaki musiałam przekroczyć, zobaczyłam kątem oka, ubraną na czarno postać, która szła za mną.
Czułam się jak w tych tandetnych horrorach i chociaż wmawiałam sobie, że ta postać idzie tak samo z pracy do domu, coś w środku krzyczało abym uciekała jak najdalej od tego człowieka. Już miałam zacząć biec i drzeć się jak głupia, kiedy tajemnicza postać, podeszła do mnie, zdjęła kaptur...
-Zayn Ty idioto!-krzyknęłam, kiedy uśmiechnięty Mulat podbiegł do mnie.-Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś!-krzyknęłam uderzając go w ramię. Przygryzłam wargę zdając sobie sprawę, że pierwszy raz od naprawdę długiego okresu czasu na kogoś krzyknęłam.
-Wybacz.-Zayn uśmiechnął się w sposób łagodny i delikatny, co naprawdę mnie urzekło.
-Dlaczego mnie śledzisz?-spytałam wracając znowu do cichego tonu.-Znam drogę do domu.-spojrzałam na swoje trampki. Buty były naprawdę znoszone i na dodatek brudne, ale nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek samolubne wydatki.
-Skoro nie chciałaś wracać do domu z żadnym z moich kolegów, to pofatygowałem się osobiście, aby odprowadzić Cię do domu.-zaśmiał się jak młody chłopiec, po czym ukłonił się tak jak to było kiedyś. Naprawdę nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zayn wyglądał tak pięknie i młodo. No cóż mieć 21 lat to nie starczy wiek. Mimo wszystko zazdrościłam Elizabeth takiego chłopaka.
-Zepsułam Waszą randkę?-zapytałam spuszczając wzrok. Dopiero teraz doszło do mnie, że zepsułam coś na co Elizabeth czekała dużo czasu.
-Nie, nie, nie!-zaprzeczył stanowczo obejmując mnie ramieniem.-Po prostu zmieniłem godziny, więc spokojnie.-ucałował moje skronie jak typowy straszy brat.
-To dobrze.-odparłam, chociaż mimo wszystko nadal czułam, że to moja wina.
-Anabel'o czym mam przełożyć Cię przez kolano i wybić Ci siłą poczucie winy!-stanął przede mną, w ten sposób zatrzymując.
-Jak byś mnie nie znał.-przewróciłam oczami.
Chłopak chwycił mocno moje ramiona i lekko potrząsnął. Zakręciło mi się w głowie, więc w razie gdyby chwyciłam jego dłoni.
-Jesteś jak moja młodsza siostra i boli mnie to, że nadal rozdrapujesz stare rany.-spojrzałam na niego mrużąc z lekka oczy.
-Ściskasz mi ramię Zayn.-odparłam. Chłopak wypuścił mnie z metalowego uścisku, więc zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce.
-Przepraszam.-zaskomlał. Uśmiechnęłam się ciepło, podchodząc do niego jak najbliżej po czym jedynie się przytuliłam.-Dziękuję Ci za wszystko Zayn'nie. Za wszystko.-zaciągnęła się jego perfumami, po czym odkleiłam się od chłopaka i zaczęłam kierować się w stronę domu.
Chłopak momentalnie dotrzymał mi kroku, jednak tym razem, żadne z nas się nie odezwało, do chwili, kiedy od stronki krawężnika obok, której szłam ja nie zatrzymał się czarny samochód. Zayn momentalnie schował mnie za siebie, co naprawdę mnie zdziwiło. Chciałam wyjść zza niego, jednak chłopak stanowczym i mocnym ruchem z powrotem umieścił mnie za sobą.
-Z-Zayn?-wyjąkałam, przerażona. Nie wiedziałam co się działo i ta chora dawka tajemnicy wywołała strach.
-Cicho.-syknął. Nie chciałam się kłócić więc jedynie przystałam na jego "prośbę".
Okna samochodu rozsunęły się a za nich ujrzałam dość długie brąz pokręcone włosy, a obok nich blond.
-Styles skurwysynie!-Zayn krzyknął, na co zadrżałam.
-Wybacz stary.-brunet zaśmiał się głęboko. Najwidoczniej ta cała sytuacja go bawiła.
"Głupi kutas!" krzyknęłam podświadomie. Chłopak nazwany Styles'em nawet nie zdawał sobie sprawy jak mnie wystraszył.
-Na chuj tu jesteś?-przekleństwa jakie wydostawały się z ust Zayn'a zdziwiły mnie. Chłopak nigdy tyle nie przeklinał. No chyba, że go Eliz wkurzyła.
-Tu nie chodzi o mnie a raczej o Twojego przyjaciela Justin'a.-zaśmiał się zimnie.
Zayn zaczął ciągnąc się za włosy, jednak po chwili swój wzrok skierował w moją stronę.
-Posłuchaj mnie siostrzyczko.-odparł i puścił do mnie oko.-Muszę jechać z Horan'em, to ten blondyn.-wzrok skierowałam w kierunku samochodu i dopiero teraz do mnie doszło, że to są Ci koledzy z domu Zayn'a. O kurwa.
"Spierdalaj stąd Ana! Uciekaj, słyszysz?!" 
Moja podświadomość właśnie teraz pakowała walizki i chciała uciekać, jednak jakby czekała na mnie.
-Zayn, ja dam sobie radę.-szepnęłam wprost do chłopaka. Nie chciałam aby, któryś z nich mnie słyszał.
-Ana proszę Cię raz!-syknął, jednak tylko do mnie.-Nie komplikuj rzeczy, które i tak już wymykają mi się spod kontroli. Po prostu Harry odprowadzi Cię do domu i tyle.-odsapnął głośno.
-Boję się.-powiedziałam zgodnie z prawdą przygryzając wargę. Chłopak jakby odpuścił gniew i spojrzał na mnie z tym uroczym uśmiechem. Jego palec zahaczył o mój pod brudek podnosząc go do góry.
-Hej!-puścił oko.-Jeśli tylko Cię tknie jedynym palcem, straci całą rękę...no i jaja.-zaśmiał się głęboko na co mu zawtórowałam.
-Dobrze, ale wracaj szybko.
-Wrócę jak najszybciej. I proszę przekaż Elizabeth, że wynagrodzę jej to, dobrze?
-Jasne.-uśmiechnęłam się, jednak cały czas nerwowo zeskrobywałam lakier z paznokci.
-Harry, odprowadź Ane do domu.-chłopak skinął, jednak, kiedy wysiadł duża ręka Zayn'a go zatrzymała-Bez żadnych wybryków Styles!-warknął do niego. Ten się jedynie zaśmiał, jakby miał gdzieś słowa Zayn'a.
-Tak jest szef. Uciekaj już bo Justin czeka.-zaśmiał się głęboko.-No raz raz.-powtórzył, kiedy Mulat patrzył na mnie, po chwili jednak skinął głową, wsiadł do samochodu wraz z blondynem i odjechał.
Chłodny zielony wzrok bruneta padł momentalnie na moją osobę.
-Cześć, jestem Harry, a Ty jak mniemam to Anabel.-uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach.
Ja pierdole...

~~*~~
Okej jak widzicie pierwszy rozdział już za nami i z góry przepraszam, że musieliście na niego tyle czekać.
Dziękuję Wam za komentarze i obserwacje, i standardowo zapraszam do komentowania 1 rozdziału:) 

środa, 27 sierpnia 2014

Prolog

-Widać, że go kochasz.-blondynka obdarzyła mnie pełnym miłości i współczucia spojrzeniem-Każdy Twój ruch, każdy Twój uśmiech, wszystko co robisz mówi mi o tym.-dokończyła, delikatnie głaszcząc moją dłoń.
-Masz rację.-uśmiechnęłam się trzepocząc rzęsami.-Kocham go, całą sobą.
-Więc dlaczego nie jesteś z nim? Dobrze wiesz, że on jest cały Twój, nie raz Ci to mówił.-odparła, marszcząc czoło.
-To tylko słowa Elizabeth.-zaśmiałam się sucho.-Ludzie nie mają szacunku do tego co mówią. A od Harrego słyszałam naprawdę wiele.-chwyciłam czerwony kubek, po czym wypiłam resztki kawy.
-Starał się kochanie. Jednak większą połowę swojego życia miał serce z lodu, a sam był jak z kamienia.-dziewczyna ciągle odpierała moje ataki. Broniła go, co budziło we mnie jednocześnie dumę co i złość. Powinna stać po mojej stronie.-Porozmawiaj z nim.
-On zjebał nie ja.-warknęłam, czując nacisk siostry. Dlaczego to ja miałam wyciągać do niego rękę, kiedy dobrze wiedziałam, że nie zawiniłam? Starałam się być w porządku a zawsze byłam tą najgorszą.
-Poza tym, oprzytomniej El! Rozmawiałam z nim tyle razy, prosiłam, i na czym stanęło? Na tym, że spierdolił do Nowego Jorku!-złapałam głęboki oddech, uspokajając się na tyle na ile było to możliwe.
-Kochanie...
-Przestań!-splunęłam od razu.-Moja historia nie jest taka jak Twoja. Ja mam złamane serce, a Ty narzeczonego. Twoja bajka skończy się happy end'em, a moja to pieprzony koszmar!-odparłam, po czym wyszłam z kuchni.