Zmrużyłam oczy i chcąc jakoś uciec od chłopaka, po prostu ruszyłam w kierunku domu. Mój marsz przypominał raczej bieg, a ja zaledwie po kilku przecznicach poczułam, że nie dam rady, jednak najśmieszniejsze w tym było, że chłopak cały czas był obok mnie, jak jakiś popieprzony cień.
-Śmieszna jesteś, kiedy chcesz uciec.-zaśmiał się głęboko. Gdybym miała choć troszkę więcej siły, pewnie nakrzyczałabym na niego, albo pokazała środkowy palce, jednak teraz byłam na wykończeniu, więc puściłam uwagę chłopaka mimo uszu.
-Będziesz tak milczeć całą drogę?-powiedział dość głośno. Wezbrałam powietrza zatrzymując się, i zauważając, że chłopak robi to samo. Przejechałam, jego sylwetkę od góry do dołu. Chłopak cały był ubrany na czarno, a jego włosy były przewiązane ala'bandamką wykonaną z rękawa koszulki. Jak siedział w samochodzie, nie zauważyłam tego. Zaśmiałam się pod nosem, po czym przeniosłam wzrok na buzię chłopaka. Jakkolwiek wytężyłabym wzrok, nie zobaczyłabym nic, jest zdecydowanie zbyt ciemno.
Odwróciłam na chwilę wzrok od Harrego, kiedy zdałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak jakaś opętana osoba, jednak po chwili znów na niego spojrzałam.
-Nie, nie będę milczeć.-szepnęłam. Chłopak chciał ruszyć, jednak ja nadal stałam.-A to tylko dlatego, że mieszkam tutaj.-kciukiem wskazałam dom za sobą, następnie machnęłam ręką na odchodne.
Otworzyłam drzwi, następnie je zamykając tylko wtedy, kiedy znalazłam się w środku.
-Lizi jestem!-krzyknęłam kierując mój krzyk do siostry. Uśmiechnęłam się kiedy tylko zobaczyłam jak idzie w moim kierunku z kubkiem. Jednak, kiedy spojrzałam w oczy dziewczyny widziałam, że były całe zaczerwienione a zielona koszulka mokra od łez.-Lizi co jest?-odrzuciłam buty w kąt, po czym podbiegłam do siostry.
-Zayn napisał.-wypowiadając jego imię, kolejna fala łez zaczęła opadać po jej policzkach-Napisał, że przeprasza, ale nie da rady dzisiaj mnie zabrać na tą jebaną kolację, przez którą wzięłam wolne.-jej szloch był tak głośny, że miałam ochotę powiedzieć, aby płakała troszkę ciszej, jednak wiedząc, że nie wypada po prostu przytuliłam dziewczynę. Również nie miałam zamiaru dodawać wzmianki o tym, że widziałam Mulata.
-To już kolejny raz Ana, kiedy on mnie wystawia. Mam tego tak kurewsko dosyć! -krzyczała.
-Uspokój się, Zayn przyjedzie i Ci to wyjaśni, a teraz idź już spać.-cmoknęłam ją delikatnie w czoło.
-Nie chce go widzieć! Niech mi się nawet na oczy nie pokazuje! Ale ze spaniem masz racje, jestem wykończona.-uśmiechnęła się ciepło po czym odwróciła się i po cichutku zaczęła wdrapywać się na górę.
Odetchnęłam głęboko, czując, że zaraz jakiś bakcyl wywierci mi dziurę z powodu wyrzutów sumienia.
Przetarłam zmęczona oczy, po czym stwierdziłam, że ja sama muszę się położyć. Jutro do szkoły, a po niej od razu do pracy.
Westchnęłam po czym od razu skierowałam się w stronę łazienki, w której umyłam się jak najszybciej, po czym przebrałam się w piżamę i usnęłam.
Uciążliwe skrzeczenie budzika wybudziło mnie ze snu. Wiedząc, że dzisiaj jest okropny poniedziałek, wstałam jak najszybciej, kierując się od razu do łazienki w, której odprawiłam poranną toaletkę. Owinięta jedynie w różowy ręcznik z uśmiechniętą pandą skierowałam się w stronę swojej szafy z, której wybrałam miedziany sweterek i zwykłe czarne spodnie. Przejrzałam się w dość dużym lusterku, które było umieszczone w szafie, i zaczęłam związywać włosy w kucyka. Jeszcze raz przeleciałam swoją sylwetkę od góry do dołu i momentalnie się skrzywiłam. Nigdy nie lubiłam swojego ciała, jednak przez fakt, że jestem ciągle w ruchu nawet nie mogę popaść w depresję z tego powodu. Śmieszne.
Przewróciłam oczami do lusterka i chwyciwszy ręcznikową pandę, skierowałam się znów do łazienki, aby wrzucić ręcznik do kosza a sama skierowałam się do kuchni w, której przywitała mnie głucha cisza.
Jak zwykle, nawet nie czuję już rozczarowania. Powiem szczerze, że byłabym zdziwiona gdybym w domu zastała kogokolwiek. Przeczuwam, że pierwszy lepszy włamywacz, czując moją desperację, zostawiłby nasz dom w spokoju.
Już miałam chwycić jabłko, kiedy usłyszałam dość mocne pukanie do drzwi.
"Widzisz Ana, ktoś wysłuchał Twoich modłów" zakpiło moje drugie ja. Skierowałam się w stronę drzwi, następnie spojrzałam przed oczko, które się w nich znajdowało i o mało moje serce nie wyskoczyło z klatki piersiowej! To on! Ten sam chłopak, którego wczoraj Zayn poprosił aby odprowadził mnie do domu.
Zaklęłam pod nosem bojąc się ruszyć z miejsca. W końcu jestem ciapą, i wiem, doskonale to wiem, że ruszając się zapewne upadnę i chłopak zorientuje się, że jestem w domu.
-Anabel wiem, że jesteś w domu.-odparł po jakiś pięciu minutach-A teraz otwórz te pieprzone drzwi, bo jest zimno.-warknął, uderzając w drewniane drzwi.
Stałam jeszcze cicho przez jakieś pięć minut, i stałabym pewnie dłużej, tym samym sposobem spóźniając się do szkoły, jednak, kiedy zamek zaczął się przekręcać. Zacisnęłam dłonie w pięści i pobiegłam automatycznie do kuchni. Kiedy tu wejdzie, przynajmniej będę udawać, że nie słyszałam. Usiadłam przy stolę tupiąc raz jedną a raz drugą nogą.
Usłyszałam tupot butów a moje ciało spięło się jak struna. Przymknęłam oczy, jakbym oczekiwała na strzał w tył głowy. To było straszne.
-Ana, cholera jasna! Głucha jesteś czy jak?-podniosłam głos na chłopaka i dopiero teraz mogłam dokładnie przyjrzeć się jego osobie. Brunet był wysoki, a mówię to ja, czyli osoba mierząca 174cm. Nie byłam w stanie dojrzeć jaki ma kolor oczu.
-Co robisz w moim domu?-wstałam z krzesła, jednak nadal stałam spory kawałek od chłopaka.
-No cóż, miałem odwieźć Cię do szkoły, a później do pracy a po pracy...
-Nie wsiądę z Tobą do samochodu i wynoś się z mojego domu bo wezwę policję!-przerwałam chłopakowi, chorą paplaninę krzykiem.
W ramach odpowiedzi dostałam jedynie przepełniony kpiną śmiech, który mnie zdenerwował. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś lekceważył to co mówię, poza ty, jeśli chłopak myśli, że rzucam słowa na wiatr musi być naprawdę nienormalny.
Z kieszeni spodni wyjęłam swój dość stary telefon, po czym wykręciłam numer alarmowy.
-Co Ty robisz?-brunet momentalnie przestał się śmiać, kierując się w moją stronę. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, ignorując jego osobę i pytanie.
-Policja? Chciałabym zgłosić...-nie zdążyłam skończyć zdania, ponieważ duża dłoń bruneta wyrwała mi telefon z ręki.
-Hej! Co robisz?!-pisnęłam, chcąc wyrwać telefon chłopakowi.-Tak nie wolno!-gdyby spojrzenie mogło zabić, chłopak dawno leżałby martwy, jednak nadal stoi z wyciągniętą ręką w, której trzyma mój telefon nad głową.
Jednak ten jedynie się zaśmiał.
-Odważna jesteś.-odparł.
-A Ty głupi. To wszystko jest chore, nie zapraszałam Cię tutaj a ty wtargnąłeś jak do siebie. To jest mój dom a Ty masz z niego natychmiast wyjść!-krzyknęłam, kierując się w stronę szafki z butami. Założyłam zwykłe czarne trampki a na to dżinsową kurtkę, następnie przełożyłam torbę z książkami i zeszytami przez ramię
Chłopak posłusznie wyszedł z domu, więc mogłam spokojnie go zamknąć, chowając klucze do bocznej kieszeni w torbie.
Zaczesałam włosy do tyłu, kierując się w stronę szkoły szybkim marszem. Zdążyłam wyjść za furtkę, kiedy zdałam sobie sprawę, że Harry ma mój telefon. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do niego. Stał oparty o czarny samochód, jakby wiedział, że wrócę.
-Telefon.-warknęłam oschle wyciągając rękę w kierunku chłopaka.
-Telefon co?-kpił, cały czas kpił co wkurwiało mnie jeszcze bardziej.
-Połóż.Ten.Jebany.Telefon.Na.Mojej.Ręce!-wysyczałam.Pierwszy raz od tak dawna ktoś mnie tak zdenerwował. Tato zawsze mnie uczył, że nie należy się denerwować na ludzi, jedynie ich zrozumieć, tak starałam się robić aż do dzisiaj.
-Wo, Zayn opowiadał mi, że jesteś opanowana a tu nagle takie bum!-zaśmiał się głęboko. Nie miałam siły na jego podchody i głupie zachowanie względem mojej osoby, więc jedynie odwróciłam się na pięcie, kierując w stronę chłopaka środkowy palec.
Czułam się naprawdę dziwnie idąc ulicą, jednocześnie zdając sobie sprawę, że niedługo zaczynają mi się lekcje a ja mam jeszcze 20 minut marszu, jednak najbardziej dziwi mnie fakt, że odważyłam się być niemiłą dla kogoś. Jednak niepojęta byłaby moja cierpliwość, ten chłopak jest obłąkany.
Zmrużyłam oczy wracając myślami do jego słów. Wyraźnie powiedział ZAYN! Zayn z nim rozmawiał? O mnie? Po co?
Odgoniłam wszystkie pytania, które zapewne są bez odpowiedzi, kiedy czarne auto Styles'a zatrzymało się koło mnie.
-Wsiadaj do auta.-nawet nie spojrzałam w jego kierunku. Tak bardzo irytowała mnie jego osoba, a przecież go nie znam!
-Odwal się.-warknęłam po dłuższej chwili. Chłopak cały czas jechał przy mnie.
-Spóźnisz się do szkoły.-mimo iż chciał zachować powagę w jego głosie wyczułam nutę kpiny.
Wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek to najdziwniejsze godziny w moim życiu. Z jakiej racji on przyszedł po mnie? To jest nienormalne.
-To nie Twój problem. Jedź już.-wysyczałam, przyśpieszając kroku. Ten człowiek mógł przecież być jakimś psychopatą, który zaciągnie mnie do samochodu, wywiezie gdzieś do lasu, zgwałci i zabije.
Nie wiedząc czemu, automatycznie spojrzałam na niego i skrzywiłam się lekko.
-Psychol.-przewróciłam oczami, skręcając w boczną uliczkę. Cieszyłam się, ponieważ ścieżka była za wąska dla samochodów.
-Ana stój!-chłopak wrzasnął wybiegając z samochodu, sekundę później stał tuż obok mnie.
-Odwal się ode mnie, albo zacznę krzyczeć-zagroziłam, jednak nie siliłam się na surowy ton. Chłopak miał już coś powiedzieć, jednak naprzeciwko wyjścia ze skrótu stanął bardzo dobrze mi znany szatyn oparty o swój samochód. Naprawdę się na nich nie znam, jednak wspomniał mi kilka razy o jego Ferrari, więc przypuszczam, że właśnie nim teraz tu jest.
-Jedziesz Ana?-Justina znam od małego. Zawsze uważałam go za kogoś bliskiego mojemu sercu. Traktowałam go jak brata, ponieważ nie raz właśnie tak się zachowywał. Bronił mnie i mówił, że spuści łomot każdemu kto mnie skrzywdził. Jest dobrym człowiekiem, chociaż wiele osób twierdzi inaczej, między innymi moja siostra.
-Nigdzie nie idziesz.-syknął Styles ciągnąc mnie za przed ramię. Spojrzałam przestraszona w jego stronę i zaczęłam się wyrywać.
-Puść mnie Harry, albo zacznę się drzeć!-zagroziłam, tym razem stanowczo i głośno. Spojrzałam ukradkiem w kierunku Justina. Chłopak widząc całe zajście zaczął kroczyć szybko w naszą stronę.
-Ana idziemy stąd.-Harry zaczął mnie ciągnąć w kierunku swojego samochodu. I pewnie gdyby nie obecność Justina tam właśnie bym się teraz znalazła.
-Zostaw ją Styles.-Justin chwycił moją dłoń, na co Harry puścił przedramię. Wtuliłam się w bok szatyna, ocierając łzy, które powstały ze strachu.-Idź słonko do auta.-skinęłam głową i prawie, że biegłam w kierunku auta Bieber'a.
~*~Harry~*~
-Dobrze wiesz, że z Malik'iem nie ma żartów.-zacisnąłem dłonie w pięści. Nie chciałem budzić żadnych scen przy dziewczynie, która pilnie nam się przyglądała.
-Sam się założył.-zaśmiał się głęboko, odwracając się w kierunku samochodu, machając leniwie dziewczynie, jakby chciał pokazać, że wszystko jest pod kontrolą.-Przegrał.-odwrócił się w moją stronę a jego oczy były czarne jak węgiel. Zaśmiałem się, głośno. Jeśli chłopak myśli, że zrobi na mnie wrażenie to jest w błędzie.
-Wykorzystałeś gównianą sztuczkę.-syknąłem przybliżając się do jego ciała.
-Zayn miał wybór. Mógł powiedzieć nie, a mimo tego brnął w zabawę. Przegrał a nagroda jest moja.
-Przecież się z nią przyjaźnisz.-pokręciłem kilka razy głową ze zdumieniem-Ona Ci ufa, a Ty ją chcesz jedynie wykorzystać. Mi na niej nie zależy ale przecież...
-Skoro Ci na niej nie zależy to po co tu jesteś?-zapytał.
-Bo Zayn to mój przyjaciel, a Ana jest dla niego ważna.-jeszcze mocniej zwinąłem dłonie w pięści, powstrzymując się od tego, aby nie zrobić z jego twarzy jesieni średniowiecza.
-No właśnie. To Zayn'owi zależy nie Tobie. Nie mieszaj się Styles bo możesz oberwać. I po co Ci to?-warknął, lekko mnie popychając i odszedł.
Dokładnie widziałem, jak dziewczyna się do niego przytula i jest to szczere, a ten skurwysyn tylko gra.
"Styles to nie Twoja sprawa."
~~*~~
Rozdział pierwszy już za nami, a ja jestem dumna.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba:)
Liczę na komentarze i Wasze opinię!:)
Miłego weekendu
sobota, 20 września 2014
poniedziałek, 8 września 2014
Rozdział 1
Moje palce miarowo uderzały o kolano, a oczy, które kryły się za osłoną z okularów wpatrzone były w krajobraz za przeźroczystą szybą samochodu. Ta sama monotonia każdego dnia. Codziennie jeżdżenie przez jedne i te same ulice, codzienne omijanie tych samych drzew, budynków. Dnia straciły już nazwy, a czas jakby stanął w miejscu i tak było od dwóch lat. Od dnia w, którym straciłam mamę i ojczyma w wypadku samochodowym. Moja siostra Elizabeth miała wtedy zaledwie 20 lat a mimo wszystko zabrała mnie do siebie. Patrzyłam jak wykończona wracała z pracy do domu, jednak, kiedy tylko widziała, że jestem gdzieś blisko, udawała, że jest okej. Kielich goryczy się przelał, kiedy Eli zemdlała wracając do domu. Nie mogłam pozwolić na to, aby takie sytuacje się powtarzały, dlatego na tygodniu zaraz po szkole pracuję w barze. Jest naprawdę bardzo ciężko, ponieważ nie pamiętam, kiedy ostatni raz usiadłyśmy obie na kanapie z kubkiem kawy, jednak wiem, że jestem to winna siostrze, w końcu ona rzuciła szkołę, dla mnie. Mimo, iż chłopak Elizabeth, Zayn Malik, nie raz prosił abyśmy dały sobie pomóc finansowo, ponieważ jak on to twierdzi
"stać go" Liz stanowczo odmawiała, imponując mi jeszcze bardziej.
Z moim biologicznym ojcem nie mam kontaktu, odkąd skończyłam 13 lat, mama nie płakała po nim, znajdując sobie po dwóch miesiącach Ben'a, który dbał o nas jak o własne córki. Naprawdę go polubiłam. Czasami, kiedy idę spać mam wrażenie, że oni są w swoim pokoju i, kiedy wstanę rano, spotkam ich w kuchni. Tak bardzo mi ich brakuje.
-Tak mi przykro Ano, że musisz pracować, kiedy powinnaś jedynie chodzić do szkoły i uczyć się.-Elizabeth zawsze przed tym jak pozwoliła wysiąść mi z samochodu, żegnała mnie jednym i tym samym tekstem.
-Przestań El.- przewróciłam oczami, po czym delikatnie ucałowałam polik siostry.-Ty też powinnaś się uczyć, masz 22 lata.-uśmiechnęłam się smutnie.-Jedziemy na tym samym wózku.-odparłam po czym zamknęłam drzwi od samochodu.
Złapałam serię głębokich oddechów, po czym przejrzałam się w zablokowanym telefonie. Przygryzłam wargę, przekraczając próg baru. Na wejściu zdążyłam wymienić serię przytuleń z Paniami z personelu. Lubiłam je.
-Moja dziecina już jest.-usłyszałam ciepły chichot swojej przełożonej Kate. Kobieta była zawsze miła i wyrozumiała, bo sama straciła trzy lata temu straciła rodziców, poza tym zawsze, kiedy przychodziłam do szpitala zła Kate nalewała mi gorącej herbatki i chowałyśmy się przed wszystkimi w schowku rozmawiając. Uwielbiałam 56-letnią kobietę. Tak bardzo przypominała mi moją mamę. Miały te same błękitne oczy i ten uśmiech, taki troskliwy i szczery.
-Dzień dobry Kate.-posłałam w jej stronę ciepły uśmiech.
-Nie ma dzisiaj Partick'a w pracy, ponieważ źle się czuję, dlatego przejmiesz jego zamówienia.-przeszła od razu do rzeczy.-W dzienniczku pod kasą masz kartkę, na której znajduje się adres, pod który masz dostarczyć kawę.-odparła po czym uśmiechnęła się ciepło i odeszła.
Skinęłam sama do siebie głową, po czym skierowałam się po daną karteczkę. Zdziwiona ujrzałam adres Zayn'a.
Zapakowałam 5 zamówionych kaw w odpowiedni pojemnik i wyszłam. Dom Malik'a znajdował się zaledwie dwie minuty od baru, więc postanowiłam się udać pieszo.
Stanęłam pod drzwiami, jednocześnie starając się ignorować śmiechy, które dobiegały zza nich. Zapukałam kilka razy, po czym przeczesałam włosy palcami.
Drzwi się otworzyły a moim oczom ukazał się blondyn, który głupio szczerzył się sam do siebie.
-Malik zamawiałeś jaką laskę?-zaśmiał się głupio.-Woo i to jeszcze z kawą!-krzyknął odchodząc do drzwi, jednak zostawił je otwarte, jakby chciał mnie zaprosić do środka. Tak też zrobiłam.
-Ana?-usłyszałam znajomy głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam zdziwioną minę Malik'a. zmarszczyłam brwi, po czym rozejrzałam się po pokoju. Poza Zayn'em było w nim czterech chłopców. Cholera, gdyby nie drobne różnice, pomyślałabym, że to bliźniacy.
-Cześć.-uśmiechnęłam się, przybliżając się do chłopaka. Nie powiem, że widok tych chłopców, nie wprawił mnie w zakłopotanie.-Przyniosłam zamówioną kawę.-przygryzłam wargę, poprawiając okulary.
-Em tak, już płace.-wyglądał na zagubionego. Wyciągnął w moim kierunku odpowiednią ilość pieniędzy, po czym odebrał ciepłą kawę.-O, której kończysz?-zapytał.
-O dziewiętnastej a czemu pytasz?
-Elizabeth, nie będzie w stanie po Ciebie przyjechać.-Mulat podrapał się w tył głowy.-Chce ją zabrać na kolacje, czy inne gówna.-przewrócił oczami, rozkładając ręce na boki.
-Nie ma sprawy, przejdę się.-klasnęłam w dłonie. Lubiłam spacerować. Zresztą, kiedy idę wszelkie myśli uderzają do głowy a ja mam chwilę dla siebie.
-Nie ma takiej opcji!-warknął, a jego piwne oczy momentalnie zmieniły się w czarne.-Przyjedzie po Ciebie, któryś z chłopców.-dodał. Kiedy zauważył, że mnie przestraszył jego wzrok drastycznie złagodniał.
-Nie wejdę z żadnym z nich do samochodu, jestem dużą dziewczynką a Ty przestań zachowywać się jak mój brat!-westchnęłam chowając pieniądze do portfela, po czym wyszłam z mieszkania.
Taki właśnie był Zayn, troskliwy i zdecydowanie nadopiekuńczy, jednak kochałam go jak brata i byłam szczęśliwa, że Liz spotykała się z nim. Potrzebowała kogoś, kto będzie dbał o nią, kiedy mnie nie będzie obok.
Wyszłam z podwórka Zayn'a, kierując się prosto do pracy.W przeciągu, kilku chwil jakie miałam do pracy, jedyna myśl jaka sunęła mi się do głowy to kim byli Ci chłopcy? . Znam kolegów Zayn'a w końcu nie raz z nimi przychodził do mnie i Eliz, jednak tych nigdy wcześniej nie widziałam, i szczerze dodam, że nie chciałabym mieć z nimi styczności.
O równej dziewiętnastej wyszłam zamknęłam główne drzwi i z radością odsapnęłam głośno. Byłam tak wykończona, że jedyne o czym marzyłam to sen. Ziewnęłam po czym przetarłam zmęczone oczy.
-Ana jesteś wykończona. Idź już do domu.-jedna z kelnerek o imieniu Eve zaśmiała się spokojnie. Eve miała zaledwie dwadzieścia pięć at, długie rude włosy i piękne zielone oczy i na dodatek chuda, to była cecha, której jej najbardziej zazdrościłam. Była śliczna.
-Przecież miałam Ci pomóc w sprzątaniu.-odpowiedziałam, chociaż w głębi duszy miałam nadzieję, że zacznie mnie przekonywać abym poszła do domu.
-Ana ubieraj się i do domu!-odparła. Uśmiechnęłam się do niej czule, po czym poszłam się przebrać. Odłożyłam uniform jaki miałam nosić w pracy na niewielki wieszak, zakładając grubą bluzę. Koniec sierpnia jest najgorszą porą. Niby jest ciepło, ale kiedy wyjdziesz na dwór nie możesz wytrzymać z zimna.
Pewnie zaczęłam kroczyć w stronę domu, jednak od razu po zakręcie jaki musiałam przekroczyć, zobaczyłam kątem oka, ubraną na czarno postać, która szła za mną.
Czułam się jak w tych tandetnych horrorach i chociaż wmawiałam sobie, że ta postać idzie tak samo z pracy do domu, coś w środku krzyczało abym uciekała jak najdalej od tego człowieka. Już miałam zacząć biec i drzeć się jak głupia, kiedy tajemnicza postać, podeszła do mnie, zdjęła kaptur...
-Zayn Ty idioto!-krzyknęłam, kiedy uśmiechnięty Mulat podbiegł do mnie.-Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś!-krzyknęłam uderzając go w ramię. Przygryzłam wargę zdając sobie sprawę, że pierwszy raz od naprawdę długiego okresu czasu na kogoś krzyknęłam.
-Wybacz.-Zayn uśmiechnął się w sposób łagodny i delikatny, co naprawdę mnie urzekło.
-Dlaczego mnie śledzisz?-spytałam wracając znowu do cichego tonu.-Znam drogę do domu.-spojrzałam na swoje trampki. Buty były naprawdę znoszone i na dodatek brudne, ale nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek samolubne wydatki.
-Skoro nie chciałaś wracać do domu z żadnym z moich kolegów, to pofatygowałem się osobiście, aby odprowadzić Cię do domu.-zaśmiał się jak młody chłopiec, po czym ukłonił się tak jak to było kiedyś. Naprawdę nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zayn wyglądał tak pięknie i młodo. No cóż mieć 21 lat to nie starczy wiek. Mimo wszystko zazdrościłam Elizabeth takiego chłopaka.
-Zepsułam Waszą randkę?-zapytałam spuszczając wzrok. Dopiero teraz doszło do mnie, że zepsułam coś na co Elizabeth czekała dużo czasu.
-Nie, nie, nie!-zaprzeczył stanowczo obejmując mnie ramieniem.-Po prostu zmieniłem godziny, więc spokojnie.-ucałował moje skronie jak typowy straszy brat.
-To dobrze.-odparłam, chociaż mimo wszystko nadal czułam, że to moja wina.
-Anabel'o czym mam przełożyć Cię przez kolano i wybić Ci siłą poczucie winy!-stanął przede mną, w ten sposób zatrzymując.
-Jak byś mnie nie znał.-przewróciłam oczami.
Chłopak chwycił mocno moje ramiona i lekko potrząsnął. Zakręciło mi się w głowie, więc w razie gdyby chwyciłam jego dłoni.
-Jesteś jak moja młodsza siostra i boli mnie to, że nadal rozdrapujesz stare rany.-spojrzałam na niego mrużąc z lekka oczy.
-Ściskasz mi ramię Zayn.-odparłam. Chłopak wypuścił mnie z metalowego uścisku, więc zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce.
-Przepraszam.-zaskomlał. Uśmiechnęłam się ciepło, podchodząc do niego jak najbliżej po czym jedynie się przytuliłam.-Dziękuję Ci za wszystko Zayn'nie. Za wszystko.-zaciągnęła się jego perfumami, po czym odkleiłam się od chłopaka i zaczęłam kierować się w stronę domu.
Chłopak momentalnie dotrzymał mi kroku, jednak tym razem, żadne z nas się nie odezwało, do chwili, kiedy od stronki krawężnika obok, której szłam ja nie zatrzymał się czarny samochód. Zayn momentalnie schował mnie za siebie, co naprawdę mnie zdziwiło. Chciałam wyjść zza niego, jednak chłopak stanowczym i mocnym ruchem z powrotem umieścił mnie za sobą.
-Z-Zayn?-wyjąkałam, przerażona. Nie wiedziałam co się działo i ta chora dawka tajemnicy wywołała strach.
-Cicho.-syknął. Nie chciałam się kłócić więc jedynie przystałam na jego "prośbę".
Okna samochodu rozsunęły się a za nich ujrzałam dość długie brąz pokręcone włosy, a obok nich blond.
-Styles skurwysynie!-Zayn krzyknął, na co zadrżałam.
-Wybacz stary.-brunet zaśmiał się głęboko. Najwidoczniej ta cała sytuacja go bawiła.
"Głupi kutas!" krzyknęłam podświadomie. Chłopak nazwany Styles'em nawet nie zdawał sobie sprawy jak mnie wystraszył.
-Na chuj tu jesteś?-przekleństwa jakie wydostawały się z ust Zayn'a zdziwiły mnie. Chłopak nigdy tyle nie przeklinał. No chyba, że go Eliz wkurzyła.
-Tu nie chodzi o mnie a raczej o Twojego przyjaciela Justin'a.-zaśmiał się zimnie.
Zayn zaczął ciągnąc się za włosy, jednak po chwili swój wzrok skierował w moją stronę.
-Posłuchaj mnie siostrzyczko.-odparł i puścił do mnie oko.-Muszę jechać z Horan'em, to ten blondyn.-wzrok skierowałam w kierunku samochodu i dopiero teraz do mnie doszło, że to są Ci koledzy z domu Zayn'a. O kurwa.
"Spierdalaj stąd Ana! Uciekaj, słyszysz?!"
Moja podświadomość właśnie teraz pakowała walizki i chciała uciekać, jednak jakby czekała na mnie.
-Zayn, ja dam sobie radę.-szepnęłam wprost do chłopaka. Nie chciałam aby, któryś z nich mnie słyszał.
-Ana proszę Cię raz!-syknął, jednak tylko do mnie.-Nie komplikuj rzeczy, które i tak już wymykają mi się spod kontroli. Po prostu Harry odprowadzi Cię do domu i tyle.-odsapnął głośno.
-Boję się.-powiedziałam zgodnie z prawdą przygryzając wargę. Chłopak jakby odpuścił gniew i spojrzał na mnie z tym uroczym uśmiechem. Jego palec zahaczył o mój pod brudek podnosząc go do góry.
-Hej!-puścił oko.-Jeśli tylko Cię tknie jedynym palcem, straci całą rękę...no i jaja.-zaśmiał się głęboko na co mu zawtórowałam.
-Dobrze, ale wracaj szybko.
-Wrócę jak najszybciej. I proszę przekaż Elizabeth, że wynagrodzę jej to, dobrze?
-Jasne.-uśmiechnęłam się, jednak cały czas nerwowo zeskrobywałam lakier z paznokci.
-Harry, odprowadź Ane do domu.-chłopak skinął, jednak, kiedy wysiadł duża ręka Zayn'a go zatrzymała-Bez żadnych wybryków Styles!-warknął do niego. Ten się jedynie zaśmiał, jakby miał gdzieś słowa Zayn'a.
-Tak jest szef. Uciekaj już bo Justin czeka.-zaśmiał się głęboko.-No raz raz.-powtórzył, kiedy Mulat patrzył na mnie, po chwili jednak skinął głową, wsiadł do samochodu wraz z blondynem i odjechał.
Chłodny zielony wzrok bruneta padł momentalnie na moją osobę.
-Cześć, jestem Harry, a Ty jak mniemam to Anabel.-uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach.
Ja pierdole...
~~*~~
Okej jak widzicie pierwszy rozdział już za nami i z góry przepraszam, że musieliście na niego tyle czekać.
Dziękuję Wam za komentarze i obserwacje, i standardowo zapraszam do komentowania 1 rozdziału:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)