Pakuję zeszyt z ławki do czarnej torby, po czym wychodzę z klasy i całkowicie ze szkoły.
Dzisiejszy dzień był chyba najbardziej trudnym, nie tym który zawierał w swoim całokształcie ogarniający mnie ból albo rozpacz ale trudność jaką musiałam podjąć. Dzisiaj oficjalnie zakończyłam pracować w małym (choć tak właściwie to już nie) barze, który niegdyś dawał mi ogrom szczęścia.
Zechciałam odejść głównie przez drastyczne zmiany, którymi Kate się kierowała. Zniknęły małe różowe serwetki ze stołów, nie ma tych słodkich zapachów w łazience a kelnerki mają ździrowate stroje. Panuje zła i ponura alkoholowa atmosfera, w której nie chce pracować. Oczywiście nie odważyłabym się zrezygnować osobiście, dlatego napisałam wiadomość do Kate, która nawet nie raczyła odpisać głupią kropką. Jej obojętność lekko mną wstrząsnęła zważywszy na fakt, że to ona była moją podporą podczas tych ciężkich dni, po śmierci rodziców i choć nasze drogi się rozejdą, będę jej za to wszystko dozgonnie wdzięczna.
Sprawy z Harrym nie mają się tak prosto jak złożenie wymówienia z pracy. Nie mogę napisać mu wiadomości, w której poskarżę się na jego paskudne zachowania. Rozumując, to oczywiście, że mogę to zrobić, jednak po co?
Nasz ostatni pocałunek w mojej głowie został zinterpretowany jakoby Harry chciał mnie przetestować, zobaczyć czy mu ulegnę - uległam. Sama jestem sobie winna. Od danego incydentu minęły dwa tygodnie. Chłopak pojawiał się w domu sporadycznie, ignorując moje spojrzenia, pytania oraz prośby o rozmowę Anne. Był nieobecny, jakby ktoś rzucił na niego zły urok, albo walnął w łeb.
Drastycznym posunięciem było również wyznanie prawdy Anne. Choć dość ciężko było wykrztusić z siebie całą prawdę, z każdym najdrobniejszym szczegółem, wiedziałam, że kobieta na to zasługuje a ja chciałam w końcu móc patrzeć spokojnie w lustro, bez zbędnych wyrzutów sumienia. Reakcją kobiety był jedynie śmiech i komentarz "Myślisz słodziutka, że nie wiedziałam?" Jedyne co wtedy czułam to ulga. Oczywiście poinformowałam kobietę o możliwości wyprowadzki się, jednak ta surowo zaprzeczyła mówiąc, że jej dom to mój dom.
Idąc za radą Anne postanowiłam, że dzisiaj dokonam konfrontacji z Elizabeth. Po długich, męczących rozmowach, pełnych łez, krzyków i opowiadań, zrozumiałam, że nie uniknę nieuniknionego. I choć próby ignorowania jej szły dobrze, musiała dzwonić na telefon Anne i rozmawiać o mnie. Czułam się głupio a ona znowu wtrącała się w coś czego jej nie dotyczy. Oczywistym jest fakt, że nie zamierzam wbiec jej w ramiona i błagać o przebaczenie za ucieczkę z domu, co więcej nie zamierzam przyjąć jej przeprosin. Chce wejść do domu, zabrać resztę ciuchów oraz książek i wyjść. To byłoby zbyt proste gdybym tak po prostu jej wybaczyła. Chociaż nadal w moim ciele są wyrzuty w jej stronę i chęć mordu, tęsknie za nią. Kocham ją mimo wszystko, w końcu jest moją siostrą.
Czułam zawód w stosunku co do Justin'a. Odkąd został pobity, nie odzywał się do mnie ani słowem. Nie dostałam wiadomości, nagrań na poczcie a kiedy pytałam jego mamy podczas wypadu do sklepu, jak się miewa i czy wspomina o mnie, ta mętnie przeczyła głową i uśmiechała się smutnie. To łamało mi i tak poharatane serce.
Przekraczam furtkę i dopiero teraz mogę poczuć jak bardzo jestem zdenerwowana. Moje dłonie zaczynają się pocić na taką skalę, że spokojnie napełniłabym litrową butelkę, a serce wali jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Sama nie rozumiem swojego zdenerwowania, w końcu nie ma mnie w domu zaledwie miesiąc. To głupie.
Pukam do drzwi, nie będąc zupełnie pewna co powinnam zrobić, i kiedy przez następne kilka sekund nikt nie otwiera, chce po prostu uciec i tłumaczyć się brakiem mieszkańców. I wszystko nagle pryska, kiedy drzwi boleśnie powoli otwierają się a ja mogę zobaczyć osobę Zayn'a. Gula staje mi w gardle i nie pozwala przełknąć śliny, której pełno w ustach. Zauważam tyle zmian w tym człowieku. Jego włosy są ścięte praktycznie na zero, twarz wyszczuplała jakby ten nie jadł od mojego odejścia. Spojrzenie miał nie tak lśniące i pełne szczęśliwych iskierek, było ponure i mętne jak brudna woda w pobliskim stawie. Wyglądał jak nie Zayn.
-Ana.-szepce a ja jedynie skinam głową, nie mogąc się odezwać. Mija długa chwila zanim zbieram w sobie odpowiednią ilość siły, aby przemówić.
-Otóż to, nie będę zawracać Wam głowy, po prostu przyszłam po resztę moich rzeczy, które niepotrzebnie zajmują miejsce.-chłopak odsuwa się od drzwi, tym gestem zapraszając mnie do środka. Niepewnie przekraczam próg, aby zauważyć resztę osób, których nie widziałam tak długo, siedzących w salonie i grających w karty, przy otwartych piwach. Moje serce drży jakby było zdziwione faktem, że nie opłakują mojego odejścia, bo tego w końcu oczekuje osoba, która ucieka w domu. Liczy, że rodzina opłakuje jej odejście, że płaczą po nocach nie mogąc pogodzić się z tak ogromną stratą. I chyba uczucie rozczarowania podnieciło ogień, który we mnie drzemał od wielu, wielu tygodni. Wściekła zaciskam pięści i nie obdarowując ich choćby najmniejszym spojrzeniem, wbiegam na górę, gdzie niegdyś był mój pokój. Otwieram drzwi, trzaskając nimi, tak aby nie zapomnieli, że tu jestem. Otwieram torbę, którą wzięłam ze sobą, wrzucając do niej resztki ciuchów, które zajmują im miejsce. Jestem pewna, że ten pokój wynajmą jakiejś osobie, która nie będzie w ogóle znała jego historii. Wchodzę do łazienki, biorąc z niej swoje perfumy, które jak całą resztę, wrzucam do walizki. Odwracam się gwałtownie i przykucam przy swoim łóżku, spod którego wyciągam małą drewnianą szkatułkę, z czerwoną wstążką przewiązaną przez środek, która miała na celu powstrzymanie intruza przed otwarciem. Nie oceniam siebie, gdy wymyślałam to zamknięcie miałam dziesięć lat. Otwieram szkatułkę, wyciągając z niej całą zawartość, której nawet teraz nie chce przeglądać i jak wszystko, pakuję do torby, tyle, że bardziej ostrożnie. Zasuwam torbę i już mam zamiar wychodzić, kiedy drzwi się otwierają a w nich spotykam osobę, której nie chciałam już nigdy więcej spotkać. Nie czuję lęku jak wcześniej, nie pocą mi się dłonie a serce ma normalny rytm. Nie wiem na co liczyłam, ale na pewno efekt jest niezadowalający, wydaje mi się, że Elizabeth nie jest równie dumna. Nie tłumaczę jej celu w jakim tu jestem, jedynie chwytam torbę i kieruję się w stronę wyjścia z pokoju. Nie daję rady z niego zupełnie wyjść, kiedy jej drobna dłoń z jasnymi paznokciami chwyta moje przedramię.
-Porozmawiamy?-upuszczam bagaż i skinam głową. Obiecałam Anne jedną rozmowę z siostrą, ale na tym się skończy.
Zajmuję miejsce na łóżku i wgapiam się w blondynkę, chcąc aby ta rozmowa się skończyła.
-Tak bardzo Cię przepraszam za każde słowo, które wtedy opuściło moje usta. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo mi Cię brakuje i jak bardzo jest mi wstyd. Wiem, że nie przebaczysz mi szybko, ale wiedz, że wcale nie sądzę, że powinnaś wtedy być z rodzicami. Jesteś moją małą siostrą, którą kocham ponad życie a w momencie, w którym z Tobą rozmawiałam, ogarnął mnie szał bo widziałam Cię z Justin'em, uderzyłam w Twój najsłabszy punkt, bo wiedziałam, że Cię zaboli, ale nie sądziłam, że ja odczuję to wszystko bardziej niż Ty, chociaż zasługuję na to. Anabel, kocham Cię najbardziej na świecie i boli mnie, kiedy nie ma Cię blisko, kiedy nie ma Cię w domu. Martwię się codziennie czy nikt nie sprawia Ci krzywdy i czy ubierasz się dobrze, albo nie zadajesz ze złymi ludźmi. Codziennie zastanawiam się czy wszystko z Tobą okej, czy uczysz się dobrze i czy w pracy jest dobrze. Moje myśli krążą wokół Ciebie cały czas. Każdy z nas za Tobą tęskni. Proszę, proszę postaraj się mi wybaczyć.-ostatnie zdanie szepce, jakby wstydziła się mówić je na głos. Wzdycham głęboko przyswajając ponownie jej wypowiedź. I choć powinnam okazać się większym uparciem to nie mogę nie wybaczyć. W końcu El poświęciła dla mnie wiele a ja z początku nie byłam idealna. Robiłam, mówiłam wiele złych rzeczy a ona za każdym razem mi wybaczała. Chce móc być taką samą.
-Wybaczam Ci.-odpowiadam pewnie, jednocześnie wstając.-Wybaczam, ale nie zapominam.-dopowiadam. Kieruję się w stronę torby, którą przekładam przez ramię.-Mimo wszystko nadal chce mieszkać z Anne, czuje się tam dobrze.-Elizabeth wzdycha ale przytakuje.-Mogę przyjść jutro?
-T-tak, oczywiście! Byłoby świetnie!-piszczy i przytula się do mnie. Trzymam ręce puszczone, jednak czując się lepiej, owijam ręce wokół jej ciała. Odsuwamy się od siebie, kierując się w dół.
-Cholerny gówniarz! Mówił, że będzie o 23 a jest już po dwunastej! Przysięgam, że jak mu coś się stało to nakopię mu do dupy!-Anne macha rękami krzątając się po salonie. Siedzimy tutaj od 23 czekając na Harrego. Osobiście chciałabym iść spać, jednak myśl o pozostawieniu kobiety samej, nie podoba mi się. Chce aby wiedziała, że ma wsparcie we mnie, kiedy jej syn baluje pieprząc kolejne laski.
Małe ukłucie zazdrości rodzi się w moim ciele. Nie jestem pewna skąd ono się wywodzi, ale nie czuję satysfakcji.
Mijają kolejne minuty, kiedy drzwi otwierają się z trzaskiem a w nich stoi Harry i ku naszemu zaskoczeniu jest kompletnie trzeźwy i Anne szepnęła do mnie, że ma zamiar mu odpuścić, jednak jej zdanie zmieniło się diametralnie szybko na widok pięknej blondynki, która trzyma się mocno ramienia Harrego. Widać, że ona nie oszczędzała na alkoholu.
Chłopak podchodzi do nas i każe usiąść dziewczynie na sofie, nawet nie mówiąc jej imienia. Zawijam usta w wąską linijkę, czekając na to, aż gniew przekroczy pewną linię.
-Masz zamiar wyjaśnić mi co to ma do cholery znaczyć, czy będziesz tak stał?-kobieta krzyczy wskazując palcem a to na chłopaka a to na dziewczynę.
-Nic się nie dzieje, przestań dramatyzować!-podnosi głos na kobietę na co wstaję. Nie mogę słuchać jak krzyczy na własną matkę, która powinna spać, w końcu ma jutro pracę, a tymczasem czeka na tego gnojka.
-Nie odzywaj się tak do matki!-krzyczę.-Siedzimy tutaj czekając aż raczysz przyjść, albo napisać wiadomość, abyśmy wiedziały, że nic Ci nie jest a Ty zachowujesz się jak bezczelny gówniarz!
-Słucham? Myślisz, że możesz być w moim domu i mówić do mnie w ten sposób?-przełykam ślinę, nie mogąc się nadziwić jakim kretynem on jest.
-Hola, hola. To nie jest Twój dom tylko mój, a Ty jesteś bardzo niegrzeczny Harry.
-Mamo proszę Cię, chce iść z..nią.-wywracam oczami na jego idiotyzm.-do pokoju i dobrze się bawić.
-Jesteś chory Harry, myślisz, że możesz brać dziewczyny do pokoju i traktować jak zabawki do wyładowania Twojego testosteronu. To jest straszne.-mówię. Zauważam, że Anne, pomaga dziewczynie położyć się na kanapie i przykrywa ją kocem.
-Wiesz co? Gdyby nie fakt, że sama pewnie wepchałabyś mi się do łóżka, to bym się przejął. Nie pamiętam, aby całowanie ze mną Ci przeszkadzało.
-Pocałunek mi nie przeszkadza, ale fakt, że dla Ciebie jest on równoznaczny co podanie ręki a dla mnie to coś więcej.-chłopak prycha śmiechem i łapię się za czoło.
-Czyli co? Mam Ci się teraz oświadczyć, zrobić trójkę dzieci i będziemy żyć razem? Jesteś głupia.
-Jeśli bycie głupim to traktowanie ludzi z należytym szacunkiem i byciem w porządku dla kogoś kto na to nie zasługuje to jestem strasznie głupia. Jestem głupia bo widzę w Tobie kogoś dobrego a sprawiasz mi tyle przykrości, widzę w Tobie przystojnego uzdolnionego człowieka, który zakrywa się byciem nieczułym kretynem, ale wiem, że taki nie jesteś.-podśmiechuje się lekko.-Albo jesteś? A ja jestem za głupia aby przejrzeć na oczy.-mamroczę i nie powstrzymując łez, wchodzę na górę. Wiem, że Anne była światkiem wszystkiego i wstyd mi za swój wybuch ale nie potrafię poradzić nic na fakt, że Harry krzywdzi mnie cały czas a ja cały czas widzę w nim dobro, które czeka na odkrycie.
~~*~~
Przepraszam za spóźnienie z rozdziałem, ale rozleniwienie dało siwe znaki.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba a Wy będziecie komentować, bo o daje wielką motywację.
Dziękuję za zeszłe komentarze i wsparcie.
Kocham Was mocno.
-Porozmawiamy?-upuszczam bagaż i skinam głową. Obiecałam Anne jedną rozmowę z siostrą, ale na tym się skończy.
Zajmuję miejsce na łóżku i wgapiam się w blondynkę, chcąc aby ta rozmowa się skończyła.
-Tak bardzo Cię przepraszam za każde słowo, które wtedy opuściło moje usta. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo mi Cię brakuje i jak bardzo jest mi wstyd. Wiem, że nie przebaczysz mi szybko, ale wiedz, że wcale nie sądzę, że powinnaś wtedy być z rodzicami. Jesteś moją małą siostrą, którą kocham ponad życie a w momencie, w którym z Tobą rozmawiałam, ogarnął mnie szał bo widziałam Cię z Justin'em, uderzyłam w Twój najsłabszy punkt, bo wiedziałam, że Cię zaboli, ale nie sądziłam, że ja odczuję to wszystko bardziej niż Ty, chociaż zasługuję na to. Anabel, kocham Cię najbardziej na świecie i boli mnie, kiedy nie ma Cię blisko, kiedy nie ma Cię w domu. Martwię się codziennie czy nikt nie sprawia Ci krzywdy i czy ubierasz się dobrze, albo nie zadajesz ze złymi ludźmi. Codziennie zastanawiam się czy wszystko z Tobą okej, czy uczysz się dobrze i czy w pracy jest dobrze. Moje myśli krążą wokół Ciebie cały czas. Każdy z nas za Tobą tęskni. Proszę, proszę postaraj się mi wybaczyć.-ostatnie zdanie szepce, jakby wstydziła się mówić je na głos. Wzdycham głęboko przyswajając ponownie jej wypowiedź. I choć powinnam okazać się większym uparciem to nie mogę nie wybaczyć. W końcu El poświęciła dla mnie wiele a ja z początku nie byłam idealna. Robiłam, mówiłam wiele złych rzeczy a ona za każdym razem mi wybaczała. Chce móc być taką samą.
-Wybaczam Ci.-odpowiadam pewnie, jednocześnie wstając.-Wybaczam, ale nie zapominam.-dopowiadam. Kieruję się w stronę torby, którą przekładam przez ramię.-Mimo wszystko nadal chce mieszkać z Anne, czuje się tam dobrze.-Elizabeth wzdycha ale przytakuje.-Mogę przyjść jutro?
-T-tak, oczywiście! Byłoby świetnie!-piszczy i przytula się do mnie. Trzymam ręce puszczone, jednak czując się lepiej, owijam ręce wokół jej ciała. Odsuwamy się od siebie, kierując się w dół.
-Cholerny gówniarz! Mówił, że będzie o 23 a jest już po dwunastej! Przysięgam, że jak mu coś się stało to nakopię mu do dupy!-Anne macha rękami krzątając się po salonie. Siedzimy tutaj od 23 czekając na Harrego. Osobiście chciałabym iść spać, jednak myśl o pozostawieniu kobiety samej, nie podoba mi się. Chce aby wiedziała, że ma wsparcie we mnie, kiedy jej syn baluje pieprząc kolejne laski.
Małe ukłucie zazdrości rodzi się w moim ciele. Nie jestem pewna skąd ono się wywodzi, ale nie czuję satysfakcji.
Mijają kolejne minuty, kiedy drzwi otwierają się z trzaskiem a w nich stoi Harry i ku naszemu zaskoczeniu jest kompletnie trzeźwy i Anne szepnęła do mnie, że ma zamiar mu odpuścić, jednak jej zdanie zmieniło się diametralnie szybko na widok pięknej blondynki, która trzyma się mocno ramienia Harrego. Widać, że ona nie oszczędzała na alkoholu.
Chłopak podchodzi do nas i każe usiąść dziewczynie na sofie, nawet nie mówiąc jej imienia. Zawijam usta w wąską linijkę, czekając na to, aż gniew przekroczy pewną linię.
-Masz zamiar wyjaśnić mi co to ma do cholery znaczyć, czy będziesz tak stał?-kobieta krzyczy wskazując palcem a to na chłopaka a to na dziewczynę.
-Nic się nie dzieje, przestań dramatyzować!-podnosi głos na kobietę na co wstaję. Nie mogę słuchać jak krzyczy na własną matkę, która powinna spać, w końcu ma jutro pracę, a tymczasem czeka na tego gnojka.
-Nie odzywaj się tak do matki!-krzyczę.-Siedzimy tutaj czekając aż raczysz przyjść, albo napisać wiadomość, abyśmy wiedziały, że nic Ci nie jest a Ty zachowujesz się jak bezczelny gówniarz!
-Słucham? Myślisz, że możesz być w moim domu i mówić do mnie w ten sposób?-przełykam ślinę, nie mogąc się nadziwić jakim kretynem on jest.
-Hola, hola. To nie jest Twój dom tylko mój, a Ty jesteś bardzo niegrzeczny Harry.
-Mamo proszę Cię, chce iść z..nią.-wywracam oczami na jego idiotyzm.-do pokoju i dobrze się bawić.
-Jesteś chory Harry, myślisz, że możesz brać dziewczyny do pokoju i traktować jak zabawki do wyładowania Twojego testosteronu. To jest straszne.-mówię. Zauważam, że Anne, pomaga dziewczynie położyć się na kanapie i przykrywa ją kocem.
-Wiesz co? Gdyby nie fakt, że sama pewnie wepchałabyś mi się do łóżka, to bym się przejął. Nie pamiętam, aby całowanie ze mną Ci przeszkadzało.
-Pocałunek mi nie przeszkadza, ale fakt, że dla Ciebie jest on równoznaczny co podanie ręki a dla mnie to coś więcej.-chłopak prycha śmiechem i łapię się za czoło.
-Czyli co? Mam Ci się teraz oświadczyć, zrobić trójkę dzieci i będziemy żyć razem? Jesteś głupia.
-Jeśli bycie głupim to traktowanie ludzi z należytym szacunkiem i byciem w porządku dla kogoś kto na to nie zasługuje to jestem strasznie głupia. Jestem głupia bo widzę w Tobie kogoś dobrego a sprawiasz mi tyle przykrości, widzę w Tobie przystojnego uzdolnionego człowieka, który zakrywa się byciem nieczułym kretynem, ale wiem, że taki nie jesteś.-podśmiechuje się lekko.-Albo jesteś? A ja jestem za głupia aby przejrzeć na oczy.-mamroczę i nie powstrzymując łez, wchodzę na górę. Wiem, że Anne była światkiem wszystkiego i wstyd mi za swój wybuch ale nie potrafię poradzić nic na fakt, że Harry krzywdzi mnie cały czas a ja cały czas widzę w nim dobro, które czeka na odkrycie.
~~*~~
Przepraszam za spóźnienie z rozdziałem, ale rozleniwienie dało siwe znaki.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba a Wy będziecie komentować, bo o daje wielką motywację.
Dziękuję za zeszłe komentarze i wsparcie.
Kocham Was mocno.