środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 11


             Zawieszam torbę na ramię i zbiegam po schodach jak najszybciej wiedząc, że auto Justin'a czeka na mnie na zewnątrz. Zakładam kurtkę, buty i nie mówiąc nic na pożegnanie wybiegam z domu. Chociaż wczorajsza sytuacja sprawiła, że musiałam porozmawiać kilka godzin z Elizabeth, nie mam zamiaru chować się jak tchórz, bojąc się zrobić krok poza mury mieszkania. Poza tym nie oszukujmy się, moje życie nie jest tym, które ma Danielle, czy ktokolwiek ze szkolnej elity, dlatego nie chce być przez ich zatroskanie bardziej odizolowana od ludzkości, niż jestem teraz.
Okej, może wczorajsze wyjście nie było moim najlepszym pomysłem, ale nie mogę siedzieć ciągle pod kloszem, jak jakaś pieprzona szklana laleczka. Będę wychodzić, ale nie kiedy na zewnątrz panują egipskie ciemności.
Zapinam pasy w momencie, w którym auto Justina rusza z zawrotną prędkością, nie patrząc na mnie choćby przez jedną sekundę. Marszczę brwi dopinając kurtkę pod szyję, kiedy jego smukłe palce lewej dłoni szukają czegoś w czarnym płaszczu. Wiem, że chodzi mu o papierosa, więc automatycznie otwieram okno, po czym ponownie patrzę na bruneta. Nasza relacja jest niestabilna, jak wszystko ostatnim czasem. Dał ciała zostawiając mnie bez odpowiedzi kilka dni wcześniej, jednak ja chcę omówić tę sprawę, a on unika mojego wzroku ilekroć patrzę w jego stronę. Krzywię usta i kręcę z dezaprobatą głową, nie mając siły na ciągłe przekonywanie go do rozmowy. Kiedy zechce to wie gdzie mnie szukać, ja mam czas.
Opieram głowę o szybę obserwując obiekty, które mamy okazję mijać. Kilka osób z plecakami, jakaś pani z pudlem, pijak, który nie wiem jakim cudem dał radę się upić, jest cholerna 7:30!
-Czujesz się lepiej?-odrywam swoje puste spojrzenie od krajobrazu, po to aby spojrzeć na Bieber'a. Jego dłonie owijają kierownice, a szczęka jest zaciśnięta tak mocno, że przez chwilę martwię się o to, aby nie pękła. Skinam od niechcenia głową i kiedy chce wrócić ponownie do stanu osłupienia, on na moment położył swoją dużą dłoń na moim kolanie, gładząc je lekko. Marszczę brwi i patrzę najpierw na jego dłoń a później na samego chłopaka. Widząc, że czuje się niezręcznie zabiera ją szybko, pozostawiając po sobie jedynie zimny podmuch.
Samochód zatrzymuję się na szkolnym parkingu, ale ja nie śpieszę się z wyjściem. Odpinam najwolniej jak umiem pasy, dając czas brunetowi do rozpoczęcia rozmowy i błagania mnie o litość, ale nic takiego nie robi, więc w oburzeniu wyskakuje z auta i nie czekając na Justin'a wchodzę do szkoły.
Otwieram szafkę wpisując kod i wrzucam do środka kurtkę, zmieniając od razu buty. Moje ręce trzęsą się z zimna jak również z rozczarowania jakie płynęło w moich żyłach w zamian za krew. Ten idiota pytał jak się czuje, ale jak śmiał w ogóle o to zapytać, wiedząc, że czuję się jak gówno, dzięki temu, że mnie wystawił. Tak się nie robi.
Ponownie zawieszam torbę na ramię i odchodzę w kierunku klasy w której mam lekcję. Na całe nieszczęście muszę ominąć głównego bohatera moich dotychczasowych myśli, który obściskuje się z jakąś nieznaną mi dotąd dziewczyną. Kręcę jedynie głową, nie darząc dwójki choćby dwu sekundowym spojrzeniem.
Siadam na drewnianej ławeczce pod salą numer 28C czekając na kogokolwiek z kim chodzę na zajęcia, jednak na marne. Marszczę brwi, kiedy jest dziesięć minut po dzwonku, a ani nauczyciela ani uczniów nie ma. Zwijam dłonie w pięści, czując lekkie poczucie strachu. Kieruję się w stronę ogłoszeń i dopiero, kiedy zauważam białą kartkę na której są informacje odnośnie mojej klasy, odnajduje sensowne wytłumaczenie.

"Klasa druga, dnia 15.10.2015 roku (wtorek) za zgodą dyrekcji szkolnej zostaje zwolniona z zajęć lekcyjnych na rzecz wyjścia do muzeum sztuki. Nauczyciele nadzorujący..."

Nie obchodziła mnie reszta, dlatego klnąc w myślach zbliżam się do szafki przebierając się. Nie wiem co mam dalej zrobić, bo jeśli wrócę do domu Elizabeth mnie zabije, za brak doinformowania się, a do pracy wracam dopiero w przyszłym tygodniu. Warczę sama na siebie wychodząc ze szkoły.
-Ana? A Ty gdzie idziesz?-odwracam się za siebie, jednocześnie strzelając sobie w myślach z liścia. Jak mogłam być tak bezmyślna sądząc, że wyjdę ze szkoły nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
-Nie wiem jeszcze, nie mam zajęć bo nie wiedziałam, że wychodzimy do muzeum.-wzruszam ramionami przyglądając się jak wyraz twarzy Bieber'a zmienia się. Najpierw stara się wyczuć kłamstwo, później jest zdziwiony a na samym końcu uśmiecha się i mówi, że w takim razie on również się zerwie i pójdziemy do niego. Przystaję na prośbę, bo i tak nie miałabym nic innego do roboty niż szwendanie się po mieście.
Jedziemy w ciszy i to jest tym czego potrzebuje. Muszę odstąpić od myśli, oczyścić swój umysł, bo jeśli tego nie zrobię ciało Justina zostanie odnalezione w pobliskiej rzece z wydrapanymi oczami.
-Tylko nie przeraź się, jest u mnie paru kumpli.-mówi na co spoglądam w jego stronę. Widzę jak jego prawe oko zaczyna drgać a nos marszczy się dwa razy, jednak dopiero kiedy jego lewe kolano zaczęło podrygiwać wiedziałam, że to wszystko to była manipulacja. On wiedział, że mojej klasy nie było dzisiaj w szkole, wiedział wszystko a mimo to kłamał.
-Jesteś pieprzonym kłamcą Justin!-krzyczę jednocześnie rozpinając pasy.
-Proszę Cię Ana, musisz mnie wysłuchać a nie krzyczeć..
-Nie mów mi co mam kurwa robić!-krzyczę machając rękami jak wariatka.-W tej chwili masz mnie wysadzić, albo nie. Chce abyś mnie odwiózł do szkoły!-chłopak zatrzymuje się na poboczu, jednak w momencie, w którym chce otworzyć drzwi, on wciska jakiś guzik, blokując je.
Otwieram szeroko oczy i zaciskam dłonie w pięści, bojąc się, że mogę sprawić mu krzywdę.
-Pozwól mi..
-Odblokuj te drzwi w tej kurwa chwili!
-Posłuchaj mnie!-odpowiada krzykiem na co uspokajam się na moment. Nie słyszałam aby Justin kiedykolwiek tak się wydarł. Wzięłam głęboki oddech i przystałam na jego.-Dowiedziałem się o wyjściu Twojej klasy z pieprzonych ogłoszeń, a o tym, żeby do mnie przyszli poinformowałem ich wiadomością.-czuję wstyd, policzki zaczynają mnie piec a usta tworzą literkę "o". Przepraszam go cicho na co uśmiecha się i całuje mój policzek, jednocześnie odpalając auto.
Zatrzymujemy się na podjeździe. Wyskakuję szybko z samochodu, jednak tym razem czekam na chłopaka. Razem przekroczyliśmy próg mieszkania, które dudniło od mocnej muzyki. Chwytam ramię Justin'a ostrzegając o tym, aby mnie nie zostawiał na co chłopak jedynie przytakuję śmiejąc się, jednocześnie nakazując, abym nie ściągała butów ani kurtki. Razem weszliśmy do salonu, w którym było około 25 osób. Wszędzie były rozłożone niebieskie kubeczki, na dużej ławie pod telewizorem, który był większy niż moje pieprzone łóżko, było kilka butelek wódki. Na ziemi zauważyłam masę skrzynek z piwem a na samym ich szczycie był woreczek napełniony zielonym gównem, które paliłam zeszłym razem.
-Siema Bieber! Kto jest Twoją dzisiejszą towarzyszką?-smród jaki wydostawał się za każdym razem, kiedy blondyn otwierał usta był tak okropny, że musiałam zakryć nos. Nie chciałam sprawić mu przykrości, chciałam jedynie nie zwymiotować na piękny biały dywan.
-Uspokój się Jai.-ostrzega śmierdziela.-To jest Ana, moja przyjaciółka i jeśli choćby Twój paznokieć dotknie końca jej włosa, dostaniesz tak w pysk, że jedyne o czym będziesz myślał to wprawienie jedynek.-dociska mnie do swojego boku, łącząc nasze dłonie, dając mi w ten sposób poczucie bezpieczeństwa i uczucie spokoju.-Masz ochotę napić się czegoś skarbie?-szepce do mojego ucha. Kilka myśli przetacza się przez moją głowę. Jest godzina 8:30 i mam zamieniać się w pijaka pijąc o tej godzinie?-Tylko jeden kubek.-jego oddech uderza o moją szyję na co muszę przymknąć oczy. Szyja to najwrażliwszy punkt w moim ciele, stąd ta reakcja. Skinam głową i od razu w mojej ręce ląduje kubek. Przechylam go odchodząc kawałek od Justin'a. Czuję żrące uczucie w moim gardle, na co się krzywię i zamykam oczy. Proszę o jakieś picie i ku mojemu zaskoczeniu ten sam śmierdzący pijaczyna wręcza mi odkręconą butelkę coli. Dziękuję uśmiechem i sama nie wiem, kiedy kolejna zawartość trzech kubków ląduje w moim żołądku.

    Uczucie uniesienia sprawia, że czuję się lepiej i nim mogę się zorientować jest godzina 17 a ja bawię się świetnie. Od dłuższej chwili moje ciało pokłada się ze śmiechu na kanapie, podczas gdy jeden z kolegów Justin'a opowiada gówniane żarty, chociaż w tej chwili słowo "kamień" spowodowałby mój śmiech.
-Muszę wiedzieć gdzie Justin.-uspokajam oddech, siadając na kanapie.
-Na górze z jakąś panną.-przytakuje głową i wstając, kierując się na górę. Dłuższą chwilę musiało to zająć, jednak kiedy to się udało automatycznie skierowałam się do sypialni przyjaciela. Nie patyczkuję się w pukanie, tylko otwieram drzwi. Widzę jak jego głowa porusza się na jej lewej piersi na co marszczę brwi.
-Wystarczy, kurwa serio.-zasłaniam oczy i cierpliwie czekam aż dziewczyna wyjdzie. Kiedy to się dzieje podchodzę do łóżka i kładę się na nim bez zbędnych ceregieli. Okrywam swoje ciało kołdrą i ziewam.
-Serio Ana, jesteś nienormalna.-dźwięczny śmiech Justin'a sprawia, że otwieram oczy i również się uśmiecham.
-Chciałam spać, a tylko ten pokój ma zamek.-wzruszam ramionami, zmieniając pozycję na siedzącą.-Chcesz to mogę wyjść.
-Jesteś zalana, nie puszczę Cię nigdzie.-jego ciało siada na przeciw mojemu na co śmieje się lekko. Wygląda pięknie z roztargnionymi włosami i spuchniętymi ustami. Jego ciało jest coraz bliżej a ja nie mogę powstrzymać uczucia pożądania. Nasze usta łączą się z brutalną siłą, przez co moje ciało ponownie opada na poduszki. Owijam swoje nogi wokół jego talii, chcąc mieć go bliżej siebie. Usta Bieber'a zjeżdżają na moją szyję. Zagryza jedno miejsce na co jęczę, wiem, że dzisiejszy dzień będzie ciężki do wyjaśnienia, ale nie obchodzi mnie to, na pewno nie teraz. Chłopak zwilża podrażnione miejsce, aby po sekundzie ponownie je zagryźć. Zamykam oczy oddając się uczuciu błogiego podniecenia, do póki nie słyszę ostrego walenia w drzwi, jednak nasze ciała odrywają się od siebie w momencie, w którym Justin opada na ziemię. Piszczę szybko, podbiegając do jego napastnika, którym jest pieprzony Zayn wraz z Harrym. Justin stara się bronić i gdyby nie fakt, że jest ich dwóch z łatwością dałby radę wydostać się z opresji. Panikuję przez dłuższą chwilę, i motywacją do działania jest jęk rozpaczy Justin'a i jego krew spływająca na białą koszulkę. Otwieram szeroko oczy i uderzam pięścią w plecy Harrego. Moje uderzenie pozostaje obojętne, dlatego wykorzystuję sprawdzoną metodę-ciągnę go za włosy, odchodząc z nim do tyłu. Jego ręce szybko odnajdują moją, która trzyma włosy i wyrywa się. Trzyma mnie przodem do siebie, dlatego wykorzystuję chwilę i podnoszę kolano zderzając się z jego czułym miejscem. W momencie, w którym chłopak zwija się z bólu do pokoju wbiega Elizabeth, odciągając Zayn'a. Jej ostre spojrzenie tnie moją skuloną osobę na kawałki. Czuje się podle, tak bardzo podle bo to wszystko moja wina. Mogłam kurwa wrócić po prostu do domu.
-Jesteś pijana.-mówi, jednak nie mam odwagi się odezwać. Stoję cicho w miejscu obserwując Elizabeth, Justina, który ściera krew koszulką, Zayn'a który jedynie się przygląda a na Harrego nie chce patrzeć.-Jesteś kurwa pijana!-krzyczy.-Jak możesz być tak nieodpowiedzialna aby drugi raz wchodzić w to samo gówno! Myślałam, że stałaś się odpowiedzialniejsza po tym wszystkim, ale Ty po prostu zamiast iść do szkoły, przychodzisz tu i pijesz! Jesteś małą idiotką, wiedząc, że jeszcze wczoraj brałaś leki! Chciałam być obojętna na Twoje wybryki, chciałam wierzyć, że nie sprawiasz problemów, ale problemy to Twoje drugie imię! Zayn się na Ciebie skarżył, każdy inny też! Jesteś niemiła, podła i wredna! I wiesz co? Tak bardzo żałuje, że rodzice nie wzięli ze sobą do tego jebanego samochodu Ciebie!-otwieram szeroko usta czując jak jej słowa rozrywają mi serce.
-Elizabeth..-mówi Zayn, jednak zostaje zignorowany.
-Miałabym święty spokój! Mogłabym żyć jak chce żyć, chociaż wiesz co Ana? Wydaje mi się, że oni popełnili samobójstwo, to nie był wypadek, bo mając taką córkę jak Ty sama chciałabym umrzeć! Żałuje, że mam Cię pod opieką, jesteś...-łzy sunęły po mojej twarzy i nie chciałam ich zatrzymywać. Jej słowa zabiły mnie, nie fizycznie ale psychicznie. Nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek była w stanie powiedzieć w moją stronę tyle okropnych słów, wiedząc, że strata rodziców była czymś co spowodowało mój rozkład. Wiedząc to, brnęła w obrażanie i doszczętne wyniszczanie mojego serca.
Ominęłam jej ciało i nie biorąc ze sobą nawet kurtki czy torby, wybiegłam z domu. Nie chciałam nikogo widzieć, nie chciałam ich znać. Jak mogła mi powiedzieć to wszystko?
Biegłam Londyńskimi ulicami ignorując zimno jakie opanowywało moje ciało. Łzy nadal sunęły po pliczkach, ale ja nie starałam się ich ścierać, wiedząc, że na ich miejsce wstąpią nowe.
   Zatrzymuje się pod domem i wbiegam do niego, ignorując dziwaczne spojrzenia reszty chłopców. Zamykam się w pokoju i automatycznie wyciągam walizkę spod łóżka, pakując do niej kilka bluzek, spodnie i bieliznę.
-Jestem chodzącym problemem kurwa tak?-krzyczę sama do siebie, sięgając na szczyt szafki, wyciągając z niej słoik z pieniędzmi. Nie wiem ile ich tu jest, miałam je zatrzymać na wesele Elizabeth, ale pieprze to. Chowam całość do kieszeni. Zamykam walizkę i zrzucam ją z okna na tył domu, wiedząc, że dołem nie wyjdę. Wyjmuję z szafy kurtkę i naciągam ją na siebie.

"Tak bardzo żałuje, że rodzice nie wzięli ze sobą do tego jebanego samochodu Ciebie!"

Jej słowa odbijają się echem w mojej głowie.


"To kurwa nieprawda! nie jestem problemem!"

-Ana? Wszystko okej?-pukanie do drzwi i spokojny głos Liam'a zmuszają mnie do szybszego wyjścia.
-T-tak po prostu muszę się przebrać.-odpowiadam mając na uwadze swój rozpaczliwy ton.
-Okej, poczekam na dolę. Zrobiłem ciasteczka, więc obejrzymy coś i mamy przekąski.-odpowiada i w momencie, w którym słyszę jak schodzi, wyskakuję z okna. Tutaj nie jest wysoko, więc mam pewność, że moje kości będą w całości. Chwytam walizkę i przebiegając przez ogród kieruję się na peron. Nie wiem dokąd chce jechać, wiem, jedynie, że jak najdalej stąd.
Wyciągam telefon w momencie, w którym słyszę dzwonek informujący mnie o połączeniu. Na wyświetlaczu widzę twarz Elizabeth, na co rozłączam się. Nie chce jej znać.
Kolejne połączenie jest od Zayn'a, jakby idiota myślał, że odbiorę.
Zliczyłam około 25 połączeń ogólnych.
Weszłam na stację, podchodząc do okienka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu uważnie skanując każdy detal, chcąc zaoszczędzić na czasie. Pytanie czy chciałam wyjechać? Tak, czy to zrobię? nie. Jestem zbyt strachliwa aby wsiąść do pociągu sama, poza tym konduktor od razu poinformowałby policję, na widok nieletniej dziewczyny całej zapłakanej.
Przeprosiłam Panią za oknem i wyszłam z budynku, kierując się w jedno miejsce, które może pomóc mi duchowo. Muszę uspokoić swoje myśli, ale jedno wiem na pewno. Elizabeth popełniła ogromny błąd mówiąc to wszystko. Nie powinna nigdy poruszyć tego tematu.
Ponownie wyjmuje telefon, kiedy słyszę dobrze mi znany dźwięk przychodzącej wiadomości.

Harry: Nie rób nic głupiego, okej?
Ja: Pierdol się, okej?

Nie muszę długo czekać na odpowiedź.

Harry: Jesteś zła, roztrzęsiona rozumiem Cię. Powiedz gdzie jesteś, przyjadę, zabiorę Cię do domu i pogadacie z Elizabeth. Ona żałuje swoich słów.

Biorę głęboki oddech.


Ja: Jestem w drodze do NY.

Harry: Odwróć się.

Biorę głęboki oddech i wykonuje polecenie. Moje oczy zachodzą mgłą na widok bruneta, który stoi za mną i patrzy w sposób delikatny i współczujący.
-Jak Nowy Jork?-śmieje się słabo, nie mając siły na więcej.
-Okej a Londyn?
-Też.-odpowiada i nie wiedząc czemu przyciąga mnie do siebie, a ja rozklejam się jak małe dziecko. Chłopak siada na ziemi a ja robię to samo. Czuję się tak słaba, niestabilna i poszkodowana.
Czy przez to, że byłam pijana, zasłużyłam na tyle okropnych słów?
Szlocham głośno, kiedy jego duża dłoń zaczyna gładzić moje plecy i pomimo, że mam na sobie kurtkę, czuję ciepło jaką emituje.
Chciałabym tu zostać i zamarznąć, cokolwiek aby nie czuć okropnego uczucia odrzucenia i bólu.
-Nie chce wracać do domu.
-Byłem na to przygotowany. Zamieszkasz u mojej mamy. Masz chusteczkę.-przyjmuje podarek, wycierając oczy i wydmuchując nos.
-A oni wiedzą? Poza tym nie wiem czy to dobry pomysł, ona mnie nie zna.
-Tak, ale żadne z nich nie przyjdzie do Ciebie, kiedy nie wyrazisz na to zgody.-skinam głowę i podnoszę się z ziemi z jego pomocą.-Moja mama Cię pokocha Ana.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?-ignoruję jego wypowiedź o mamie, bo wiem, że to nie prawda. Jakim sposobem ktoś kto mnie nie zna ma mnie pokochać, kiedy moja siostra nawet nie potrafi darzyć mnie tym uczuciem?
-Odkąd wyszłaś z domu, ja byłem krok za Tobą.-informuje mnie.
-Kazali Ci co?-pytam ruszając. Chłopak prycha śmiechem i patrzy na mnie mówiąc niemo "żartujesz sobie ze mnie?"
Resztę drogi przemierzamy w ciszy do póki do póty nie stajemy pod dużą furtką, mamy Harrego.
-Muszę Ci coś powiedzieć. Mama myśli, że jesteśmy parą, wie o Tobie prawdę, znaczy sytuację życiową, ale myśli, że jesteś moją dziewczyną.-nim mogę cokolwiek powiedzieć, chłopak dzwoni do drzwi a ja słyszę radosny okrzyk "W końcu!"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za opóźnienie względem rozdziału, jednak mój internet jest do dupy. Zresztą nic z internetem, jednak niedawno zmarła moja koleżanka ze szkoły i to było głównym powodem do mojej nieudolności zdrowego myślenia.
Rozdział i tak nie jest na wysokim poziomie, jednak musicie zrozumieć, że czuje się jak gówno. Nie potrafię zrozumieć tego co się dzieje w moim życiu, bo dzieje się zbyt wiele. Znaczy prócz pogrzebu Magdy jest dobrze, no i nie licząc kłótni z mamą. Ale jesteśmy tylko ludźmi, więc to normalne się pokłócić.
Plotę bez sensu, więc musicie mi wybaczyć.
Mam nadzieję, że rozdział zaliczy się do tych "znośnych".
Proszę Was również o aktywność i komentarze, to dla mnie naprawdę, naprawdę ważne, bo widzę kto czyta i na tym mi zależy-na odbiorze przez daną grupę czytelników.
Kończąc dodam, że dziękuję ogromnie za zeszłe komentarze, kocham Was mocno dzióbki xx